** Dialog ma być otwarty **
Bywa jednak, że niektórzy członkowie wspólnoty potrafią manipulować dialogiem. Elokwencja, mocny charakter, uprawiana asceza, piękna przeszłość, zajmowane w świecie stanowisko, znajomości – potrafią wzmocnić wypowiadane zdania, a nawet zaszantażować wspólnotę. Brak sprzeciwu, zbytnia ugodowość, chęć podporządkowania się, aby mieć większy spokój, strach wreszcie przed wygłaszającym opinie – wszystko to na pewno nie jest znakiem wspólnotowego zdrowia. Każdy musi podjąć ryzyko dialogu, aby je odzyskać. Prawda powinna być jednak wypowiadana z miłością i przyjmowana bardziej do serca niż pamięci, która – jeśli nie jest dostatecznie oczyszczona – może wcześniej czy później dokonać subtelnej zemsty na prawdzie. Nie jest dobrze traktować dialog w kategorii osobistego zwycięstwa czy klęski.
Dialog jednak potrafi zaprowadzić nas do Nowej Ziemi, zbudować w nas i wokół nas całkowicie nową atmosferę i stworzyć nowe związki. Jest to zapewne związane z utratą – podobnie jak wszystko, co daje prawdziwy wzrost duchowy. To, co utracimy, to nade wszystko własne racje, własne, drogie nam wizje, chęć rozciągania naszego autorytetu na wszystko, co wydaje się nam dobrem wspólnoty, wreszcie bezkompromisowość, która we wspólnocie jest zawsze złym doradcą i prowadzi do bolesnych podziałów. Zyskamy ducha służby, któremu obojętne są zasługi, zyskamy dziecię-cość, która umie się spodziewać pomocy ze strony innych, zyskamy wyrozumiałość i mocną radość z każdego gestu naszego współbrata, który jeszcze nie tak dawno wydawał się żenująco niedoskonały. Odkryjemy prawdziwą wartość naszej wspólnoty i nas samych. Staniemy się prawdziwie wolni i dyspozycyjni, czyli gotowi na spełnienie w sobie słów wypowiedzianych kiedyś przez Esther de Waal: „Całe życie ma być otwarte na możliwość zmian, gotowe przyjąć nowe wezwania bez względu na to, kiedy i jak się objawią”. Będzie to prawdziwym wypełnieniem przyrzeczenia otwartości – najważniejszego cysterskiego przyrzeczenia. Niech pomocą w tym względzie będą słowa św. Pawła Apostoła wypowiedziane do Filipian: „Zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co przede mną, biegnę ku wyznaczonej mecie, ku nagrodzie, do jakiej wzywa Bóg w górę w Jezusie Chrystusie” (Flp 3,13).
**Z pamiętnika Etty**
Duch nasz potrzebuje jednak ciągłego wychowania i oczyszczania się w blasku Bożej prawdy i tchnieniu Miłości. Pragnę zwrócić uwagę tylko na pewne postawy, które opóźniają nasze spotkanie z Nową Ziemią. Wybrałem trzy cytaty z pism Etty Hillesum – młodej holenderskiej Żydówki, zamordowanej w 1943 roku w Birkenau. Etty z ogromną precyzją wskazuje zagrożenia, które często są przez nas bagatelizowane lub – co gorsza – uważane za naszą siłę. Nie ma prostych recept w życiu duchowym, bo każda dusza jest inna, jak mówi św. Teresa z Lisieux, ale już samo nazwanie pewnych symptomów może nam wiele pomóc w otwarciu się na dar kontemplacji, która nigdy nie jest prawdziwa, gdy zaniedbany jest dialog ze światem zewnętrznym i współbraćmi w Chrystusie. Taką notatkę znajdujemy w dzienniku Etty pod datą 4 października 1941 roku:
Na tym polega twoja choroba: chcesz zdefiniować życie po swojemu. Pragniesz je objąć duszą, zamiast pozwolić, by życie ogarnęło ciebie. Jak to było? „Chodzić z głową w chmurach” – to jest możliwe, natomiast próba „wtłoczenia nieba do głowy” – nie. Za każdym razem usiłujesz na nowo stworzyć świat, zamiast cieszyć się nim takim, jaki jest. W tym tkwi coś apodyktycznego.
Te mocne słowa są dla nas zaproszeniem do podjęcia dialogu z otaczającym nas życiem i światem. Pozwoli nam to odkryć logikę Bożej opatrzności, która stworzenie, czas, przestrzeń, w której żyjemy, uważa zawsze za szansę. Można też powiedzieć, że te rzeczywistości są językiem Boga, mówi On przez nie w sposób niezwykle dyskretny i delikatny. Teraz do każdego z nas należy odpowiedź na pytanie, czy faktycznie taka rozmowa mnie interesuje, czy też czekam na specjalny znak lub też rozmawiam tylko z samym sobą. To zamknięcie również jest przedmiotem refleksji Etty. Wie ona do skonale, że nasza wrażliwość, lęk, doznawany ból, ba – sam wysiłek istnienia, tak bardzo zajmują nasze myśli, że zatracamy powoli świadomość, że istnieje jeszcze drugie dno, druga przestrzeń naszego życia:
Ulegając totalnie każdemu strapieniu czy lękowi, usiłujemy zbyt intensywnie przeżywać siebie samych, i dlatego jest to nie do przyjęcia na dłuższą metę (List do Netty van der Hof, Amsterdam, 25 czerwca 1942 roku).
Często też to, co wydaje się naszym dialogiem z Bogiem i otaczającym nas światem, prowadzi do zupełnego zablokowania nowych natchnień, sił i perspektyw. Nasza duchowa zaborczość często mylona z pragnieniem Boga prowadzi w końcu do wyjałowienia duszy i pozbawia nas wewnętrznej siły:
Zastanawiam się niekiedy, czy nie żyję zbyt dogłębnie – aż do gruntu. Żyję, upajam się istnieniem i przetwarzam je aż do dna, tak że nic nie zostaje. Być może konieczna jest jakaś resztka, której nie pobudziliśmy, aby móc tworzyć, bo dzięki niej powstaje to napięcie, stanowiące bodziec do twórczej pracy? (Pamiętnik, rok 1942).