logo
Środa, 24 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bony, Horacji, Jerzego, Fidelisa, Grzegorza – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
o. David Foster OSB
Przewodnik po głębszej modlitwie
Wydawnictwo M


 

 
Zakorzenieni i ugruntowani w modlitwie
 
Co się tyczy tego wszystkiego, co tu powiedziano, istnieją pewne praktyczne rady, które mogą nam pomóc, jeśli chcemy przyczynić się do pogłębienia swojej modlitwy. Nie są one receptą, gwarantującą wyniki, ale pozwalają uniknąć niektórych podstawowych błędów, które utrudniają modlitwę, zwłaszcza nam, żyjącym w zapracowanym świecie, przykładającym zbyt wielką wagę do działania i produkcji. Kluczowe idee można streścić w takich wyrażeniach jak „koncentracja” i „poszukiwanie swojego centrum”. Generalnie uważam je za stawianie stóp na ziemi, świętej ziemi modlitwy, albo – za pomocą metafory elektrycznej – uziemianie się. W dużym stopniu przypomina to porady co do relaksacji, medytacji (w światowym rozumieniu dyscypliny umysłowej) itp. W tych przypadkach jednak nasze wysiłki kierują się wyłącznie ku nam samym. W przypadku modlitwy kierujemy naszą uwagę i energię ku Bogu. Niemniej techniki te mogą nam pomóc uwolnić energię i umiejętność skupiania uwagi i wykorzystać je dla odbycia podróży duchowej – jak często się ją nazywa – z umysłu do serca. Wykracza ona poza psyche w sferę ducha. Nie wolno dopuścić, by techniki i ich korzyści psychiczne tak nas pochłonęły, że ominie nas wewnętrzna podróż modlitwy!
 
Modlitwa umożliwia tę podróż, jest to ścieżka, którą podążamy, by dotrzeć do swojego centrum. Modlitwa nie zaczyna się dopiero wtedy, gdy osiągniemy tę wewnętrzną wolność, czy jakkolwiek byśmy to opisali. Modlitwa jest kwestią pragnienia, a pragnienie zawsze wiąże się z czymś, co pozostaje niezaspokojone. Starożytni widzieli to tak, że serce jest miejscem modlitwy, miejscem, gdzie odnajdujemy Boga i możemy przekroczyć siebie w dążeniu do Jego miłości. Już samo rozpoczęcie tej podróży jest odpowiedzią na przyciąganie miłości Bożej, a modlitwa jest odpowiedzią na przyciąganie, które sprawia, że nasze serce jest niespokojne. Istnieje też niepokój wynikający z walki, jaką toczymy naszą modlitwą z kulturą duchową sprzeciwiającą się Bogu, jak również z naszą własną słabością i podatnością na zranienia, które wystawiają nas na pastwę siły przyciągania grzechu. Podróż modlitwy może się wydawać ścieżką wyjątkowo niepewną, kiedy jesteśmy naprawdę świadomi chwiejności ludzkiej natury, jak określono grzech pierworodny. Nie wolno nam się tym martwić. To po prostu należy do ludzkiej egzystencji i z pewnością odbija się na naszej modlitwie. Jednak pełni też pozytywną funkcję, gdyż przypomina nam, że mamy być cierpliwi i pokorni, żeby pozwolić Bogu dokonać dzieła, którego sami nie potrafimy dokonać. Uzmysłowił to sobie św. Piotr, kiedy zaczął tonąć: wystarczyło jedynie spojrzeć na Jezusa, aby mógł chodzić po wodzie (Mt 14,22-33).
 
Kluczowa myśl, jaka kryje się za postawieniem naszych stóp na ziemi modlitwy, jest taka, że należy się nauczyć, jak zogniskować swoją uwagę na głębszym poziomie duchowej świadomości niż zwykły poziom codziennej percepcji zmysłowej i praktycznego myślenia. Jest to również poziom głębszy niż nasze uczucia, poziom, gdzie możemy nawiązać kontakt z całym swoim jestestwem, a także głębszy kontakt ze światem wewnętrznym i zewnętrznym. Jest to ta głębsza rzeczywistość duchowa, którą nazywamy sercem – centrum naszej jaźni, gdzie mieszka Bóg. Jeśli nauczymy się dostrajać do tej rzeczywistości, będziemy mogli rozbudzić i kultywować poczucie Bożej obecności oraz uczynić ją odczuwalną dla innych.
 
Chociaż takie pojęcia, jak ugruntowanie, skupienie czy koncentracja, są tylko metaforami metody wchodzenia w modlitwę, to jednak wiele mówią o tym, co usiłujemy osiągnąć na tym głębszym poziomie. Jest to idea często wykorzystywana przez Th omasa Mertona i innych będących pod jego wpływem, a oznacza coś dużo więcej niż tylko rodzaj modlitwy. Dotyczy ona ludzkiej integralności i duchowej dojrzałości, ukazującej otwartość na rzeczywistość i na innych ludzi, naszą zdolność „bycia dla nich”. Ktoś, kto jest ugruntowany, jest stabilny, jest źródłem stabilności dla innych. Podobnie jak w przypadku uziemienia elektrycznego taka osoba może zapobiec zwarciu. Człowiek skupiony to ktoś, kto osiągnął ten rodzaj samowiedzy, jaka wyrasta wyłącznie z łączności w wymiarze duchowym ze źródłem swojego bytu, jakkolwiek byśmy to rozumieli. W tym kontekście skupienie mówi także o tym, na ile jasna jest nasza świadomość, z jaką widzimy innych i siebie samych mniej egocentrycznie. A wiążących się z tym zasadniczych postaw troski, zaufania i szacunku najlepiej uczymy się na modlitwie.

 



Pełna wersja katolik.pl