logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Jacques Marin
Ogień i radość. Ewangelizacja w Duchu Świętym
Wyd Marianow


Ta książka nie jest kolejnym pobożnym apelem do księży i zakonników, jakoby ewangelizacja była tylko „ich sprawą”. To wezwanie do wszystkich ochrzczonych, żeby jeszcze raz przyjrzeli się swojemu chrześcijańskiemu dowodowi tożsamości i tym wszystkim racjom, które pozwalają im nazywać się ludźmi wierzącymi.

 
Wydawca: PROMIC Wydawnictwo Księży Marianów
Rok wydania: 2012
ISBN: 978-83-7502-335-0
Format: 116x190 Stron: 416
Rodzaj okładki: Miękka
 
 
Kup tą książkę
 

 

Rozdział 2

Ars 1983-1986


PRZEZ CZTERY KOLEJNE
lata tysiące uczestników gromadziło się w Ars, aby doświadczać tam wielkich rzeczy zdziałanych wszechmocą Ducha Świętego. W 1983 roku prowadzeniem modlitw, katechez i posługą sakramentalną zajęły się trzy wspólnoty: Chleb Życia, Chemin Neuf oraz Wspólnota Lwa Judejskiego (która przekształciła się we Wspólnotę Błogosławieństw). W następnych latach organizowała spotkanie wyłącznie ta ostatnia. Niemniej z roku na rok tak dynamicznie rosła liczba uczestników, że trzeba było zaprzestać spotkań. Mieszkańcy Ars nie mogli się w tej sytuacji odnaleźć, nie dawali rady przejść na drugą stronę ulicy...

Co się stało? Dzięki wierze w Ducha Świętego i za wstawiennictwem św. Proboszcza z Ars strumienie łaski wylewały się w tych dniach na rzesze ludzi spragnionych Boga. Potwierdzały się słowa Psalmu: "Niech mówią o potędze Twoich dzieł straszliwych, i ja opowiem Twą wielkość. Niech przekazują pamięć o Twej wielkiej dobroci i niech się radują Twą sprawiedliwością" (Ps 145, 6-7).

Pan zechciał – dzięki tym trzem nowym wspólnotom – odnowić zapał tego ważnego duchowego ośrodka, wówczas jakby zapomnianego. Z perspektywy dwudziestu lat widać, że było to rzeczywiście zielone światło dla wszystkiego, co dzieje się w tym leżącym nieopodal Lyonu miasteczku.

Kiedy tylko dotarliśmy do Ars, w zakrystii, przed pierwszą Mszą zaplanowaną na 18:00, brat ze Wspólnoty Lwa Judejskiego udzielił paru wskazówek pięćdziesięciu księżom (nazajutrz było ich stu pięćdziesięciu). A mnie nasunęły się słowa: "Dwóch z nas wypowiada jeszcze formułę rozgrzeszenia po łacinie. Mam podwójny egzemplarz z wersją francuską. Można się do mnie zwrócić". I dodałem: "Jeden z księży zorientuje się, że słowo to przeznaczone jest dla niego, bo gdy będzie przechodził koło sarkofagu św. Proboszcza, poruszy go Boże miłosierdzie".

Przy wyjściu z zakrystii jeden z tych dwóch księży poprosił mnie o formularz po francusku, który od razu mu dałem. A drugi? Minęły dwa, trzy dni... Wtedy pewien ksiądz w podeszłym wieku dał mi znać, że przynajmniej trzydziestu penitentów czeka w kolejce na spowiedź. Powiedziałem mu, że mamy czas, zapominając o tamtych słowach, które padły w zakrystii.

Gdy później ponownie natknąłem się na niego, wyznał mi szczerze: "Najpierw powinienem powiedzieć, że przez dwa dni miałem księdza za nic... Po co ksiądz wtrąca się w nie swoje sprawy? Dziś rano, gdy nie było tu pielgrzymów, przyszedłem się wyciszyć i pomodlić. Obszedłem spokojnie cały kościółek, kiedy nagle stanąłem oko w oko z relikwiami św. Proboszcza. Rzuciłem się z płaczem na kolana. Przypomniałem sobie księdza słowa. Przecież były przeznaczone dla mnie! Otrzymałem za wstawiennictwem św. Proboszcza wielką łaskę – łaskę żalu i skruchy, płaczu nad własnym grzechem, odbycia dobrej spowiedzi. Jeśli ksiądz pozwoli, to się wyspowiadam".

Jaką lekcje z tego wyciągnąłem? Po pierwsze, bardzo chciałbym mieć podobną łaskę żalu... Po drugie, Pan wszystko przewidzi, gdy chce nas uszczęśliwić. Wykorzystując nasze opory, udziela nam dodatkowych łask dla naszego nawrócenia.


 



Pełna wersja katolik.pl