logo
Środa, 24 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bony, Horacji, Jerzego, Fidelisa, Grzegorza – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Lucjan Nowakowski
Mummi
Wydawnictwo PAX


Lucjan NOWAKOWSKI 
Tytuł: Mummi
ISBN: 978-83-211-1809-3
Wydanie (rok): Wyd. I (2007)
Stron: 345, Format: 12x19 cm.
Kategoria: Beletrystyka - poezja - eseje
Seria: Z Feniksem
 
Kup tą książkę

 
strony 34-37
 
– Te, Mumek, a jak to jest z tą matką?
– Nie mówi się „matka”, bo to nieładnie, tylko „mama”, nie wiesz?
– A Zocha kulaska mówiła dzisiej, że wychodzi wcześniej, bo musi iść do matki, i zaklęła.
– Bo ona chyba nie lubi swojej mamy, wiesz?
– A ty jak mówiłeś do swojej, jak żeś ją miał?
Też „matka”?
– Nie, coś ty. Mama.
– A nie, kłamiesz, bo jak ryczałeś, to mówiłeś po cichu „mummi”, ja słyszałam.
– Cicho bądź, głupoto jedna.
Nie mogłem znieść, jak ktoś mówił o moich tajemnicach, choćby to była Pieguska.
– No co ty, nie chciałam, żebyś był zły, Mumek, nie chciałam, ja naprawdę nie wiem, jak to jest z tą mamą.
– Że co, z mamą?
– No, jak do ciebie mówiła? Co ci robiła? Głaskała cię po buzi? Czesała?
– No pewnie.
Nie bardzo rozumiałem, o co jej chodzi, bo tak jakoś nagle z tym wyskoczyła, a mnie na samo wspomnienie robiło się smutno.
– I co jeszcze? – dopytywała.
– No, wszystko. – Zastanowiłem się, jak to właściwie było. – To tak nie jest łatwo powiedzieć, bo mama wszystko, i ubierała, i kąpała, i śmiała się, i bawiła, a najlepiej, jak dziecko było chore, to się martwiła i tuliła, i taka była słodka, i tylko patrzyła, czy gorączki nie ma, nigdzie nie szła, tylko była cały czas, pytała, czy nie boli i co by dziecko chciało jeść i w ogóle. Wiesz, Pieguska, dziecko wtedy nie wie, co to mama, bo ona jest. Dopiero jak mamy nie ma wcale, to bardzo smutno, nie ma wszystkiego. Wiesz?
– A nie biła cię?
– Nie, coś ty, moja mama? Skąd?
– A czasami biją, jak dziecko niedobre.
– No, może, jak dziecko bardzo niedobre, ale moja nie biła, tylko jak byłem niedobry, to jej było smutno, i to było gorsze. Raz może, kiedy poskarżyli na mnie, że na kota rzucałem kamieniami i wybiłem okno u Cielasów, a to wcale nie ja; wtedy nawet płakała, i to było najgorsze.
 
I jeszcze, że mi nie wierzyła, że to nie ja, a ja naprawdę nie. Pamiętam, jak mówiła: „Sami zostaliśmy, widzisz, jak mi ciężko, i nie pomagasz, tylko jeszcze broisz i co ja teraz zrobię z tobą”. Mówię ci, to było takie okropne, jakby kto umarł. Ale to raz było, a tak to nic. A co ty tak chcesz wszystko wiedzieć dzisiaj?
– A bo dziewczyny mówiły przy struganiu kartofli, jak to jest fajnie, i do mnie mówiły: „Ty to gówno wiesz, Psiara, jak to jest”. Chwaliły się, i chciałam wiedzieć, bo ty nie cyganisz, co nie?
– A która się chwaliła najbardziej, Józka może? Ona wcale nie miała mamy, tylko babka ją oddała, bo ona jest tu z drugiej wsi, i jeszcze przychodziła do niej na początku. One cyganią.
– A ty miałeś babcię?
– Pewnie tak, ale jej nie widziałem, bo moi wyjechali na zachód, mieliśmy jechać do nich na święta, ale już wtedy tu byłem i nic nie wiem, czy oni wiedzą, ale ja bym wolał z mamą.
– A te drugie to jak?
– Jakie drugie? – Nie bardzo nadążałem.
– No jak to, dziadki i te, no, te ojce?
– A bo widzisz, dziadek to jest tata mojego taty i w ogóle każdego taty, no i mamy też, to ich jest więcej. Ale mówiłem ci, ja nie widziałem swojego dziadka, bo mieliśmy jechać, ale cholera jasna.
– Mumek przestań, nie klnij, bo się zaraz boję, mów mi jeszcze.
– Co jeszcze? Coś się naparła dzisiaj?
– Bo nie mówiłeś nigdy, a chcę wiedzieć. Przecież ja się tak samo nazywam, to może twoje jest też trochę moje, co? Tak tylko troszkę? Nie złość się, tylko mi powiedz. – Coś takiego było w jej głosie i w spojrzeniu, że miękło mi serce.
– No dobrze, ale co jeszcze ci mam opowiadać?
– No, o tym tacie, nie?
– Z tatą to inaczej, bierze cię na ramę, na rower, i wiezie, albo łapiesz go za szyję, a on się kręci, albo jeszcze rzuca cię tak do góry, pod sam sufit aż, i nic się nie boisz. A niechby cię tam jaki chłopak wyciął gdzie na podwórku, to jak stanął i spojrzał, od razu spieprzali, aż się kurzyło. Tata jest fajny. Ale mojego potem nie było, bo jakby był, toby było inaczej, na pewno. Ale nie było. Daj mi już spokój, bo mi smutno, idę na górę, a ty za mną nie właź czasami.
– Mogę się przytulić? Co, Mumek, tylko tak aby, co?
– Nie! – prawie wrzasnąłem, ale to była obrona przed płaczem, łzami i złością. – Nie lubię cię, i nie będę ci o nich mówił.
 
To była moja głęboka rana, świeża i wrażliwa na wszelkie dotknięcie, nawet tak niewinne. Wspominać bez bólu było jeszcze za wcześnie. Biedna Pieguska, chyba nie rozumiała powodu mojej złości, było jej przykro, ale to taki głupi mechanizm, że zraniony chętnie rani innych i zaraza roznosi się jeszcze szerzej. Fizjologia krzywdy dotyczy wszystkich jednakowo, i trzeba siły, żeby nad tym zapanować. Zło jest gadziną podstępną i nienasyconą, a jego powstawanie bliskie jest teorii samorództwa, choć żeby przeżyć, mnożyć się i rozwijać potrzebuje, jak wesz, ludzkiej krwi. Niewczesna mądrość! Dzieci odbierają to inaczej. Pieguska te moje stany złości i smutku kwitowała litościwie.
– Złe cię znowu nachodzi, Mumek. Nie mówisz pacierza i masz przez to!

 



Pełna wersja katolik.pl