logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
ks. Tomasz Jelonek
Rodzina i społeczeństwo
Wydawnictwo Salwator


Wydawca: Salwator
Rok wydania: 2010
ISBN: 987-83-7580-150-7
Format: 145x205
Stron: 288
Rodzaj okładki: miękka 
 

Kup tą książkę

 

Nas dwoje i to trzecie

Dotykamy problematyki miłości i małżeństwa. Były w Kościele takie prądy, które nie stały się nigdy oficjalnym wyrazem nauki Kościoła, a które uważały ciało ludzkie i małżeństwo za coś złego, a nawet pochodzącego od diabła. Kościół zawsze przeciwstawiał się takiej nauce i uznawał ją za herezję. Jednak podskórne wpływy takiego złego myślenia przenikały do świadomości ludzkiej i dlatego trzeba silnie podkreślać, że ciało ludzkie stworzył Bóg i On przeznaczył człowieka do małżeństwa, choć nie wszyscy są do tego powołani. Są powołania, na drodze których człowiek inaczej realizuje to, co zostało złożone w jego naturze. Ogólnie jednak można stwierdzić, że od początku człowiek został stworzony do małżeństwa. Pismo Święte, mówiąc o stworzeniu człowieka, podkreśla, że pierwszych ludzi stworzył Bóg – jako mężczyznę i kobietę. Płeć pochodzi od Boga. W drugim natomiast opisie stworzenia czytamy, że Bóg stwierdza: Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam. Drugi opis stworzenia (Rdz 2,4b-25) pokazuje nam Boży model małżeństwa. Człowiek jednak przez swoje nieposłuszeństwo odszedł od Boga i zadał ranę planowi, jaki Bóg miał względem niego.

To, co w planie Bożym było właściwie poukładane, zostało przestawione, tym samym zburzono harmonię. Wiele wartości pozostało, ale nieporządek wdarł się w sferę ludzką, szczególnie w sprawy ciała i małżeństwa. Nie odrzucamy wartości ciała i małżeństwa, ale zdajemy sobie sprawę z niebezpieczeństw i trudności. To, co miało być wspaniałe, bardzo często jest profanowane. Ażeby uratować wartości związane przez Boga z małżeństwem, trzeba wiele wysiłku. To nie jest sprawa łatwa, ani prosta – ażeby była wspaniała, trzeba się trudzić.

Bóg, stwarzając człowieka jako istotę płciową, dał mu zadanie powoływania nowych istot ludzkich, przekazywania życia. To jest cel rozróżnienia płci – aby ludzie mogli przekazywać życie. Nowy człowiek, który jest celem małżeństwa i wynikiem życia małżeńskiego, jest istotą stworzoną ku nieśmiertelności. Ma on nie tylko ciało, które dają mu rodzice, ale przede wszystkim nieśmiertelną duszę i jest z tego powodu wartością nieskończoną.

Jeżeli nie uwzględni się tego na pierwszym miejscu w problematyce małżeńskiej, to łatwo się w niej pogubić teoretycznie i praktycznie. Nie odpowie się wtedy na wezwanie wynikające z daru płci. Jest to zadanie wielkie i bardzo odpowiedzialne.
Każde życie ludzkie otwarte jest na życie wieczne, dlatego przekazywanie go jest sprawą niezwykle odpowiedzialną. Bóg uczynił człowieka mężczyzną i kobietą. Odnośnie do różnicy płci trzeba podkreślić, że nie ma tu nikogo lepszego czy gorszego. Oni są różni od siebie, ale pod względem człowieczeństwa i dziecięctwa Bożego są równi. O równości Pismo Święte mówi wtedy, gdy przedstawia kobietę wziętą z mężczyzny. Są z tego samego, więc są tym samym. Trzeba również obok równości podkreślać inność, bo dziś pojęcia te straciły swą jednoznaczność. Oni są inni, inne mają zadania życiowe i dlatego na czym innym będzie polegała wielkość mężczyzny, a na czym innym wielkość kobiety. W pewnym okresie ideałem kobiety miała być traktorzystka lub mistrz budowlany. Celowo zapominano, że kobieta stworzona jest nie dla traktora lub cegły, ale do czegoś o wiele większego – aby była matką. Jeżeli się chce zniszczyć naród, trzeba mu wmówić, że nie powinien mieć matek, a kobietom należy wskazać inne ideały.

Wspomniane wyżej ideały są zakamuflowaną formą przekonania, że jedynie mężczyzna jest istotą wartościową, a kobieta jedynie o tyle, o ile potrafi mu dorównać. Takie poglądy głosi się w imię emancypacji kobiet, a w rzeczywistości jest to przekreślenie właściwej godności kobiety. Gdyby postawić problem odwrotnie i kazać mężczyźnie być równym kobiecie, to nie miałby on żadnych szans. Macierzyństwo jest właściwością kobiety i decyduje o jej wielkości.

Pozorne wyzwolenie kobiet skazało je na konieczność pracy poza domem i w domu. Różnica płci wymaga, aby kobieta starała się być kobietą, a mężczyzna mężczyzną. Każde z nich ma wiele do osiągnięcia, a ich wartość będzie się liczyć według wierności własnemu powołaniu. Kobieta winna dążyć do macierzyństwa, jeżeli nie zawsze w sensie fizycznym, to zawsze w wymiarze duchowym. Ona ma w sobie rozwijać macierzyństwo. Tak zwana stara panna jest to kobieta, która nie rozwinęła w sobie postawy macierzyństwa i dlatego ulega frustracji.

Matką można być dla człowieka lub dla jakiejś sprawy. Wszystkie wielkie sprawy potrzebują matki. Jezus, zakładając Kościół, też dał mu Matkę. Kobieta może być matką w sensie fizycznym lub duchowym, ale jeżeli z tego zrezygnuje, staje się karykaturą, zwichrowany instynkt kieruje się na przykład na pieska lub kotka.
Mężczyzna stworzony jest dla ojcostwa, aby dawał inicjatywę, aby swoją siłą i energią podtrzymywał dzieła. To nie tylko kwestia płodzenia dziecka, to postawa wymagająca energii, panowania nad sobą. Znów nieporozumieniem jest przekonanie, że chłopak musi się wyszumieć. Mężczyzna musi mieć energię, ale nie po to, aby wszystko niszczyć, gwałcić, łamać. To musi być energia, która przede wszystkim musi jego samego trzymać w ryzach. Jeżeli tego nie ma, nie można mówić o męskości, choćby nie wiadomo jak manifestowanej. Opanowanie samego siebie pozwala być podporą i opieką, a to jest trudne zadanie mężczyzny.

Realizacja macierzyństwa i ojcostwa w sposób fizyczny lub duchowy jest sprawą osobistego powołania, odczytania Bożej myśli w stosunku do każdego człowieka. Mężczyzna i kobieta stworzeni są do miłości, ale miłość to nie tylko to, co niezależnie od człowieka rodzi się w sferze emocjonalnej. To jest jakieś zafascynowanie wartością, jaką są dla siebie wzajemnie mężczyzna i kobieta – wartością pozwalającą na wzajemne uzupełnianie się. Często jest to zafascynowanie tylko stroną zewnętrzną. To jeszcze nie jest miłość, choć często się od tego zaczyna. Na tym trzeba budować nie zmienne uczucie, ale postawę, która przede wszystkim jest postawą wzajemnego służenia. Kocha się, jeżeli się służy. Uczucie może się wypalić, ale postawa miłosnej służby musi trwać. Prawdziwa miłość musi być dawaniem, ubogacaniem. Jeżeli to, co ludzie nazywają miłością, odwodzi ich od Boga, to nie jest to miłość. Miłość ma ubogacać, a jeżeli ludzie odbierają sobie największą wartość, jaką jest Bóg, trudno w takim przypadku mówić o miłości. To jest przeciwieństwo prawdziwej miłości.


 



Pełna wersja katolik.pl