logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
s. Michaela Pawlik OP
Los wierzących w reinkarnację
Miłujcie się!


Gdzie idzie dusza po śmierci?

Przez słowo „reinkarnacja” („metempsychoza”) rozumiemy pogląd, że dusza po śmierci swego ciała wciela się w inne ciało: roślinne, zwierzęce lub ludzkie. Pogląd ten jest podstawą pogańskich religii Wschodu oraz okultyzmu i gnostycyzmu, a stąd dostał się do współczesnej teozofii, antropozofii, programu New Age oraz różnych sekt.
 
Wielu katolików uważa, że wiara w reinkarnację nie ma wpływu na codzienne życie człowieka. Może się tak wydawać, jeśli traktuje się ją jako rodzaj ciekawostki. Jednak życiowe konsekwencje widoczne są tam, gdzie taka wiara staje się fundamentem, na którym oparte są normy postępowania całego społeczeństwa, czego przykładem może być system kastowy w Indiach. Doświadczyłam tego sama.

Po co go zatrzymywać...?
 
Pewnego dnia przyszedł do mnie chłopiec w ciężkim stanie, ponieważ z głodu obgryzał w dżungli korę z jakiegoś krzewu i najadł się szkodliwych dla zdrowia owoców. Okazało się, że suami (lord), u którego pracował szereg tygodni, nie płacił mu należności. Ponieważ wiedziałam, że indyjska konstytucja zakazuje zatrzymywania zapłaty robotnikom, więc po pracy poszłam z nim do suamiego. Jednak chłopiec nie śmiał stawiać wymagań swemu pracodawcy – jako należący do kasty „nieczystych”, nie miał nawet prawa wejść do domu człowieka z wyższej, tzw. czystej, kasty. Sama więc weszłam do mieszkania suamiego.
 
Kiedy upomniałam się o zapłatę należną jego pracownikowi, suami zmierzył mnie zdumionym wzrokiem i oświadczył, że jest to jego sprawa. Wobec tego powołałam się na indyjską konstytucję i argumentowałam, że to nie jest tylko jego sprawa, lecz obowiązek, gdyż za pracę należy się płaca. Odpowiedział mi, że konstytucją on się nie kieruje, ponieważ jest ona dziełem ludzi, a jego obowiązuje dharma [kastowy obowiązek – przyp. red.] wraz z prawem kastowym, która – jak stwierdził – jest „odwiecznym prawem kosmicznym”. Na mocy tego prawa on, jako człowiek z wyższej kasty, czyli z doskonalszą duszą, może dowolnie traktować siudrę [członek najniższego stanu – przyp. red.] – jako wcielenie „zwierzęcej duszy w ludzkim kształcie”. Wobec takiej odpowiedzi próbowałam przemówić do jego sumienia, myśląc, że sumienie jest niezależne od jakichkolwiek poglądów. „Czy wiesz – zapytałam go – że jeszcze trochę, a ten chłopiec umarłby z głodu?!”. A suami na to: „I co by się stało?! Byłby już noworodkiem w wyższej kaście! Po co go zatrzymałaś w tym podłym wcieleniu? Taki im wcześniej umrze, tym dla niego lepiej!”. 
 
Zaskoczona taką odpowiedzią, przekornie zapytałam: „A skąd wiesz – może urodziłby się w jeszcze gorszym wcieleniu?”. A człowiek ten z rozpromienionym uśmiechem odpowiedział: „Ależ nie! Na pewno odrodziłby się w wyższej kaście, bo był oddanym sługą i bezinteresownie wypełniał swoją dharmę, a to jest gwarancją wyższego wcielenia!”.
 
Nie mogłam przekonać tego wyznawcy wedyjskiej wiary, że postąpił źle... Jako wierzący w reinkarnację, przyjmował wygodne dla siebie jej konsekwencje. Żeby mnie zrozumieć, musiałby wierzyć w prawdę o człowieku zawartą w nauce Jezusa Chrystusa. Jego wiara w reinkarnację oraz prawa dharmy były przyczyną nieskuteczności mojej interwencji i chłopiec należnej mu zapłaty nie dostał...
 
W drodze powrotnej, wskazując na robotników pracujących na farmie, zapytałam chłopaka: „Czy oni wszyscy pracują tu za darmo?”. Usłyszałam odpowiedź: „Nie... Niektórym płaci...”. Ja więc na to: „Niesprawiedliwe jest to wasze kosmiczne prawo, skoro suami jednym płaci, a innym nie, chociaż wszyscy wykonują ten sam rodzaj pracy”... 
 
Ależ nie!” – odpowiedział chłopiec. „Suami ma boską świadomość, więc wie, jakie były nasze poprzednie wcielenia... Widocznie poprzednie żywoty tych, którzy dostali zapłatę, były doskonalsze niż moje...” – ze smutkiem zakończył rozmowę. 

Podróżując po Indiach
 
Ażeby ktoś nie myślał, że to tylko jakiś rzadki przykład z południowego rejonu tego kraju, to zacytuję podobne doświadczenia opisane przez o. Verlindego, który przez pewien okres był wyznawcą buddyzmu i ze swym guru często podróżował po Indiach.

Oto jego wspomnienia:
Pamiętam pewną podróż z guru na północ Indii. O brzasku wysiedliśmy z samochodu i szliśmy nad brzeg Gangesu, do miejsca, gdzie Hindusi dokonywali ablucji. Przechodziliśmy przez wioskę, której mieszkańcy zawodzili wspólnie swoje monotonne wedyjskie pieśni. I oto w półmroku potknąłem się o coś, co wydawało mi się ludzkim ciałem. Zatrzymałem się zdumiony, spojrzałem pod nogi i dostrzegłem, w bladym świetle świtu, mężczyznę leżącego na gołej ziemi, którego ciałem wstrząsały dreszcze i który cicho jęczał. Pochyliłem się nad nim i chciałem wzywać pomocy, lecz usłyszałem głos guru: »Chodź, zostaw go«... Widząc moje wahanie, dorzucił: »Taka jest jego karma«. Stałem przez moment osłupiały, po czym, posłuszny Mistrzowi, podążyłem za nim, niby automat, nad świętą rzekę, gdzie ludzie obmywali się, zachowując całkowitą obojętność, o kilkadziesiąt metrów od miejsca, gdzie konał w samotności ten człowiek. (...) Udzielenie pomocy przeszkodziłoby mu w przeżyciu owej bolesnej karmy w tym konkretnym wcieleniu i zmusiłoby go do oczekiwania na karę w kolejnym życiu. Reakcja otoczenia nie wypływa tak naprawdę z obojętności, lecz ze swoistego fatalizmu. (...) Pamiętajmy, że na samym początku swej działalności Matka Teresa ściągnęła na siebie potępienie części władz religijnych, zarzucających jej zakłócanie prawa karmy, a tym samym naruszanie harmonii dharmy” (o. Józef Maria Verlinde, Zakazany owoc. Z aśramu do klasztoru, Wydawnictwo M, Kraków 1999)
 
1 2  następna
 



Pełna wersja katolik.pl