Cena 18.80 zł.
Rok wydania 2003,
stron 188
Oprawa miękka
Format 140x208
ISBN 83-89167-27-1
(C) Wydawnictwo eSPe, 2003
Miłość własna
Teraz możemy przyjrzeć się tajemniczej postawie, zwanej "miłością własną", która jest czymś innym niż egoizm. Miłość własna jest jednym z najbardziej kłopotliwych zjawisk w psychologii, zwłaszcza dlatego, że często jest odwrotną stroną równie intensywnej nienawiści do siebie. Miłość własna to termin używany na określenie wielu postaw. Może oznaczać po prostu dziecinną tendencję do stawiania się na pierwszym miejscu, o czym już mówiliśmy. Może również oznaczać ciemną rzeczywistość, kiedy dziecinny egoizm zaczyna krystalizować się jako stały składnik dorosłej osobowości. Może on stać się demonem, który pożera dobre cechy tej osoby, tak że osuwa się ona w rodzaj bałwochwalstwa względem samego siebie. Miłość własna jako wada to brak poważania dla innych. Może ona dotknąć zarówno prałata, jak i przekupkę; człowieka wielkiego, jak i małego. Może nakładać maskę ofiary albo wielkiego proroka.
Osoba nadmiernie kochająca siebie może nie stronić od przyjemności lub może być zadufana w sobie; albo jedno i drugie. Ten rodzaj miłości własnej jest tak niebezpieczny, że jej wyrzeczenie się nasz Pan uczynił warunkiem apostołowania. "Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje!". Zawsze musimy występować przeciwko opisanej tu miłości własnej.
Wszyscy mamy w sobie resztki takiej miłości własnej. Jest ona jak infekcja. W układzie pokarmowym wszyscy mamy bakterie ułatwiające trawienie, ale muszą one być pod kontrolą, gdyż inaczej umrzemy. Tak samo jest z miłością własną. Potrzeba stałego wysiłku, by utrzymać ją pod kontrolą.
A co z uzasadnioną miłością własną? Czy istnieje coś takiego? Od czasu do czasu spotykam dość prostych ludzi, mających nieskomplikowane potrzeby, którzy po prostu akceptują siebie. Ani nie zachwycają się sobą, ani nie odrzucają siebie. Jeżeli unikną niebezpieczeństwa samozadowolenia, potrafią spokojnie akceptować siebie, która właśnie jest uzasadnioną miłością własną. Jak wielu innych ludzi, całe życie walczyłem z nienawiścią do siebie samego, z odrzuceniem siebie, co jest i neurotyczne, i niebezpieczne. Niestety, ta nienawiść do samego siebie nie wynika ze skromności (rzadko bywałem oskarżany o skromność). Z jakichś powodów musiałem dojść do przekonania, że niczego nie potrafię zrobić dobrze. Byłem i wciąż jestem przerażony, gdy ktoś mnie krytykuje, i lękam się, że moi przyjaciele mogą mnie opuścić, gdy odkryją, jaki jestem naprawdę. Tu rzeczywiście pojawia się jakaś dziwna hybryda: nienawiść do samego siebie zmieszana z miłością własną.
Miłość własna połączona z nienawiścią do siebie samego staje się rozpaczliwą potrzebą sprawdzania siebie, kochania siebie, pozbycia się lęku, że nikt inny tak naprawdę nas nie kocha. Jeżeli się wymknie spod kontroli, taki sentyment może zablokować związki z ludźmi i w końcu doprowadzić do głębokiej samotności i depresji. Ta dziwna mieszanina miłości własnej i nienawiści do siebie, znana jako narcyzm, może wywołać kompulsywne dążenie do wysuwania się na czoło. Osoba wtedy stale się skarży, że nikogo nie obchodzi. Może to prowadzić do zgorzknienia, do wycofywania się i do okłamywania samego siebie. Jakie jest antidotum na całe to szaleństwo? Co można zrobić, zapytacie, by trzymać na dystans dziecinny egoizm i radzić sobie z równoczesną skłonnością do miłości własnej i nienawiści do siebie samego?