"Pozdrowiła Elżbietę..."

Modlitewniki zawsze na swój sposób rozważają pokorę Najświętszej Panny: "Rozważaj duszo chrześcijanina, jak Najświętsza Panna, Nasza Pani, chociaż była Matką Zbawiciela a Elżbieta matką świętego Jana Chrzciciela, dokonała aktu ogromnej pokory, udając się z pośpiechem, aby pozdrowić ją jako pierwsza".

My zaś odrzucamy z człowieczeństwa Maryi ten tak wypracowany aspekt. Nie umiemy wyobrazić sobie Najświętszej Panny, która zastanawia się nad faktem, by udać się i pozdrowić jako pierwsza: "Zastanawiając się głębiej, to powinna raczej Elżbieta... Ale ostatecznie pozdrowię ją jako pierwsza, by dać przykład".

Wybaczam, Maryja!
Nie, nie.

To raczej my, którzy tak często roztrząsamy kwestie naszych tytułów i nieustannie deklarujemy zarozumiałym tonem nasze prawa z wysokości wyimaginowanego piedestału, potrzebujemy zejść po schodkach z tego fałszywego tronu, na który wynieśliśmy się sami, aby stać się Tobie podobni. Bardzo dobrze kiedy dotyczy to naszego służenia innym.

Ale Ty, nie. Ty nie potrzebowałaś schodzić, by być na ziemi. Ponieważ Ty nigdy nie weszłaś na żaden piedestał. Nazywałaś siebie, ponieważ taką się czułaś, służebnicą Pana. A zatem z tego też powodu uważałaś się za służebnicę służebnic Boga. Wszystko w Tobie było tak naturalne, bez sztuczności. Wystarczyło wznieść oczy, jeśli chciało się popatrzeć na Boga lub po prostu rozłożyć ramiona i zbliżyć usta, by ucałować czoło kuzynki Elżbiety i wypowiedzieć codziennym głosem okolicznościowe pozdrowienie: "Pokój z tobą".

S. M. Iglesias


teksty pochodzą z książki: "Z Maryją na co dzień - Rozważania na wszystkie dni roku"
(C) Copyright: Wydawnictwo SALWATOR,   Kraków 2000
www.salwator.com