logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Dariusz Piórkowski SJ
Na Sądzie nie będzie wymówki
Mateusz.pl
fot. Alex Ronsdorf | Unsplash (cc)


„Wówczas zapytają sprawiedliwi: «Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?«. A Król im odpowie: «Zaprawdę powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 34nn).

 

Scena Sądu Ostatecznego bardziej przypomina dramatyczną wizję, niż klasyczną przypowieść. Oto Syn Człowieczy wydaje wyrok, ale w przeciwieństwie do współczesnego modelu rozprawy sądowej nie wnika w szczegóły, nie przesłuchuje świadków ani nie weryfikuje dowodów. Nie można wynająć adwokata; każdy mówi w swoim imieniu. Nie udowadnia się winy, lecz się ją stwierdza. Jedynym prawem, przysługującym zarówno owcom jak i kozłom, jest interpelacja – prośba o wyjaśnienie orzeczenia.

 

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że sąd dotyczy każdego człowieka, na co wskazywałoby wyrażenie „wszystkie narody”. Taka też jest tradycyjna wykładnia tego fragmentu Ewangelii. Jednakże sprawa nieco się komplikuje, jeśli spojrzymy na szerszy kontekst tej sceny. Wiadomo, że adresatami Ewangelii św. Mateusza byli ochrzczeni Żydzi. Żywili oni nadzieję, że Chrystus niebawem powróci, być może jeszcze za ich życia. Nurtowało ich więc pytanie, co stanie się z poganami? Na jakiej podstawie będą oni zaliczeni (jeśli w ogóle)w poczet mieszkańców Królestwa Niebieskiego, wszakże nie wszyscy przecież będą chrześcijanami, kiedy Pan powróci? Czy mają jakąkolwiek szansę?

 

Niektórzy bibliści twierdzą, że w gruncie rzeczy ta scena sądu dotyczy tylko nieochrzczonych pogan. Tę hipotezę potwierdzałoby zdziwienie zarówno sprawiedliwych jak i niesprawiedliwych w chwili ogłoszenia werdyktu przez Króla. Gdyby byli chrześcijanami, przynajmniej w jakimś stopniu znaliby Ewangelię. Św. Jan Chryzostom uważa, że jednak są to chrześcijanie, którzy zetknęli się z Dobrą Nowiną, ale ją zlekceważyli. To spostrzeżenie byłoby prawdziwe, gdyby dziwili się tylko niesprawiedliwi, ale zdumieni są wszyscy uczestnicy sądu. Poza tym, w tak ważnej chwili, rozstrzygającej o ich losie, mogliby sobie przypomnieć słowa Jezusa. Ale nawet grzeszni nie zaprzeczają, ani się nie bronią. Po prostu są zaskoczeni.

 

Co więcej, Mateusz zdaje się sugerować, że dla Żydów i tych, którzy przyjęli Ewangelię, odbędzie się osobny sąd: „Zaprawdę, powiadam wam: Przy odrodzeniu, gdy Syn Człowieczy zasiądzie na swym tronie chwały, wy, którzy poszliście za Mną, zasiądziecie również na dwunastu tronach, sądząc dwanaście pokoleń Izraela”(Mt 19,28). Co będzie miarą tego sądu? Pytanie, na ile ci, którzy usłyszeli wezwanie Chrystusa, byli w stanie opuścić dla Niego to, co najcenniejsze: dom, rodzinę, pole itd. Jak dalece przedłożyli Jego samego nad inne dobra, które ceni każdy człowiek? Jaką decyzję podjęli, poznając Chrystusa i Jego słowa?

 

Podczas Sądu Ostatecznego podstawa wymierzenia wyroku jest nieco inna. Mamy do czynienia z ludźmi, którzy nie słyszeli o Chrystusie i Ewangelii, bądź dopiero co zetknęli się z chrześcijanami. Król zakłada, że każdy człowiek potrafi właściwie rozsądzić, jak i co powinien czynić. Jak uzasadnia swoje orzeczenie? Ciekawe, że Chrystus nie pyta o to, czy w życiu zgromadzonych wokół Niego nastąpiło otwarte i świadome wyznanie wiary. Nie ma też mowy o łasce, o usprawiedliwieniu czy przebaczeniu grzechów. Syn Człowieczy interesuje się jedynie uczynkami, a ściślej, aktami miłosierdzia wyświadczonymi „jednemu z tych braci Jego najmniejszych”. Wychodzi na to, że nie trzeba wprost zdeklarowanej wiary, aby naśladować Chrystusa.

 

Ale kim są „bracia najmniejsi? Czy są to wszyscy ludzie w potrzebie? W węższym sensie wydaje się, że potrzebującymi są przede wszystkim chrześcijanie lub misjonarze. Byłoby to zgodne z wcześniejszymi słowami Jezusa: „Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał. Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych, dlatego że jest uczniem, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swojej nagrody”(Mt 10, 40-42). O dziwo, poganie będą sądzeni z tego, czy zaradzili potrzebom chrześcijan, zważywszy na fakt, że w czasie, kiedy Mateusz pisał Ewangelię, wierzący poddani byli prześladowaniom. Odwiedziny więźnia nie pojawiają się w żydowskim katalogu dobrych uczynków. Chodzi więc o to, że poganie, okazując współczucie i pomoc chrześcijanom, de facto wyznają wiarę w Chrystusa. To wystarczy, aby otrzymać nagrodę, na wypadek gdyby Pan powrócił.

 

A co z tymi, którzy są chrześcijanami? Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie w Ewangelii św. Łukasza nie pozostawia żadnych wątpliwości. Bliźnim jest każdy potrzebujący. Po co więc odrębne sądy? Dla tych, którzy są chrześcijanami istnieją dwa sposoby rozpoznania tego, co należy czynić: bezpośrednia relacja z Chrystusem, słuchanie Jego słowa oraz, nieodłączne od tego, dostrzeganie Go w bliźnich i naśladowanie w służbie. Natomiast w przypadku niewierzących Chrystus objawia się pośrednio, w ludzkiej potrzebie oraz w wewnętrznym poruszeniu serca. Tutaj Ewangelia głoszona jest bezsłownie, chociaż wzywa do podjęcia konkretnych działań.

 

Każdy zajmuje jakieś stanowisko wobec cierpiącego. Albo przechodzi wobec niego obojętnie, albo stara się, tak jak potrafi, pospieszyć z pomocą. Jedno jest pewne: człowiek w pełni władz nie może zaprzeczyć, że nie widzi i nie słyszy kogoś, kto cierpi. Ten apel dociera do każdego człowieka, ale to od ludzkiej wolności i miłości zależy jakość odpowiedzi. Poganie będą więc sądzeni z uczynków miłosierdzia, chociaż bezpośrednio nie doświadczyli Chrystusa, ale mieli wiele okazji, aby zetknąć się z cierpiącym człowiekiem. W ten sposób jedni i drudzy nie wymówią się od zaniedbanego dobra, bo z tego ostatecznie będziemy wszyscy sądzeni.

 

Dariusz Piórkowski SJ
mateusz.pl

 
 



Pełna wersja katolik.pl