logo
Piątek, 26 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Marii, Marzeny, Ryszarda, Aldy, Marcelina – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Paolo Curtaz
Mały Bóg w wielkim mieście
Wydawnictwo Salwator


Mistyk


Jan nie mówi o Narodzeniu Jezusa, przyjmuje to za oczywistość. Zaczyna swoją Ewangelię od przepowiadania Jana Chrzciciela. Po skończeniu swego trudu dodaje jednak hymn, wiersz, i umieszcza go na początku swego pisma jako pewnego rodzaju teologiczne streszczenie w niezwykle wzniosłym tonie (skomentuję go przy końcu tej książeczki). Chciałbym zacząć właśnie od tego, ponieważ Janowi cudownie udaje się opisać Narodzenie.

A światłość w ciemności świeci
i ciemność jej nie ogarnęła
(można także przetłumaczyć: nie przyjęła lub nie zwyciężyła).
(…)
[Słowo] przyszło do swojej własności,
a swoi Go nie przyjęli.
Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli,
dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi,
tym, którzy wierzą w imię Jego
(J 1, 5. 11-12).

Jan stwierdza, że Bóg postanowił stać się człowiekiem, wrócić do swojej własności, sprawić, by Jego obecność zajaśniała wśród ludzi, lecz ludzie nie pojęli tego światła, ani go nie przyjęli, ani nie pokonali.

Jan, jak to ma w zwyczaju w swojej Ewangelii, odbiera przyjściu Chrystusa sporo poetyczności i dołącza jednoznaczną informację faktyczną: Jezus jest znakiem sprzeciwu, Jego przyjście rewolucjonizuje nasz sposób myślenia o Bogu, Jezus budzi zakłopotanie, zgorszenie, dyskusję, Jezus jest kamieniem upadku.
I dzieje się tak od samego początku, od Jego narodzenia.

Dopóki Bóg jest w niebie, każdy dostosowuje Go do swojej wrażliwości, poprawia na swój sposób, ustawia po swojemu, wyobraża Go sobie wedle własnego upodobania. Ale gdy Bóg przychodzi, wówczas jesteśmy zmuszeni stanąć naprzeciw Niego, przyjąć Go lub odrzucić.

Wcielenie Boga czyni Go dostępnym, widocznym. Nie możemy się już ukrywać za naszym rozumowaniem, za naszymi filozofiami, za naszymi opiniami.

A prawdziwe oblicze Boga jest niepokojące, ponieważ jest całkowicie różne od tego, czego byśmy chcieli.

Oblicze Boga jest nie do zniesienia (jak mówili prorocy Izraela), nie można mu sprostać, gdyż obnaża naszą nędzę i nasze kłamstwo. Nie w tym sensie, że Bóg nas sądzi, nie!

Lecz Jego piękno unaocznia nam oczywistość naszego udawanego piękna, naszych nieudanych liftingów, naszych sprzeczności.
Bóg odsłania prawdę o Bogu.
I prawdę o człowieku.

Oto i On - Co mamy zrobić z noworodkiem? Bądźmy poważni, może i bezlitośni, ale uczciwi. Czy naprawdę chcecie takiego Boga?

Jak to? Szukamy Boga muskularnego, wszechmocnego, zdolnego rozwiązać nasze problemy, Boga, który wziąłby nas w obronę, który naprawiłby nasze błędy - a oto mamy przed sobą noworodka, który potrzebuje wszystkiego. Nie mam pojęcia, co zrobić z tym Bogiem!

To dla mnie zmartwienie!

Wprawia w zakłopotanie!

Prosi zamiast dawać!

Uwierzcie mi, przyjaciele: ten noworodek o zaróżowionej skórze, szukający młodej piersi matki trzęsie naszym światem w posadach, równa z ziemią wszelkie nasze wyobrażenie Boga.

Komu przyszłoby do głowy wymyślić historię Boga-dziecka? I to dziecka, które rodzi się z pary biedaków? W okupowanym kraju? To już przesada!

Wcielenie mrozi nam krew w żyłach, gdyż mówi nam, kim naprawdę jest Bóg.

To Bóg, który tak kocha życie, że chce je dzielić.To Bóg, który podejmuje wyzwanie ogołocenia się z własnego bóstwa, by dzielić każdą chwilę z człowiekiem.

To Bóg, który z miłości postanawia być równym, unicestwić się, obrócić się w nicość, jak odważy się napisać święty Paweł.

Bóg staje się człowiekiem, aby zbawić człowieka - piszą ojcowie Kościoła na Zachodzie.

Bóg staje się człowiekiem, aby człowiek stał się Bogiem - piszą ojcowie Kościoła na Wschodzie.

Bóg staje się człowiekiem, aby człowiek wreszcie nauczył się być człowiekiem – dodajemy my.

(Tę piękną syntezę ściągnąłem od Marka.)

Bóg jest tak zakochany w życiu, że postanawia się wcielić.
Cudowne musi być życie, skoro Bóg godzi się wcielić, stać się jednym z nas.

Ogołocenie: Bóg się ogałaca, oddaje, odsłania - i domaga się od nas, byśmy zrobili to samo. Żąda, abyśmy wreszcie dorośli.

Człowiek skarży się na nieobecność Boga?

Bóg przychodzi, a tylko nieliczni Go przyjmują.

Człowiek skarży się na dalekość Boga?

Bóg staje się bliski, a człowiek odwraca wzrok.

Człowiek prosi Boga, by go zachował od cierpienia?

A Bóg staje się człowiekiem, by dźwigać ten ból razem z nim.

Światło jaśnieje w ciemnościach. A swoi go nie przyjęli. Nie pojęli go.

Ale go również nie pokonali.


 



Pełna wersja katolik.pl