logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Peter Kreeft
Miłość silniejsza niż śmierć
Wyd Marianow


W jednej ze swoich najbardziej refleksyjnych książek chrześcijański filozof Peter Kreeft, snuje rozważania na temat znaczenia śmiertelnej choroby na jaką wszyscy chorujemy. Tą chorobą jest śmierć. To jak podchodzimy do śmierci, co czujemy, jak sobie z nią radzimy i jak umieramy, zależy od naszej odpowiedzi na pytanie, czym jest śmierć. Jak mówi Kreeft, „życie albo ma znacznie, albo jest bez znaczenia, a to zależy od tego, czym jest śmierć”.

 

Wydawca: PROMIC Wydawnictwo Księży Marianów
Rok wydania: 2010
ISBN: 978-83-7502-201-8
Format: 125x196
Rodzaj okładki: Miękka

 
Kup tą książkę  
 

 
Docenienie wartości życia
 
CZWARTY POWÓD, dla którego śmierć staje się naszym przyjacielem, wynika z trzeciego. Cisza nie tylko pozwala na mówienie, ale również pozwala nam dostrzec wartość mowy. Podobnie jak rama pozwala podziwiać obraz, który w niej się znajduje, tak śmierć pozwala nam dojrzeć wartość życia. Wprowadzenie w naszą codzienność kruchego i śmiertelnego teraz, pobudza nas do docenienia owego teraz. Zwracał na to uwagę Walter de la Mare: "Spójrz – zachęcał – po raz ostatni na wszystkie rzeczy z umiłowaniem, zrób to w każdej godzinie" [10]
 
Innymi słowy, tylko z perspektywy śmierci możemy w pełni docenić życie, bo aby coś docenić, potrzebujemy perspektywy, dystansu i porównania. Tylko z góry, z powietrza, możemy w pełni ogarnąć ląd. Tylko po podróży kosmicznej, możemy w pełni opisać Ziemię jako planetę. Podobnie tylko mistyk może docenić przyrodę. C.S. Lewis ujmuje to niebanalnie:

 
Angielskość angielszczyzny słyszą tylko ci, którzy znają jeszcze jakiś język. W ten sam sposób i dla tego samego powodu tylko nadnaturaliści naprawdę widzą naturę. Trzeba od niej oddalić się trochę, a następnie odwrócić się i spojrzeć za siebie. Wtedy dopiero stanie się widoczny prawdziwy krajobraz. Trzeba najpierw skosztować, choćby przez chwilę, czystej wody spoza świata, aby móc wyraźnie uświadomić sobie gorący słony smak strumienia natury [11].

 
Oto odpowiedź na podstawowy zarzut, by nie myśleć o śmierci, bo jest to "niezdrowe", bo wysysa z nas życie, bo nie jest to ludzkie i nie jest to lojalne wobec świata, by myśleć o jego i naszym końcu. Odpowiedzią na ten zarzut jest to, że twierdzenie przeciwne jest właśnie prawdą. Myślenie o śmierci nie jest niezdrowe, niezdrowe jest niemyślenie o niej wcale! Życie bez śmierci jest niezdrowe, bo jest to życie puste, a nawet martwe. "Śmierć – co zauważa Kazantzakis – jest solą dającą życiu swój ostry smak".

 
Kwiaty, pola i góry stanęły przede mną jak żywe... Człowiek stanął przed nimi i pomyślał o swojej śmierci, i że pewnego dnia już tego nie będzie mógł oglądać. W chwili gdy pomyślał o śmierci, został wyrwany z teraz rzeczywistości i spojrzał na kwiaty, łąki i drzewa z nowej perspektywy, perspektywy krainy śmierci. Wyglądały tak, jakby patrzył na nie z niewłaściwej strony teleskopu: oddalone i bardzo malutkie jak zabawki, unoszące się w oddali. Były przepiękne [12].
 
Jeżeli będziemy przeżywać każdy dzień, jakby to był ostatni dzień naszego życia, to wtedy, kiedy będziemy umierać, nie będzie w nas żadnego żalu, "gdybym tylko...". Żałujemy, że nie żyliśmy pełnią życia, bo zapomnieliśmy, że musimy umrzeć. Mówi o tym Viktor Frankl: "Żyj tak, jakbyś żył po raz drugi, jakbyś niemądrze właśnie już przeżył ten pierwszy raz, bo właśnie tak chcesz żyć teraz" [13].  Jakbyś żył po raz drugi... Co to oznacza? Tłumaczy to Abraham Maslow. 

Wydawcy magazynu "Psychology Today", umieścili krótką wzmiankę po śmierci Abrahama Maslowa. Podkreślili, że charakteryzował się "radosnym podejściem do życia, które wydobywało się z kaset nagrywanych dla nas... nie rozumieliśmy źródła jego odwagi, dopóki nie otrzymaliśmy ostatniej kasety."
 
Na tej kasecie, mówią redaktorzy pisma, dr Maslow "z niesamowitą uwagą opowiadał o ataku serca, jaki wcześniej przeżył, po tym jak zakończył ważną pracę". 
 
"Wypaliłem się – mówił. – To najlepsze, co mogłem zrobić, bo był to najlepszy czas, by umrzeć; nawet pragnąłem śmierci... To było... spełnienie dzieła. Był to dobry koniec, dobre zamknięcie. Myślę, że aktorzy i dramaturdzy mają wyczucie właściwego momentu na dobre zakończenie...
 
Moje podejście do życia wtedy zmieniło się. Obraz, który dobrze to oddaje, to życie po śmierci. Mogłem umrzeć – spomniał Maslow – więc moje życie teraz jest czymś ekstra. Jest swoistym dodatkiem. Mogę więc żyć tak, jakbym już umarł.
 
Jednym bardzo ważnym aspektem życia po śmierci – zauważył – jest to, że wszystko staje się podwójnie cenne, przejmująco ważne. Zachwycają nas rzeczy, kwiaty, dzieci i piękne przedmioty... Nawet sam fakt życia, spacerowanie, oddychanie, jedzenie, posiadanie przyjaciół i możliwość pogawędki. Wszystko wydaje się piękniejsze. Mamy większe poczucie cudu.
 
Przypuszczam, że słuchając tego, moglibyście powiedzieć, że życie po śmierci pozwala na większą spontaniczność. I pewnie słusznie.
 
Jeżeli więc pogodzimy się ze śmiercią, wtedy każda chwila każdego dnia będzie przemieniona, ponieważ wszechobecny lęk – strach przed śmiercią – zniknie... Żyję końcem życia – dodawał na koniec Maslow – gdzie wszystko powinno mieć swój koniec" [14].

 
Zwróćmy uwagę na podwójne znaczenie słowa "koniec", w wyrażeniu "koniec życia". Otóż życiu, które kończy swoją doczesność z chwilą śmierci, wszystko samo w sobie wydaje się być końcem, to znaczy, wszystko wydaje się mieć swoją wewnętrzną wartość. Doświadcza tego Emily, bohaterka sztuki Thorntona Wildera Our Town ("Nasze Miasto"). Otóż Emily, gdy patrzy na swoją przeszłość z perspektywy śmierci (właśnie umarła), tak powiada do swojego reżysera.

 
[Emily] Nie mogę. Dalej już nie mogę. Och! Tak szybko to przemija. Nie mamy czasu, by na siebie spojrzeć... Nie miałam pojęcia. Wszystko tak szybko mijało i nigdy tego nie zauważaliśmy. Zabierz mnie z powrotem – na wzgórze – do mojego grobu. Nie, poczekaj! Jeszcze jedno spojrzenie. Żegnaj, żegnaj, świecie. Żegnaj moje miasto... Żegnajcie mamo i tato. Żegnaj tykający zegarze... i żegnajcie słoneczniki mamy. I jedzenie, i kawo. I świeżo uprasowane sukienki i gorące kąpiele.... i spanie, i wstawanie. Och, ziemio, jesteś zbyt piękna, by ktokolwiek mógł to zrozumieć. [Patrzy na reżysera i nagle pyta przez łzy] Czy ktokolwiek rozumie życie, kiedy żyje? – w każdej, każdej minucie?
 
[Reżyser] Nie. [Pauza] Święci i poeci. Może oni. Przynajmniej trochę...[15]
 
 
Przygotowania do pisania książki o śmierci i pisanie jej wzmocniło moją wdzięczność wobec życia - bardziej niż się tego spodziewałem. Myśl o śmierci stała się impulsem do tego, by moje życie nie mogło być już opisywane słowem "niezdrowe". Wtedy też zastanawiałem się, dlaczego pozostajemy bierni, czytając o doświadczeniu innych ludzi? Może więc skorzystajmy z tego doświadczenia innych i teraz "spójrzmy – o czym pisał de la Mare – po raz ostatni na wszystkie rzeczy z umiłowaniem". A może mamy coś nieskończenie lepszego do zrobienia niż dalsze czytanie tej książki. Może spotkajmy się z przyjacielem. Odłóżmy więc książkę na dziesięć minut i pomyślmy, co byśmy zrobili, poczuli, powiedzieli, jeżeli byśmy wiedzieli, że są to ostatnie minuty naszego życia. Zróbmy to. Z tego powodu, że mogą to być naprawdę minuty ostatnie, i z tej samej racji, że właśnie te minuty - pięć, dziesięć czy choćby dwadzieścia – będą w pewnym sensie ostatnimi minutami naszego życia, takimi, które już nie wrócą, bo akurat umarły.
 
Nie śpieszmy się zatem. Zachwycajmy się. Poddajmy się temu.
 
W tym miejscu warto zapytać, jak to się dzieje, że śmierć podnosi jakość życia? Odpowiedź jest banalna: ponieważ czyni życie niewystarczającym. Istotnie, niedostatek nadaje wartość. Dlaczego siedemnastowieczna September Song jest tak przejmująca? Ze względu na znaczenie "tych kilku cennych dni". Cennych, bo kilku. September Song i równie dawny wiersz Do powściągliwej kochanki, autorstwa Andrew Marvella, są tak samo przejmujące. Powód jest jeden: śmierć. "Gdybym, czas wszystek, świat cały zatrzymał", mówi poeta, to spędziłby wieki, wielbiąc jej uroki: 

 
Cóż stąd, gdy słyszę jak za mną wybiega
Skrzydlaty rydwan czasu minionego:
Zasię przed nami, dokąd sięgnąć wzrokiem,
Jest wieczność pusta i cienie głębokie [16].

 
Szczególnie śmierć podnosi wartość miłości. U Roberta A. Heinleina w Time Enough for Love, powieści z 1973 roku, klasyczny motyw nieśmiertelnej dziewczyny z rodu elfów, zakochującej się w człowieku śmiertelnym, co z góry zakłada niepowodzenie, jest ujęty w ramy utworu science fiction. Oto nieśmiertelny z innej planety, który kochał miliony nieśmiertelnych, zakochuje się w Ziemiance. Dzięki jej śmiertelności odkrywa prawdziwą miłość. Ergo: bez śmierci nie moglibyśmy doświadczyć miłości.
 
Co zatem byłoby wartościowe, co byłoby godne podziwu, jeżeli nie doświadczalibyśmy przemijania życia? Nie byłaby to miłość i nie byłby to czas. Prawdę mówiąc, nic nie byłoby wartościowe. Prawdziwa wartość czegokolwiek w życiu i samego życia odsłania się bowiem, gdy tego czegoś już nie ma, gdy to coś umarło. Przykłady? Pierwsze z brzegu, nierzadko banalne:
 
elektryczność: niby mała rzecz, na co dzień jej nie doceniamy, inaczej jest jednak czasie awarii prądu;
 
dzika przyroda: kiedy mieliśmy jej pod dostatkiem, nie docenialiśmy, teraz, kiedy jest jej mało, dostrzegamy jej brak;
odejście kochanka: jego nieobecność sprawia, że serce bije "czulej";
 
utrata młodości, zdrowia czy wolności z powodu bólu, choroby albo uwięzienia: to sprawia, że zaczynamy doceniać utracone rzeczy;
 
Bóg: jakie ma to znaczenie, czy On jest, czy Go nie ma? poczytajmy więc wielkich ateistów choćby Sartre'a, Camusa, Becketta czy Bertranda Russella, a znajdziemy odpowiedź; oto sylwetka Boga, nakreślona przez Jego nieobecność u wyżej wymienionych jest o wiele bardziej wyraźna niż obraz Stwórcy rysowany przez większość wierzących;
 
życie: jak cenne było nasze życie w ciągu tych dziesięciu minut, kiedy próbowaliśmy wyobrazić sobie, że właśnie możemy je stracić na zawsze, a to było tylko wyobrażenie; czym więc będzie prawdziwa rzeczywistość?

 
Moja córka nie była dla mnie nigdy tak ważna – ściślej: cenna – jak w momencie, kiedy lekarz zdiagnozował u niej nowotwór w mózgu. Diagnoza była błędna, ale moja córka – co uświadomiłem sobie wyraźnie – będzie dla mnie szczególnie cenna, ze względu na to właśnie doświadczenie. Piszę o tym także w zakończeniu tej książki.
 
Śmierć podobnie jak życie jest swoiście doceniana w momencie zagrożenia. Wówczas najbardziej, gdyż nie tylko ujmuje w ramy życie, ujmuje też w ramy samą siebie! Ma to związek z tym, że życie w pełni doceniamy w chwili, kiedy zagraża mu śmierć, a śmierć zostaje doceniona wtedy, gdy zagraża jej unicestwienie na skutek "nieśmiertelnej pigułki". (Zobacz podrozdział: Otwartość.) Według Williama Jamesa odpowiedź na pytanie: "Jaka to różnica?" [17], jest sprawdzianem, czy rzecz, o którą pytamy, ma jakieś znaczenie. Przypuść-my zatem, że nie byłoby śmierci. Jaka byłaby to różnica? Zabij więc śmierć, a poznasz wartość swojego przyjaciela. Zatęsknisz za nim, kiedy go nie będzie.
 
Uświadomienie sobie nieuchronności śmierci pozwala nam więc docenić życie, tak samo otwiera na nie oczy świadomość nieuchronności starzenia się. W tej perspektywie zyskują zwłaszcza wiek średni i młodość. Z punku widzenia młodego człowieka, wiek średni wydaje się, co prawda, być przegraną, stratą godną ubolewania, ale z perspektywy starca jawi się on jako dar, który należy docenić. Warto pamiętać, że szklanka wypełniona do połowy wodą jest w połowie pusta, jeśli nie docenisz tego, co w niej jest, ale kiedy to docenisz, wtedy będzie dla ciebie w połowie pełna. Młodzi nie doceniają ani życia, ani zdrowia i dlatego mają poczucie, że w połowie pusta "szklanka dni" jest wiekiem średnim, a prawie pusta – starością. "Młodość jest dla młodych" – powiadają. I dlatego żyją "do przodu", z przeszłości w przyszłość, tyle, że ta przeszłość i obecne zdrowie, które mija nazbyt szybko, są ledwie początkiem, owym oddalającym się punktem widzenia, z którego wciąż oceniają wiek średni i starość. Niestety, dopiero średni wiek uczy nas, jak żyć, mając na uwadze dwa punkty widzenia: przeszłość i przyszłość. Pierwszy zapowiada starość, drugi – śmierć. Wówczas zaczynamy doceniać zarówno życie, które minęło, jak i życie, które pozostało, widząc przed sobą szklankę w połowie pełną i doceniać wartość pełni, życia i zdrowia. Nic dziwnego, że bez śmierci nie bylibyśmy wdzięczni za życie.
 
Znam kobietę, której mąż zmarł w najlepszym okresie swojego życia, w wieku czterdziestu jeden lat. Kiedy dowiedziała się, że nie żyje, powiedziała głosem pełnym zadziwienia: "Czterdzieści jeden cudownych lat!". Pojęła wtedy sekret. Zrozumiała, jak żyć "do tyłu". Tak, śmierć jest naszym przyjacielem, bo odsłania nam ten sekret.
 
 
___________________________________
Przypisy:

[10] Walter de la Mare, Far Well, w: The Complete Poems of Walter de la Mare, Faber & Faber, London 1968, s. 218.
[11] C.S. Lewis, Cudy, przeł. S. Pacuła, Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1958, s. 101.
[12] Max Picard, The World of Silence, s. 217-218.
[13] Zob. Viktor Frankl, Basic Conepts of Logotherapy, "Journal of Existential Psychiatry" nr 3 (1962), s. 111-118.
[14] Zob. James L. Christian, Philosophy. An Introduction the Art of Wondering, Rinehart Press, San Francisco 1973, s. 10-11.
[15] Thornton Wilder, Our Town, Coward-McCann, New York 1938, s. 124-125, 127-128.
[16] Andrew Marvell, Do powściągliwej kochanki, w: Poeci metafizyczni, przeł. J. Sito, Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1981.
[17] William James, Preface to the Meaning of Truth, w: Pragmatism and Other Essays, s. 135. Zob. także s. 66.  

 



Pełna wersja katolik.pl