logo
Czwartek, 18 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Apoloniusza, Bogusławy, Gościsławy – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Jacques Marin
Ogień i radość. Ewangelizacja w Duchu Świętym
Wyd Marianow


Ta książka nie jest kolejnym pobożnym apelem do księży i zakonników, jakoby ewangelizacja była tylko „ich sprawą”. To wezwanie do wszystkich ochrzczonych, żeby jeszcze raz przyjrzeli się swojemu chrześcijańskiemu dowodowi tożsamości i tym wszystkim racjom, które pozwalają im nazywać się ludźmi wierzącymi.

 
Wydawca: PROMIC Wydawnictwo Księży Marianów
Rok wydania: 2012
ISBN: 978-83-7502-335-0
Format: 116x190 Stron: 416
Rodzaj okładki: Miękka
 
 
Kup tą książkę
 

 

Rozdział 2

Lud, który składa Bogu chwałę


Chwała, jaką oddawali Bogu aniołowie przy betlejemskim żłóbku, podejmowana przez całe zgromadzenie podczas Mszy świętej, mocno porusza ludzkie serca. Wiele nawróceń dokonuje się w trakcie Mszy i dotyczy tych, którzy po prostu przychodzą do kościoła na liturgię. Żarliwość całego zgromadzenia nie pozostaje bez wpływu na kogoś, kto poszukuje Boga. A ponieważ takiemu człowiekowi brakuje wiedzy, nie rozumie, co się dzieje, gdy jego serce zostanie mocno dotknięte, czemu towarzyszą też często emocje. Eucharystia jest celebracją świętych misteriów, które tak naprawdę mogą być pojmowane jedynie sercem.

Lud Boży na modlitwie składa chwałę Bogu. Gdy jest uległy wobec Ducha, bywa świadkiem Jego darów przekraczających ludzkie rozumienie. W Pierwszym Liście do Koryntian św. Paweł zaświadcza o nagłych nawróceniach podczas modlitwy zgromadzenia poddanego Duchowi Świętego:
 

Gdy zaś wszyscy prorokują, a wejdzie na to jakiś poganin lub człowiek prosty, będzie pouczony przez wszystkich, osądzony i jawne staną się tajniki jego serca; a tak, upadłszy na twarz, pokłoni się Bogu, oznajmiając, że prawdziwie Bóg jest między wami (1 Kor 14, 24-25; św. Paweł przytacza tu ustępy: Iz 45, 14; Za 8, 23).
 

Lud Boży zajęty jest tylko składaniem Bogu chwały, a w tym czasie Duch Święty dotyka kogoś, kto oczekiwał nawrócenia; otrzymuje łaskę, a Lud Boży dalej chwali Boga. Pamiętamy z Ewangelii, że spośród dziesięciu trędowatych jeden wrócił do Jezusa, "chwaląc Boga donośnym głosem" (Łk 17, 15). Jedynie on przyszedł Mu podziękować, a przecież wszystkie cuda dokonywane są po to, aby oddawać Bogu chwałę, aby ją obwieszczać. Wystrzegajmy się krytykowania dziewięciu pozostałych, chyba że sami zawsze umieliśmy należycie Bogu podziękować.

Wypada przyznać, że w XXI wieku mamy jeszcze wiele do zrobienia, aby chwalić Boga donośnym głosem. Dziękczynienie i oddawanie chwały są dla sprawy ewangelizacji niezmiernie ważne. Właśnie wtedy dotykane są ludzkie serca. Nie wówczas, gdy snujemy różne refleksje, gdy troszczymy się o braci, ale w chwilach, w których żarliwie wołamy do Boga. Poniżej więc zamieszczam przykład pewnego zgromadzenia, podczas którego każdy myślał wyłącznie o Panu i oddawaniu Mu chwały, a On w tym czasie zajął się potrzebami wszystkich.

W trakcie modlitewnego czuwania w Ars znajdowaliśmy się w podziemnej bazylice, która dosłownie pękała w szwach. Gdybyśmy byli zdolni wykonać jakikolwiek ruch, rzucilibyśmy się na kolana - tak bardzo byliśmy pewni obecności i działania Pana Jezusa i Jego Ducha pośród nas. Wszechmoc Boża mocno dotykała serc ludzi pogubionych, którzy osuwali się na ziemię. Trzykrotnie łaska ta przejawiała się w słowach poznania. Każde z nich przekazywał inny pasterz ze Wspólnoty Błogosławieństw. Jak się później okazało, były to słowa zapewniające zgromadzonym bezpieczeństwo. Właśnie na tym polega charyzmat pasterza, dany dla stada.

Pierwsze słowo poznania było następujące: "Jest tu, w kościele, mężczyzna, który przyszedł dokonać kradzieży pieniędzy. Ukradł już dwa portfele. Pan dotyka jego serca. Będzie on mógł zwrócić skradzione pieniądze". Ów człowiek wstał i wyciągnął ręce, pokazując dwa portfele. Wtedy powiedziano do niego: "Ktoś je od ciebie odbierze". Usiadł i czekał. Żadnego sądu nad nim - jedynie miłosierdzie... A on nie tylko się ujawnił, ale też wyznał swój czyn i już żałował... Tak wypełniło się słowo Boże: "jawne staną się tajniki jego serca" (1 Kor 14, 25).

Po kilku minutach modlitwy przekazano następne słowo: "Są tu dwie kobiety, które przyjechały z Lyonu, aby sprowadzić mężczyzn na złą drogę". Chodziło o prostytutki, które ujawniły się przez podniesienie ręki. W odpowiedzi usłyszały: "Wszyscy modlimy się za was. Jezus pragnie poruszyć wasze serca i chce, żebyście zerwały z tym "niedobrym zawodem"". Osoby stojące blisko położyły rękę na ramionach tych kobiet - na znak modlitwy o Ducha Świętego, o ich nawrócenie.

Po paru minutach zaś padły słowa: "Jest tu także pewien młody człowiek. Ma przy sobie nóż, którym może wyrządzić komuś krzywdę. Pan dotyka jego serca. Człowiek ten żałuje czasu, kiedy tym nożem się posługiwał". "To ja!" – powiedział, wymachując ostrym narzędziem. Modliliśmy się za niego. Po jakimś czasie, już po naszym czuwaniu, dowiedzieliśmy się, że banda, do której należał, obawiając się, żeby nie zaczął sypać, zasztyletowała go, zostawiając na pół umarłego. Kiedy został przewieziony do szpitala, miał czas porozmawiać z chirurgiem. Zmarł w trakcie operacji, a ów chirurg doświadczył nawrócenia.
Tamtego wieczoru modlitwa trzech tysięcy uczestników czuwania przerodziła się w potężne uwielbienie i oddawanie Bogu chwały. A Jego łaska spłynęła na nas za pośrednictwem trzech pasterzy – świeckich ewangelizatorów i charyzmatyków – którzy sprawowali pieczę nad powierzonymi sobie braćmi.

 

Lud, który doświadcza Bożego miłosierdzia


Te trzy wspólnoty, które organizowały naszą pielgrzymkę do Ars, poprosiły pastora Thomasa Robertsa o wygłoszenie homilii na temat syna marnotrawnego. Po jego kazaniu stu pięćdziesięciu księży, bowiem ostatecznie tylu nas tam było, miało zajęcie na cały dzień. Kilkudziesięciu penitentów czekało w długim ogonku na swoją kolej. Tego dnia mogliśmy przekonać się, czym jest charyzmat głoszącego, godny charyzmatu apostołów ukazanego w Dziejach Apostolskich. A jakie odbywano spowiedzi! Serca ludzi zostały mocno poruszone, i to przez kazanie pastora wspólnoty ewangelickiej. Zależało nam na ekumenicznym charakterze spotkania i tak też się stało.

Kilka lat później przygotowywałem do małżeństwa parę młodych chrześcijan. Kiedy rozmawiałem z nimi o wierze, tak istotnej dla związku małżeńskiego, młody człowiek wyznał: "Tak! Wierzę. Wiem, skąd się bierze wiara. Będę dziękował za nią Panu przez całe życie! Gdy miałem raptem czternaście lat, byłem w Ars i słuchając kaznodziei, zacząłem płakać, widząc swoją niewdzięczność wobec rodziców, którzy są tak dojrzałymi chrześcijanami. Ksiądz ich dobrze zna... Tamtego dnia powiedziałem "tak" Jezusowi - na zawsze". Słowo Boże poruszyło serce owego młodzieńca. Doświadczył przemieniającej łaski Bożego miłosierdzia, a otrzymał ją, słuchając wyraźnie charyzmatycznego kazania.

Także w Ars dzięki miłosierdziu Boga zobaczyłem w całej okazałości skarby łask, jakie może On rozlać w duszach. Pan zgotował mi sporą niespodziankę, ta zaś naznaczyła dalsze lata mojego kapłaństwa. Trwał piąty dzień spotkania i dobiegała końca sesja przedpołudniowa. Miałem lokum w biurze na plebanii na pierwszym piętrze, za schodami na prawo. Po posiłku widziałem osoby czekające na schodach. Kiedy znów nałożyłem stułę, penitenci zaczęli napływać nieprzerwanie. Co jakiś czas spoglądałem przez uchylone drzwi – wciąż byli. Około 20:00 nic się nie zmieniło... Zapytałem: "O której godzinie zamierzacie wrócić do domu?". Odpowiedzieli: "Wynajęliśmy pokój w hotelu. Mamy czas". Już w nocy, po 1:00, zjawili się następni. Siedzieli na stopniach, tyłem, przesuwając się w ogonku zajmującym bardzo wąskie schody. Powiedziałem: "Możecie iść spać. Ja też muszę się przespać. Będę gotów o 4:00". Przypomniałem sobie przy tym św. Proboszcza i mu się powierzyłem... Nad ranem, po 4:00, schody były szczelnie zapełnione i taka sytuacja utrzymywała się aż do południa. W sumie wszystko przedłużyło się o całą dobę. Miałem w sercu tak wielką kapłańską radość, że nie czułem żadnego zmęczenia. Wreszcie poszedłem do hotelu przegryźć kanapkę i swoją "kaczuchą" spokojnie dotarłem na plebanię i do współbraci w Owernii. Na pewno nie dało się przewidzieć tej łaski – jak również ogromnej radości w sercu. Rzeczywiście dobrze zrobiłem, opuszczając wszystko, żeby zostać księdzem. Nigdy nie miałem co do tego wątpliwości, była jednak we mnie coraz większa pewność. I głośno o tym mówiłem.
 

Lud, który raduje się, wielbiąc Boga w najświętszym sakramencie


Nowe wspólnoty mocno zaangażowały się w Ars, nie chcąc jednak w jakikolwiek sposób go zawłaszczać. Chodziło raczej o ożywienie go, choćby przez przywrócenie praktyki adoracji i procesji z Najświętszym Sakramentem.

Wspólnota Błogosławieństw podjęła się tego z wielkim entuzjazmem, pociągając za sobą wielu wiernych. Przechodząc przez okoliczne pola, szliśmy więc tą samą trasą, którą przemierzał św. Proboszcz, tyle że z głośnikami, oczywiście niosąc Najświętszy Sakrament w monstrancji, która do niego należała.

Przez czterdzieści jeden lat nie było w tym miejscu takiej procesji. Jakaż to wielka łaska dla starszych osób, które mogły na powrót wziąć w niej udział! Jakaż nadzieja dla młodego pokolenia, które przejęło pochodnię wiary w Boga i umiłowania świętej Eucharystii! Uczestniczyło w niej wielu – ponad dwustu – księży. I ja mogłem być pośród nich, zachowując niezatarte wspomnienie tego radosnego wydarzenia. Dla mnie były to początki realnego odradzania się chrześcijańskiej Francji. Dostrzegłem w tym zwiastun żywej wiary, znów śmiało obwieszczanej na ścieżkach i w miejscach, które św. Proboszcz błogosławił swoimi ramionami, dłońmi i stopami – szczęśliwy, że mógł całkowicie poświęcić się Bogu i prowadzić wiernych do Niego.

Łaska ta stała się udziałem konkretnej parafii. Widziałem w tym jednak pewne prorocze wydarzenie, potwierdzone w następnych latach. Do iluż miejsc po 1984 roku powróciła procesja Bożego Ciała! Ileż tysięcy godzin adoracji Najświętszego Sakramentu ożywiło życie naszych wspólnot kościelnych!

Ostatnimi laty wieczysta adoracja przemienia nasze parafie, przydaje im wierności i zapału w dziele nowej ewangelizacji. Upłynęło ćwierć wieku od naszych pielgrzymek do Ars i wyraźnie widać proroczy charakter tamtych wydarzeń, zakorzenionych w wierze wspólnot charyzmatycznych. Tak działał Duch Święty. Do tego świętego miejsca powróciła również żywa modlitwa słowem Bożym.


 



Pełna wersja katolik.pl