logo
Czwartek, 18 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Apoloniusza, Bogusławy, Gościsławy – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Jacques Marin
Ogień i radość. Ewangelizacja w Duchu Świętym
Wyd Marianow


Ta książka nie jest kolejnym pobożnym apelem do księży i zakonników, jakoby ewangelizacja była tylko „ich sprawą”. To wezwanie do wszystkich ochrzczonych, żeby jeszcze raz przyjrzeli się swojemu chrześcijańskiemu dowodowi tożsamości i tym wszystkim racjom, które pozwalają im nazywać się ludźmi wierzącymi.

 
Wydawca: PROMIC Wydawnictwo Księży Marianów
Rok wydania: 2012
ISBN: 978-83-7502-335-0
Format: 116x190 Stron: 416
Rodzaj okładki: Miękka
 
 
Kup tą książkę
 

 

Rozdział 2

Z Maryją – modlitwa wiary


ELŻBIETA WYDAŁA OKRZYK
i powiedziała: "Błogosławiona jest, która uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Jej od Pana" (Łk 1, 45). Maryja, pełna miłości do Pana, jest przede wszystkim Tą, która uwierzyła. I w tym jest Ona dla nas wzorem do naśladowania. Codziennie oczekuje naszej ufnej modlitwy; dzięki Jej wstawiennictwu zostajemy wysłuchani. Św. Bernard, który tego doświadczył, stał się piewcą Jej matczynej, zawsze wiernej czułości: "Pomnij, o Najświętsza Panno Maryjo, że nigdy nie słyszano, abyś opuściła tego, kto się do Ciebie ucieka, Twej pomocy wzywa, Ciebie o przyczynę prosi...".

Dobrze jest dostrzegać Maryję Pannę, która towarzyszy nam na drodze wiary – zwłaszcza wówczas, gdy odkrywamy, jak mizernie przyjmujemy Boże łaski. Przy każdym nawróceniu, kiedy widzimy, jak bardzo różne życiowe wydarzenia nas ogałacają i przerastają, odnajdujemy na swojej drodze Maryję, która podaje nam pomocną dłoń.

Po wylaniu Ducha Świętego i duchowym wstrząsie, który się wtedy dokonał, zrezygnowałem, jako racjonalistycznie nastawiony chrześcijanin, ze swoich logicznych analiz, żeby oddać się ewangelizacji. Co mi pozostało? Serce, aby kochać! Owszem! Nie można było jednak temu sercu pozwolić pójść byle gdzie, bowiem by się zagubiło.

Ponieważ sprawcą mojego wewnętrznego rozbicia był nie kto inny, jak Duch Święty, Trzecia Osoba Trójcy Świętej, tak bliska Dziewicy Matce, nie zwlekał On z powierzeniem Jej mnie, biedaka, którego osobiste zabezpieczenia zostały obrócone w proch. Powróciłem wtedy do Różańca, z którym nigdy przecież całkiem się nie rozstałem. Jednak pewna zakonnica podarowała mi małą koronkę, puszczając do mnie przy tym perskie oko. Zacząłem z wiarą ufać Maryi, tak jak nauczyła mnie tego moja matka czterdzieści lat wcześniej.

Nie szukając nadmiernie Jej obecności, w ciągu dnia stwierdzałem, że troszczy się o mnie jak o własne dziecko, choć Jej o to nie prosiłem, a przede wszystkim, że wysłuchiwała mnie w sprawach duszpasterskich, i to w bardzo prosty sposób - wystarczyło jedno jedyne Zdrowaś Maryjo. Szybko zauważyłem, że dzięki tej modlitwie albo przychodząca do mnie osoba doświadczała bezpośredniego dotknięcia, albo ja sam otrzymywałem światło Ducha Świętego, by pomóc wiernemu, który w swojej nędzy spodziewał się Bożej pomocy za moim pośrednictwem. Czyż Duch Święty nie był już obecny w sercu tego, kto poszukiwał światła? Oczywiście był...

Kiedyś podesłano do mnie małżonków przeżywających trudności. Mogłem ich przyjąć dopiero o 22:00. Nigdy nie zapomnę wspomożenia Maryi, którego wówczas doświadczyłem.

I ona, i on zachowywali się agresywnie względem siebie i wykorzystywali to spotkanie, żeby się rozładować, wyrzucić z siebie same najgorsze rzeczy, do tej pory niewypowiedziane, przemieszane z zadawnionymi urazami. Miałem dość ciężki poprzedni tydzień i nagle – muszę się przyznać – zorientowałem się, że przysnąłem... Szybko nawiązałem kontakt, pogubiłem się jednak w tych mocno niedyskretnych wyznaniach. Wówczas, pod natchnieniem Ducha Świętego, czując zagubienie (ale z innego powodu niż oni), powiedziałem "Jesteście chrześcijanami!". Tak istotnie było, nawet pełnili pewne posługi w Kościele. "Odmówmy razem jedno Zdrowaś Maryjo".

Wybiła już 23:00. Ona powiedziała do swojego męża parę słów, których, niestety, nie pamiętam, on zaś odpowiedział: "Widzę, że mówisz to szczerze. W takim razie jutro o 8:00 rano zadzwonię do adwokata i odwołam spotkanie. Miałem się z nim widzieć o 10:00, żeby założyć sprawę o separację, i to natychmiast!". "Naprawdę?" – zapytała. Była to, niestety, prawda. W tym momencie obudziłem się na dobre.

Tak więc podczas tego Zdrowaś Maryjo powrócił spokój. Otrzymali pomoc w danym momencie i mogli zacząć do siebie powracać... Z minuty na minutę widziałem, jak działała w nich łaska sakramentu małżeństwa. Było już po północy, kiedy się pożegnaliśmy. Wszyscy się uściskaliśmy, choć oni już od dawna tego nie robili. Dodaliśmy jednak jeszcze jedno Zdrowaś Maryjo, by naszej dobrej Matce podziękować za to, iż tak bardzo nas – tak, mnie z pewnością tak samo, jak ich –wsparła swoją modlitwą przed Synem. Dwa lub trzy lata później dali mi znać, że ich rodzina została ocalona.

W kolejnych latach, wierząc w modlitwę, jaką Pan mi dał, prawie wszędzie miałem okazję ją odmawiać. I tak modliłem się za wstawiennictwem Maryi nawet w fabryce, w której pracowałem. Często mogłem przekonać się, jak bardzo Maryja Panna, nasza Matka, kocha swoje dzieci – biedne, opuszczone albo zagubione.

A oto kilka świadectw. Podczas południowej przerwy w pracy w bufecie przy kawie spostrzegłem w głębi sali płaczącą niespełna dwudziestoletnią dziewczynę. Podszedłem do niej. Byłem wówczas delegatem pracowników, więc zapytałem: "Co mógłbym dla ciebie zrobić?". "Ksiądz nie może dla mnie niczego zrobić. Nie przedłużono mi umowy" – odparła. "I?". "Hm, jestem zaręczona i ojciec powiedział, że nie wyjdę za mąż, nim nie będę miała zagwarantowanej pracy. Czyli wszystko się pochrzaniło" – wyznała. Pozostało raptem trzy minuty do zawycia syreny... Wezwałem Pana i przyszło światło. "Słuchaj! Byłaś może u pierwszej Komunii świętej?" – spytałem. "Tak". "Umiesz się modlić?". "Nie, nic nie pamiętam". "Znasz Zdrowaś Maryjo?". "Nie, również nie". "To razem się pomodlimy. Będziesz powtarzała po mnie każde zdanie, OK?". "OK" – przystała na to. I pomodliliśmy się razem do naszej dobrej Matki, aby w domu wszystko się ułożyło.

Nazajutrz o 7:00 dziewczyna przybiegła do mnie, mówiąc: "Udało się! Wszystko w porządku!". Spotkałem ją ponownie w południe i wtedy wyjaśniła: "Kiedy przyszłam do domu, mama powiedziała, że ojciec będzie chciał mnie o czymś powiadomić, że za chwilę wróci. Kiedy tata wrócił, rzekł: "Rozmawiałem wczoraj z twoją matką. Jeśli naprawdę chcesz, zgadzam się. Możesz wyjść za mąż". Wyobraża sobie ksiądz, jak się ucieszyłam! Od razu pomyślałam o Maryi". "Podziękowałaś Jej?" – spytałem. "Ach, tak! Oczywiście!" – odrzekła.

Jakaż to dla mnie radość, że byłem księdzem robotnikiem w tej fabryce, by modlić się i mówić o Jezusie! Na dodatek potwierdziło się, że największe dzieła Boże, otrzymane przez Maryję, zawsze przede wszystkim dotyczą ludzi biednych albo mających serce biedaka.

Innym razem pracowałem przy taśmie pakującej towary do wysyłki. Wszystkie drzwi były szeroko pootwierane, żeby ładować towar od razu na naczepę. Staliśmy w przeciągu i jednemu z pracowników mocno nawiało w uszy. Był przeziębiony. Dwa dni później uszy dalej go bolały, do tego miał gorączkę. "Jesteś ubezpieczony – powiedzieliśmy. – Idź do lekarza! Da ci dwa, trzy dni wolnego, żebyś się wyleczył". "Nie, to niemożliwe – odparł. – Nie mogę pójść na zwolnienie. Za dwa dni jest wypłata. Bardzo mi te pieniądze potrzebne na opłacenie czynszu. Z żoną i dwojgiem dzieci wynajęliśmy dwupokojowe mieszkanie i mamy półroczne zaległości. To dla nas ostatnia szansa, w przeciwnym razie zostaniemy wyrzuceni na bruk!" – dodał.

Dziesięć minut później porządkowaliśmy narzędzia. Wziąłem go wtedy na bok, mówiąc: "Słuchaj! Czy kiedyś się modliłeś? Czy jesteś wierzący?". "Jestem wierzący – odparł – ale nie miałem czasu nauczyć się modlitw. Moja starsza siostra – tak. Moi rodzice zmarli, wychowywał nas dziadek. Później umarł również on, więc zajęła się nami opieka społeczna. Siostra jeszcze chodziła na religię, ja już nie". Wtedy powiedziałem: "Wierzę, że Jezus cię uzdrowi. Wierzysz w to?". "Wierzę. Dlaczego nie? Co więc mam zrobić?". "Pomodlimy się. Poprosimy Maryję. Będziesz za mną powtarzał. Zgoda?". "Oczywiście!". Nie wiem, czy widziałem kiedykolwiek równie ufną modlitwę... Pożegnaliśmy się.

Następnego dnia nasz zuch stawił się w pracy, z uśmiechem od ucha do ucha, z każdym się witając: "Zobaczcie! Zostałem uzdrowiony! Wczoraj obaj się modliliśmy". Pokazał mi swoje uszy. Rzeczywiście... "Widziałeś wczoraj tę opuchliznę po obu stronach. W nocy dwa razy bardzo mocno się spociłem. Żona nie wiedziała, co się ze mną dzieje. O 6:00 wstałem. Ani śladu gorączki! Wypiłem kawę. I... jestem!" – oznajmił.

Nie byliśmy lekarzami, więc staraliśmy się nie orzekać, czy była to świnka, czy zapalenie ucha... W każdym razie nasz kolega miał bardzo wysoką gorączkę i co chwilę chwytał się za głowę w okolicach uszu. Ciężko było na tę jego udrękę patrzeć. Nigdy nie widziałem, żeby Maryja w podobnych sytuacjach pozostała obojętna na choćby jedno Zdrowaś Maryjo. Często, kiedy wszystko wydaje się stracone, Maryja Panna interweniuje; jak dobra matka pociesza nas w trudnym doświadczeniu i wysłuchuje.

Głęboko zapadła mi w pamięć łaska, jaką otrzymaliśmy w naszej rodzinie. Mój młodszy brat w wieku siedemdziesięciu dwóch lat doznał prawostronnego paraliżu. Nie był w stanie wyartykułować nawet jednej sylaby. Zrobił nam jednak wyjątkową niespodziankę, ponieważ kiedy powolutku odmawiałem Zdrowaś Maryjo, on, sylabizując, powtarzał za mną kolejne słowa tej modlitwy (z wyjątkiem słowa "żywot"). I tak przez długi czas był w stanie tylko to wymówić i dosłownie jeden jedyny raz imię swojej żony Jeanine.

Pamiętam dobrze, że we wczesnym dzieciństwie, odmawiając wieczorem Zdrowaś Maryjo ze starszymi braćmi i siostrami, w ogóle nauczył się mówić, co też mu wtedy przypomniałem, dodając: "A teraz to Zdrowaś Maryjo powtórzymy...".

Jakąż pociechą dla rodziny było to, że jego serce pozostawało blisko Jezusa i Maryi. Utracił zdolność mowy, ale zachował wrażliwe, dobre serce. Maryja pomogła mu w tym trwać. Niech będą Jej za to dzięki!

Czy ufność pokładana w Maryi jest czymś nowym? Na pewno nie. To sprawa tradycji, wciąż aktualizowanej. Dlatego papieżowi Janowi Pawłowi II zależało na tym, by w liście apostolskim Rosarium Virginis Mariae zachęcić nas do odmawiania modlitwy różańcowej, przypominając nam o jej znaczeniu dla ewangelizacji:
 

Czemuż nie wziąć znowu do ręki koronki z wiarą tych, którzy byli przed nami? Różaniec zachowuje całą swą moc i pozostaje narzędziem nie do pominięcia pośród środków duszpasterskich każdego dobrego głosiciela Ewangelii (RVM 17).


Jeśli, będąc katolikiem, masz wątpliwości co do przemożnego wstawiennictwa Maryi w dziele ewangelizacji, to idź posłuchać Richarda Borgmana – zielonoświątkowego pastora nawróconego na katolicyzm. Będziesz potem prosił Jezusa o przebaczenie za to, że tak mało ufałeś Jego Matce.


 



Pełna wersja katolik.pl