logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Ks. Rafał Masarczyk SDS
Podejrzany Kardynał
Magazyn Salwator


Podejrzany Kardynał

Często przy różnych okazjach słyszymy o nauce społecznej Kościoła. Najczęściej politycy, ubiegający się o nasze głosy w wyborach, zapewniają nas, że będą ją realizowali. Czym jest więc społeczna nauka Kościoła? Czy jest to trzecia droga życia społecznego? Coś między komunizmem a kapitalizmem?
Nic podobnego. Kościół od wieków nauczał swoich wiernych, że tak jak w życiu indywidualnym człowiek powinien kierować się pewnymi zasadami, tak też zasady moralne obowiązują w życiu społecznym. Polityk, który deklaruje się realizować społeczną naukę Kościoła nie mówi nic innego jak tylko to, że sprawując funkcję społeczną, będzie uczciwy i nie będzie krzywdził innych.

Aby zrozumieć zasady moralne, które powinny rządzić życiem społecznym należy zapoznać się z pojęciem dobra wspólnego. Człowiek w swoim życiu ma różne potrzeby, niektóre może zaspokajać sam, jak wyżywienie, ubranie i do tego pomoc państwa na ogół nie jest mu potrzebna. Natomiast są potrzeby, w zaspokojeniu których trzeba się organizować. Trudno bowiem, by każdy budował swoje drogi. Aby zorganizować te dziedziny życia potrzebne jest państwo. Jednakże, gdy jest realizowane dobro wspólne np.: budowa drogi, to Kościół nie mówi, gdzie droga ma być prowadzona, ani jak ma być budowana. Mówi natomiast, że przy jej budowie nie można nikogo krzywdzić. Nie można więc w imię tego zabierać ludziom ziemi bez odpowiedniego wynagrodzenia. Natomiast osoba posiadająca tereny przez które ma przebiegać droga, nie może także nie liczyć się z dobrem ogółu. Nie może np.: wyznaczyć ceny za swoją ziemię, której nikt jej nie jest w stanie zapłacić, blokując tym samym potrzebną inwestycję, chcąc przy tej okazji zarobić majątek. Społeczeństwo nie powinno bowiem krzywdzić jednostki, jednostka nie powinna krzywdzić społeczeństwa.

Bardzo dobrze rozumiał to Kardynał Stefan Wyszyński, kiedy w latach trzydziestych ubiegłego stulecia, jako wikariusz zaangażował się w tworzenie związków zawodowych. Powiedział wtedy że niesprawiedliwe jest, aby wysocy urzędnicy państwowi zarabiali krocie, a jednocześnie nie było pieniędzy na wypłaty dla tych najniżej postawionych. To rodzi uzasadnione poczucie krzywdy i zwraca tych ludzi ku ideologii komunistycznej. Wyszyński stał się więc dla niektórych człowiekiem podejrzanym.
W czasach komunistycznych protestował, gdy państwo rozwiązywało konflikty społeczne drogą siłową, posyłając wojsko i milicję. Uważał bowiem, że jest to niesprawiedliwe i krzywdzące. Stał się więc znowu człowiekiem podejrzanym.

Upominał się także o prawa rodziców do wychowywania dzieci zgodnie z swoimi przekonaniami. Głosił bowiem, że państwo nie ma prawa narzucać ideologicznego wychowania, że rodzice mają prawo i obowiązek wychowywania swoich dzieci. Znowu podpadł jako podejrzany element antysocjalistyczny.
Co dzisiaj powiedziałby do nas Prymas Tysiąclecia. Myślę, że upomniałby się o prawa najuboższych. Powiedziałby, że to niesprawiedliwie, że szuka się oszczędności w różnych instytucjach, zwalniając sprzątaczki, woźnych i innych pracowników niższego szczebla, gdy jednocześnie dyrekcja zarabia tysiące złotych; gdy nie ma pieniędzy na wynagrodzenie dla pracowników, lecz nie brakuje ich na wysokie pensje i nagrody dla zarządu.
Na pewno by powiedział, że należy od pracownika wymagać, lecz nie należy go przy tym poniżać. Znowu biedny Kardynał podpadłby i usłyszał, że jest populistyczny, czy nawet przypisano by mu tendencje lewicowe.

Na tym jego kłopoty by się nie skończyły, bo powiedziałby pracownikom, że nie można okradać swoich chlebodawców. Jak donosi gazeta Wprost nieuczciwość pracow- ników spowodowała straty w spółkach w wysokości 3,6 miliarda euro. Podpadłby więc znowu jako sojusznik kapitalistów.
Myślę, że jako znawca i głosiciel społecznej nauki Kościoła zwróciłby na te rzeczy uwagę. A co ja powiedziałbym ks. Kardynałowi Wyszyńskiemu?
"Jego Eminecjo, jak ktoś raz podpadnie, to już koniec, wlecze się to za nim do końca życia, a czasem i dłużej. Ale twoje podpadnięcie było nam potrzebne i obawiam się, że jest nam potrzebne i dzisiaj".

ks. Rafał Masarczyk SDS

 
 



Pełna wersja katolik.pl