logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Radosław Molenda
Pokuta na finiszu
Idziemy
fot. Ben White | Unsplash (cc)


Nazywany spowiedzią, sakramentem przebaczenia, nawrócenia, pozostaje wciąż bardziej propozycją i przykrym wymogiem niż integralnym elementem naszego życia chrześcijańskiego. Tymczasem potrzebujemy go jako doświadczenia Bożego miłosierdzia. 
 
Kończy się Wielki Post. Ale zawsze jest dobry moment,
aby żałować za swoje grzechy.
 
Sakramentowi pokuty i pojednania poświęcono już tyle książek i kazań, że zgromadzone i spisane wypełniłyby niejedną bibliotekę. Nazywany także spowiedzią, sakramentem przebaczenia, nawrócenia, pozostaje wciąż bardziej propozycją i przykrym wymogiem niż integralnym elementem naszego chrześcijańskiego życia. Tymczasem potrzebujemy go jako doświadczenia Bożego miłosierdzia.
 
Kulawe statystyki
 
Wyniki sondażu przeprowadzonego ostatnio wśród katolików „wierzących i praktykujących” przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego (ISKK) mogą nastrajać optymistycznie: wszyscy pytani deklarują, że spowiadają się przynajmniej raz w roku, a prawie połowa – raz w miesiącu. Dla 47,4% z nich spowiednik to kierownik pomagający dokonywać właściwych życiowych wyborów, choć dwie trzecie woli spowiadać się u księdza, którego nie znają. Spodziewają się, że kapłan pomoże im w dobrej spowiedzi przez zadawanie pytań.
 
Ksiądz prof. Witold Zdaniewicz, kierownik ISKK, studzi entuzjazm. – Sondaż dotyczył tylko katolików „bardziej wierzących”, więc z punktu widzenia ogólnych badań jego wyniki są nieco zawyżone – zaznacza. Poza tym odpowiedzi sondowanych miały charakter deklaratywny, więc mogą pozostawać w sferze pobożnych życzeń. Sami kapłani także podchodzą do sondażu z rezerwą. – Wyliczanie statystyk wśród ludzi będących w Kościele to podstawowy błąd, który robimy, a jeszcze w dodatku się tym fascynujemy – śmieje się ks. Dariusz Miros. – Pytanie praktykujących, czy praktykują, nie ma większego sensu. Gdyby tak przejść się po blokach, popytać ludzi, którzy do kościoła chodzą raz w roku ze święconką – statystyka byłaby zupełnie inna. O wiele ważniejsze są pytania o tych, których w kościele nie ma, do których trzeba dotrzeć – dodaje. Z pewnością ważniejsze niż wszystkie statystyki są pytania o to, dlaczego wielu zdeklarowanych katolików przystępuje do spowiedzi rzadko albo wcale? Dlaczego z tym sakramentem mamy kłopoty?
 
Rozmowa z miłosiernym ojcem
 
Wbrew pozorom niemal wszystkie trudności, jakie mamy z sakramentem pokuty, biorą się nie ze wstydu powodowanego przez nasze grzechy, ale z naszej nieznajomości Boga lub Jego fałszywego obrazu. – Jeśli Boga nie znamy i nie wiemy, że Jego zamiary wobec nas są jedynie dobre, to widzimy w Nim surowego sędziego. Nic dziwnego, że trudno nam się do Niego modlić, a jeszcze trudniej mówić o własnych grzechach. Na myśl o spowiedzi pojawiają się przed oczami paragrafy, spisy grzechów i zaczynamy kombinować czy już zgrzeszyliśmy, czy jeszcze nie i jakie nam za to grożą konsekwencje. Nie dziwię się, że człowieka ogarnia lęk, a sakrament pojednania i przebaczenia wydaje się przykrym obowiązkiem – mówi ks. prał. Jan Sikorski, obecnie wikariusz biskupi ds. formacji kapłańskiej w archidiecezji warszawskiej.
 
Czym zatem jest sakrament pokuty i pojednania? Najlepiej jego istotę oddaje określenie, że jest to uzdrawiająca, oparta na wierze rozmowa miłosiernego Boga i przychodzącego do niego ze swoją „nędzą” penitenta. W tej rozmowie zaś pośredniczy kapłan. – Przyjaźń oznacza jaźń przy jaźni, gdzie dwie jaźnie idą obok siebie. Jeśli jesteśmy zaprzyjaźnieni z Bogiem, idziemy obok niego. Zawsze możemy na Nim polegać, ale nie zawsze On może polegać na nas. Czasami za Nim nie nadążamy. Wtedy trzeba – jak przyjacielowi – powiedzieć „nie daję rady”. Na tym polega spowiedź. Bóg wtedy nie pogniewa się na nas, ale uśmiechnie się i powie: nie martw się, pomogę Ci – mówi ks. Sikorski.
 
Najlepiej można zrozumieć, kim jest Bóg, gdy popatrzymy na miłosiernego Ojca z przypowieści o synu marnotrawnym (Łk 15,11-32). – Ta scena z Pisma Świętego odkrywa właściwy sens spowiedzi. Syn odkrył, że zgrzeszył i postanowił skruszony wrócić. Ze strony Ojca ani razu nie pada słowo „grzech” czy „wina”. Nie zastanawia się, co też ten syn narobił, ale wypatruje czy wraca. Pierwszy po niego wyszedł i cieszyli się obaj – tłumaczy ks. Sikorski.
 
Wiele o Bogu mówi także piękny, pełen symboli obraz „Powrót syna marnotrawnego” Rembrandta. Obejmujący syna ojciec nie ma na twarzy gniewu, ale radość. Jego dłonie – każda inna – symbolizują „ojcowską” sprawiedliwość i „matczyną” miłość. Tak właśnie jest z sakramentem pokuty i pojednania. Choć – jak pisał kard. Stefan Wyszyński w nieco zapomnianej dziś książce „Miłość miłosierna” – Bóg jest bardziej miłosierny niż sprawiedliwy, to właśnie sprawiedliwość wymaga, by swój grzech odkryć, nazwać i uznać. Dlatego do dobrej spowiedzi konieczne są tzw. akty penitenta, które Kościół streścił jako 5 warunków dobrej spowiedzi (patrz – ramka). Pierwsze trzy powinny dokonać się jeszcze przed przystąpieniem do konfesjonału, niestety często je lekceważymy. To skutkuje „odwalaniem spowiedzi”. Jednak dla ważności sakramentu niezbędne są wszystkie jego warunki. – Co w sakramencie pokuty jest najważniejsze? Na pewno nie jego historia, nie przygotowanie do spowiedzi, ani nawet nie samo pójście do konfesjonału, ale skrucha, żal za grzechy – pisze z kolei w „Przewodniku dla zniechęconych” o. Tomasz Pawłowski OP.
 
Wytłumaczyć spowiedź
 
Jak i po co się spowiadać? I dlaczego księdzu? Choć liczne pytania nie oddają istoty tego sakramentu, warto – dla psychicznego komfortu i przezwyciężania oporów – na te pytania odpowiadać.
 
– Zapytałem młodzież o powody unikania spowiedzi i usłyszałem: bo znajomy ksiądz, bo boimy się, że nie dostaniemy rozgrzeszenia, bo zapomniałem regułki, bo jestem leniwy, bo nie widzę w tym pomocy dla siebie, bo wracam ciągle do tych samych grzechów itd. – opowiada ks. Miros. Tę listę z pewnością można przedłużyć choćby o problemy z konkretnym nazywaniem swoich grzechów. Znaczy to, że nie bardzo radzimy sobie już z pierwszym warunkiem dobrej spowiedzi – rachunkiem sumienia. Czym on jest? Jest tyle sposobów i metod rachunku sumienia, ile jest osób, które go odprawiają. Święty Ignacy z Loyoli uczynił z rachunku sumienia prawdziwą sztukę rozeznawania. Warto ją posiąść, jednak nie jest to niezbędne. – Proponowałbym odpowiedzieć na pytanie: Panie Boże, jak Ty na mnie patrzysz? Co Cię we mnie cieszy, co martwi, co Ciebie we mnie obraża? Najważniejsze jest konfrontować swoje życie z Jego miłością, odpowiedzieć szczerze jedynie na trzy pytania, w których zawierają się wszystkie inne: jaki byłem wobec Boga, wobec siebie, w końcu wobec innych? – tłumaczy ks. Sikorski.
 
– Lęk przed odmową rozgrzeszenia jest nieuzasadniony. Jeśli mamy postawę: „do tego grzechu się nigdy nie przyznam”, to już lepiej do konfesjonału nie podchodzić. Jeśli podejmiemy świadomą decyzję nazwania po imieniu naszego grzechu i zerwania z nim – to od konfesjonału odejdziemy zawsze rozgrzeszeni. – tłumaczy ks. Dariusz Sieczkowski z diecezji włocławskiej. Jeżeli żałujemy, to na pewno w czasie spowiedzi wszystko nam będzie darowane. Jednak nie zawsze spowiedź musi skutkować rozgrzeszeniem i nie ma w tym żadnej tragedii. – Jeśli ktoś nie widzi swoich grzechów, to trudno. Spowiedź nie jest dla spowiednika, ale dla penitenta. To on musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy chce zrobić coś dla siebie, zadbać o swoją kondycję duchową. Warto porozmawiać z nim, jak widzi siebie i swoją relację z Bogiem, zachęcić do modlitwy, lektury duchowej, zastanowienia nad sobą i przystąpienia do sakramentu pokuty później – wyjaśnia o. Łukasz Kubiak, dominikanin, teolog, psychoterapeuta i popularny wśród młodzieży akademickiej spowiednik. – Nie można odmówić komuś rozgrzeszenia i nawet o tym z nim nie porozmawiać, bo będzie się czuł odrzucony – dodaje.
 
Spowiedź ma swój ryt, posiadający głęboki sens. Jednak regułki nie są najważniejsze. Jedyne, co nie podlega modyfikacji, to formuła udzielanego przez kapłana rozgrzeszenia. Jeśli ktoś do spowiedzi przychodzi po długim czasie i nie pamięta „co i jak” – wystarczy to powiedzieć księdzu, a poprowadzi nas przez sakrament.
 
Na lenistwo nie ma rady, jednak gdy ktoś stara się, a jednak nie widzi w sakramencie pokuty i pojednania pomocy w wychodzeniu ze swoich grzechów – musi pamiętać, że grzeszymy, bo jesteśmy grzesznikami, a nie odwrotnie – tłumaczy z kolei ks. Krzysztof Grzejszczyk. Grzeszyć będziemy zawsze, bo tacy już jesteśmy. Także powtarzanie grzechów jest czymś naturalnym. – Nasze życie nie zmienia się co miesiąc. Jesteśmy wciąż tymi samymi ludźmi, żyjemy w tym samym środowisku i warunkach. Jeśli ktoś mieszka z teściową i dochodzi do konfliktów, to po spowiedzi teściowa z jego życia nagle nie zniknie. Problem nie w tym, że powtarzamy te same grzechy, ale czy i jak staramy się ich na nowo nie popełniać – komentuje ks. Sikorski.
 
Spowiednik – trudność i szansa
 
Wiele dylematów budzi obecność w czasie sakramentu pokuty i pojednania drugiego grzesznika – spowiadającego kapłana. A przecież spełnia on ważną, ale „jedynie” podrzędną rolę wobec spotkania Boga z petentem. Nie jest ani autorem, ani adresatem wyznawanych grzechów, a tylko je w imieniu Boga przyjmuje i odpuszcza w ślad za Nim. Jest jak pas transmisyjny między penitentem i Bogiem. Na szczęście spowiednik-grzesznik dla penitenta to nie tylko trudność, ale i szansa – przez to, że są grzesznikami, są do siebie podobni. Spowiednik także się spowiada, w dodatku przed kolegami, z którymi dobrze się zna. Doświadczenie własnych upadków uczy go pokory w osądzaniu grzechów innych ludzi. – Można sobie wyobrazić idealnego, bezgrzesznego spowiednika, ale ja bym wolał spowiadać się u takiego z krwi i kości, który zmaga się z grzechem tak samo jak ja – mówi ks. Sikorski.
 
Daniel Ange, francuski zakonnik, założyciel wspólnoty „Jeunesse-Lumiere” (Młodość-Światło) i autor wielu książek dla młodzieży, lubi powtarzać swoim podopiecznym: – Kapłan patrzy na ciebie spojrzeniem samego Jezusa. Nie tylko nie przestanie cię szanować, lecz jego szacunek do ciebie wzrośnie, gdyż będzie pod wrażeniem twojej pokory, poruszony zaufaniem, jakim go obdarzyłeś. Z kolei o. Kubiak przyznaje: – Nie raz zdarza mi się spowiadać ludzi, którzy tak naprawdę uczą mnie wiary i ufności w Pana Jezusa oraz głębokiego życia chrześcijańskiego.
 
Spowiednicy mogą petentowi pomóc lub – czasami – przeszkodzić w spotkaniu z Bogiem. Często zarzuca się im nadmierną dociekliwość, ale inwencja penitentów w używaniu eufemizmów wobec niektórych grzechów nie zna granic. Nie dziwi więc, że czasami spowiednik nie rozumie. – Kiedy przychodzi 18-latka i wyznaje: „zawstydziłam mamusię" albo 8-latka, która „nie zachowała czystości" – spowiednik musi zapytać, o co chodzi, bo nagle może się okazać, że tę pierwszą mama przyłapała w łóżku z chłopakiem, a ta druga nie myła zębów – opowiada ks. Miros. Podobnie kiedy ktoś ukradnie chleb z piekarni – trzeba dopytać, czy zrobił to dla rozrywki, czy zmusiła go do tego bieda. Grzech pozostaje grzechem, jednak różna może być jego waga.
 
Penitent może sobie poszukać spowiednika, który mu najbardziej odpowiada. – Dobrze jest wybrać takiego, który niekoniecznie będzie głaskał po głowie, usprawiedliwiał, ale który będzie rozumiał nas i naszą sytuację, pomoże nam zobaczyć otchłań naszej grzeszności, ale też powie o otchłani Bożego miłosierdzia – mówi o. Kubiak.
 
Koniecznie trzeba też pamiętać, że Jezus może działać przez najnikczemniejszego nawet kapłana. – Udziela on tego samego Jezusowego przebaczenia, i to nawet gdy jest w stanie grzechu. Nasze winy będą jednakowo odpuszczone – mówi Daniel Ange. Jeśli dla penitenta spotkanie z Bogiem pozostanie nadrzędne – nie zaszkodzi mu ani niewygodny konfesjonał, ani mierny spowiednik. A że im dłużej człowiek trwa w grzechu, tym trudniej mu go zobaczyć, dlatego zawsze jest dobry moment na nawrócenie – zwłaszcza u kresu Wielkiego Tygodnia.
 
Radosław Molenda
Idziemy 16 marca 2008 
 
 



Pełna wersja katolik.pl