logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Krzysztof Osuch SJ
Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się!
Mateusz.pl
fot. Dave Herring | Unsplash (cc)


Zaraz też przynaglił uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, zanim odprawi tłumy. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał. Łódź zaś była już sporo stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był przeciwny. Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze. Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli. Jezus zaraz przemówił do nich: Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się! Na to odezwał się Piotr: Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie! A On rzekł: Przyjdź! Piotr wyszedł z łodzi, i krocząc po wodzie, przyszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: Panie, ratuj mnie! Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: Czemu zwątpiłeś, małej wiary? Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył. Ci zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: Prawdziwie jesteś Synem Bożym. Gdy się przeprawiali, przyszli do ziemi Genezaret. Ludzie miejscowi, poznawszy Go, rozesłali posłańców po całej tamtejszej okolicy, znieśli do Niego wszystkich chorych i prosili, żeby przynajmniej frędzli Jego płaszcza mogli się dotknąć; a wszyscy, którzy się Go dotknęli, zostali uzdrowieni (Mt 14, 22-36).

 

W czasie publicznej działalności Jezus dokonywał wielu cudów. Było widać, że jest On Kimś całkiem wyjątkowym i że jest zapewne oczekiwanym Mesjaszem. Uczniowie Jezusa spodziewali się w związku z tym, że po którymś wielkim cudzie-znaku zacznie się zupełnie nowa era – mesjańska. Ludzie pozostający w kręgu oddziaływania Jezusa mogli się spodziewać, że od pewnego momentu Jezus-Mesjasz uczyni ich życie całkiem innym – lżejszym, łatwiejszym. Ale tak się nie stało.

 

Entuzjazm

 

Cudowne nakarmienie paru tysięcy ludzi mogło się rzeczywiście jawić jako wydarzenie przełomowe. Niestety, okazało się, że po tym wielkim cudzie (po rozmnożeniu chleba i ryb) życie świadków cudu toczyło się podobnie jak dotąd. Wszyscy zatem mogli się czuć jakoś zawiedzeni i rozczarowani, choć widzieli wielkie mesjańskie znaki i choć spotykali się z Kimś naprawdę wielkim.

 

Nieco dokładniej zobaczmy to na przykładzie wydarzenia opisanego w dzisiejszej perykopie. Dzieje się ono w pewnym powiązaniu z cudownym nakarmieniem pięcioma chlebami i dwoma rybami około pięciu tysięcy mężczyzn, nie licząc kobiet i dzieci!

 

Cudowne nakarmienie ogromnej rzeszy wywołało u świadków cudu wielki entuzjazm i podziw wobec osoby Jezusa. Z innych przekazów (por. J 6, 15) wiemy, że to właśnie po cudzie o takim charakterze chciano obwołać Jezusa królem. Św. Jan Ewangelista pisze: A kiedy ci ludzie spostrzegli, jaki cud uczynił Jezus, mówili: Ten prawdziwie jest prorokiem, który miał przyjść na świat. Gdy więc Jezus poznał, że mieli przyjść i porwać Go, aby Go obwołać królem, sam usunął się znów na górę (J 6, 14-15). Św. Mateusz jakby uzupełnia opis wydarzeń: On jednak zaraz przynaglił uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, zanim odprawi tłumy. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał. Łódź zaś była już sporo stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był przeciwny (Mt 14, 22-24).

 

...i rozczarowanie?

 

Można by powiedzieć, że zamiast nastania wspaniałej epoki mesjańskiej – uczniowie Jezusa (i inni uczestnicy cudu rozmnożenia chleba) mają do czynienia wciąż jedynie z pewnego rodzaju zwyczajnością. Dla Jezusa oznacza ona pójście na górę, aby rozmawiać z Ojcem. Inna jest „zwyczajność” życia uczniów, którzy (zresztą z polecenia Jezusa) powrócili do łodzi i popłynęli na drugi brzeg. Z powodu nocy i przeciwnego wiatru nie była to łatwa przeprawa.

 

Uczniowie Jezusa mogli sobie pomyśleć, że niestety wszystkie dotychczasowe spotkania z Jezusem i wielkie cudy Mistrza nie zmieniły warunków ich codziennego życia. Nie zmieniły się też zasady. ..żeglowania; pozostał trud i czyhające niebezpieczeństwa. Krótko mówiąc, wszystko pozostało jakby po staremu. W obliczu powracających przeciwności i zagrożeń uczniowie Jezusa zdali sobie sprawę z tego, że poznanie Jezusa nie wniosło w ich życie jakiejś wielkiej zmiany. W krytycznym momencie zagrożenia zdają się być i tak sami. Podobnie jak przed poznaniem Jezusa tak i teraz nadal musieli liczyć przede wszystkim na siebie, na swoje siły, które tak niewiele znaczą wobec potęgi żywiołów przyrody. Mogli sobie myśleć: «Tak, nasz Mistrz jest, owszem, potężny, ale zostawia nas samych. Nie możemy liczyć na Jego stałą Obecność i Moc, która ocala». Ale oto okazało się, że...

 

Jest inaczej

 

Jezus de facto nie zostawił ich samych. Przyszedł do nich w sposób cudowny – po wodzie. Trudno było Go rozpoznać. Nawet się Go wystraszyli: zlękli się myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli. Pierwsza reakcja (strach i krzyk) wskazuje na to, że byli oni dalecy od pomyślenia, że Jezus może być tak blisko nich i że ani na moment nie zostawia ich samych!

 

Tak, poznanie wspaniałych intencji Jezusowego Serca wymaga czasu. Czasu na uczenie się Jezusa potrzebowali – wtedy Jego uczniowie; także my dziś potrzebujemy czasu. Trzeba też znaleźć się w różnych okolicznościach (także tych bardzo trudnych i zagrażających), by się przekonać, jak bardzo Jezus jest z nami – zawsze i wszędzie.

Zauważmy jeszcze, że to Jezus z własnej woli przychodzi do uczniów. To Jego inicjatywa sprawia, że daje się rozpoznać. Jezus zaraz przemówił do nich: Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się!

„Jakiś owoc wyciągnąć”

Czego, wraz z uczniami, winniśmy się nauczyć interwencji Jezusa na wzburzonym jeziorze, w środku ciemnej nocy? Co Jezus także nam dzisiaj chce powiedzieć i czym obdarować? Do czego On nas zachęca?

Pierwsze skromne pouczenie (jakiś pożytek, jakiś owoc – jak powiedziałby św. Ignacy Loyola) dotyczy tego, że kontakt z Jezusem nie zmienia podstawowych warunków bytowania na Ziemi. Gdy się pozna Jezusa, to i tak trzeba nadal pracować, trudzić się. Trzeba liczyć się i mierzyć z różnymi zagrożeniami i przeciwnościami...

Z drugiej jednak strony widać, jak słowa i działania Jezusa nieustannie wyprowadzały Jego uczniów poza doczesność i kierowały ich myśli i serca ku nadchodzącej Pełni Królestwa Ojca. W końcu, dla Jezusa to jest najważniejsze, by otworzyć nas ludzi na wieczność. Wieczne Życie w Domu Ojca jest główną treścią Jego Misji. Jezus dokonywał wielu cudów, by były one znakami uwiarygodniającymi Jego Orędzie o wiecznym Królestwie Ojca. W sposób bardzo konkretny i przemawiający do rozumu i serca Jezus dowodził, że potrafi On wyprowadzić nas ludzi poza determinizmy czasu, przestrzeni i przemijającej doczesności. Jezus okazywał, że sam – kiedy chce – nie podlega żadnym ograniczeniom; i że nas prowadzi w świat wielkiej wolności i spełnienia.

 

Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się!

 

Na kartach Ewangelii Jezus wiele razy dodaje odwagi i nawołuje, by się nie lękać!

 

Źródłem i sprawczą przyczyną tej odwagi jest On sam – Boży Syn, który zamieszkuje pośród nas, by być źródłem odwagi dla nas.

 

Chciejmy wykorzystać dzisiejszą perykopę do tego, by odnowić w sobie całkowite zawierzenie siebie Panu Jezusowi. Powiedzmy Mu, że Mu wierzymy, ufamy i polegamy na Jego Mocy i Miłości. Odczytajmy niespodziewane zjawienie się pośród ciemności i burzy – jako łagodną perswazję, że On nie zostawia swoich uczniów samych; przeciwnie, stale ogarnia ich swoją troską. Swoim zjawieniem się Jezus zapewnia uczniów, że nigdy nie będą walczyć samotnie, i że On zawsze poda im pomocną dłoń; ocali ich, choć burz i zagrożeń (aż po męczeńską śmierć) nie usunie z ich życia i z całej historii chrześcijan!

 

Uczniowie Jezusa uczyli się kilka lat radykalnego zaufania do Jezusa jako do potężnego Zbawiciela. Najtrudniejsze lekcje dotyczące ufania na przepadłe Jezusowi pobierali w czasie Jego Męki i zaraz po Zmartwychwstaniu.

 

My dzisiaj odtwarzamy drogę uczniów Jezusa. Mozolnie i wieloetapowo uczymy się ufania Jezusowi w każdej sytuacji, w obliczu każdego zagrożenia, trudu, niepowodzeń, przemijania i samej śmierci.

 

Na koniec powiem nieco prowokacyjnie, że dziś nasze rozpoznawanie obecności Jezusa pośród naszych przeciwności i zagrożeń winno być łatwiejsze. W pewnym sensie znamy Jezusa lepiej niż Jego uczniowie i dlatego z większą łatwością możemy przywołać na pamięć motywy, dla których powinniśmy ufać Mu bezgranicznie i wołać do Niego, gdy jest nam trudno, gdy wydaje się nam, że giniemy.

 

Od Piotra idącego po wodzie w stronę Jezusa uczmy się tej wielkiej zasady, że zawsze należy patrzeć na Jezusa, a nie na jakikolwiek żywioł, który mamy pod stopami i który zagraża nam i próbuje nas nastraszyć.

Nigdy, a zwłaszcza pośród przeciwności i cierpienia, nie powinniśmy tracić „wzrokowego” (w sensie żywej wiary i ufności) kontaktu z Jezusem. Pośród prób i zagrożeń należy tym usilniej wpatrywać się w Jezusa, wierzyć Mu, ufać i polegać na Jego wszechmocnej Miłości.

 

Oby Jezus nie musiał zbyt często upominać nas tak, jak upomniał Piotra:

 

Czemu zwątpiłeś, małej wiary?

 

W końcu ważne jest to, że Jezus widzi nas, towarzyszy nam, jest blisko i gotów jest kolejny raz wsiąść do naszej łodzi. Dzięki Jego Obecności uciszają się wielkie wichury i gwałtowne burze. Być może już doświadczyliśmy tego kolejny raz w tych rekolekcjach; może jeszcze na to czekamy – w tym czy owym obszarze naszych nieuporządkowanych relacji i uczuć.

 

Moc Jezusa jest wielka i niezawodna. Gdy jej doświadczamy, wtedy gotowi jesteśmy upaść – z uczniami – przed Jezusem i z pełnym przekonaniem powiedzieć: Prawdziwie jesteś Synem Bożym.

 

Ludzie z ziemi Genezaret zdawali sobie sprawę z wielkiej mocy Jezusa, dlatego znosili do Niego wszystkich chorych, pragnąc, by ci mogli dotknąć przynajmniej frędzli jego płaszcza. Ewangelista zaświadcza, że wszyscy, którzy się Go dotknęli, zostali uzdrowieni.

 

My możemy dostąpić znacznie większej bliskości z Jezusem.

 

My przyjmujemy Go w Jego Słowach i w cudzie Eucharystii i zjednoczenia z Nim w Komunii świętej.

Przedstawmy Mu to, co nas trwoży; co przerasta nasze siły, budzi lęk czy też jest wielkim pragnieniem naszego serca. On na pewno odpowie, uzdrowi, pocieszy, umocni, doda odwagi.

 

Krzysztof Osuch SJ
mateusz.pl | 7 sierpnia 2007

 
 



Pełna wersja katolik.pl