logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Gad Lerner
Krucjaty - Tysiąc lat nienawiści
Wydawnictwo WAM


(C) 2000 RCS Libri S.p.A., Milano
(C) Wydawnictwo WAM, 2003

oprawa: miękka
format: 136x210 mm;  stron: 152
data wyd.: kwiecień 2003
cena det.: 24.00 zł
ISBN 83-7318-099-0


 

Od "Deus lo vult" krzyżowców do "mea culpa" Jana Pawła II
Rozmowa z Frankiem Cardinim (fragmenty) - część 1

LERNER: Drżąca ręka Karola Wojtyły, która wsuwa w szczelinę Ściany Płaczu w Jerozolimie prośbę do Boga o przebaczenie, pozostanie dla Żyda, takiego jak ja, symbolicznym obrazem chrześcijańskiego Dwutysiąclecia. Zresztą cały Rok Jubileuszowy upłynął z woli papieża wokół powinności oczyszczenia pamięci. Nowość, jaką jest uznanie i wyznanie win popełnionych w historii przez Kościół i w jego imieniu, staje się dla wiernych prostą drogą powrotu do autentycznego ducha Ewangelii. W kontekście podejmowanej dzisiaj próby rozliczenia się z krucjatami, spontanicznie zwracam się do Franca Cardiniego, który jako katolicki historyk lepiej od kogokolwiek rozumie praktyczną i symboliczną doniosłość krucjat dla historii świata. Bowiem krucjaty wyznaczyły linię kulturowych przeciwieństw oraz geopolityczne granice, które przez wieki przetrwały aż do dzisiaj.

Pozwoli Pan, że rozpoczniemy od słów, które rozbrzmiewały w Bazylice św. Piotra 12 marca 2000 roku, w pierwszą niedzielę Wielkiego Postu. Zapamiętał Pan z pewnością kardynała Ratzingera, który, jak się zdawało, niezbyt chętnie odczytywał następujące wyznanie win popełnionych w służbie prawdy: "Módlmy się, aby każdy z nas, uznając, że także ludzie Kościoła w imię wiary i moralności posługiwali się czasem metodami nieewangelicznymi, choć w słusznym dążeniu do obrony prawdy, umiał naśladować Jezusa Chrystusa, który jest cichy i pokornego serca". Po kardynale modlitwę kontynuował Jan Paweł II: "Panie, Boże wszystkich ludzi, w niektórych epokach dziejów chrześcijanie przyzwalali czasem na praktykę nietolerancji i nie kierowali się największym przykazaniem miłości, oszpecając przez to oblicze Kościoła, Twojej Oblubienicy. Okaż miłosierdzie swoim grzesznym synom i wejrzyj na nasze postanowienie, aby szukać prawdy i krzewić ją łagodnie i z miłością, w przekonaniu, że prawda nie inaczej się narzuca, jak tylko mocą samej prawdy. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen".
Czyż Urban II, Gotfryd z Bouillon, święty Bernard z Clairvaux nie przewracają się w tym momencie w grobie? A Pan, zakochany w krucjatach jako młody katolik tradycjonalista, jako toskański anarchofaszysta, bo tak kiedyś Pan sam siebie określił w rozmowie ze mną - czy pomyślałby Pan, że trzeba będzie bić się w piersi z powodu przedmiotu Pańskich studiów i fascynacji?

CARDINI: Prawdę mówiąc, moja pierwsza miłość do krucjat była raczej młodzieńcza niż polityczna. Byłem chłopcem lat pięćdziesiątych, który rozczytywał się w powieściach Waltera Scotta i czasami oglądał oparte na nich hollywoodzkie filmy "historyczne". Czytywałem także Kiplinga, Conrada, Irvinga (Washingtona - nie Dawida), no i też trochę Salgariego. W tych zachwytach było dużo egzotyki i szczypta późnego romantyzmu. Potem bez wątpienia dołączyła się także polityka: powstanie węgierskie w roku 1956. Rozbudziło ono w nas (toskańskiej garstce chłopców z przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, grupce, której nazwanie katolicko-anarcho-faszystowską nie byłoby dalekie od prawdy) abstrakcyjne, choć szlachetne i czyste marzenia o wielkich czynach. Wydawało się nam, że Węgry mogłyby stać się naszą Hiszpanią. Później, na Uniwersytecie, pozostało mi coś z tej fascynacji, ale spotkałem się także z mediewistyką. W wyniku tego spotkania podjąłem badania nad krucjatami, starając się zawsze utrzymać na poziomie rzetelności naukowej, bo wiedziałem, że "obiektywność" nie istnieje. Jeszcze kilka lat temu, aktualna, nazwijmy to tak, mea culpa Kościoła byłaby do przełknięcia dla niewielu katolików, zarówno prawicowych, jak i lewicowych. Jest faktem, że prawdziwy duch Roku Jubileuszowego, duch pokuty i pojednania, trochę nas jednak wszystkich zmienił. Jest to także owocem wielkiego pontyfikatu Jana Pawła II. Poza tym w Kościele dokonała się swego rodzaju mutacja antropologiczna. Musieliśmy uznać ten fakt, że w krajach o tak zwanej "większości katolickiej" prawdziwi katolicy są mniejszością. Z jednej strony skłania nas to do ściślejszego dialogu, z drugiej zaś uświadamia nam, że jesteśmy terenem misyjnym.

L. Przez długi czas duch krucjaty był przekazywany w tradycji chrześcijańskiej jako wartość, którą należy odzyskać i szanować. Wielcy katoliccy historycy, tacy jak Paul Alphandéry i Alphonse Dupront, nie boją się nazwać go "wiecznym i wspaniałym". Oczywiście, nie z miłości do przemocy, ale przede wszystkim dlatego, że widzą w krucjatach ponadnarodowy ruch ludowy, który nie miał sobie równych, powstały w imię wiary, a podtrzymywany mistycznym tchnieniem. Czy dzisiaj jest jeszcze miejsce na taki podziw? Czy godzi się wychwalać ducha prawdy w szale uzbrojonych pielgrzymów?

C. Dwa słowa na temat ducha krucjaty. Tym, co wydawało się i co nadal wydaje się piękne, jest "wiosna Europy", która objawiła się w wiekach XII-XIII, a dla przeciętnego znawcy historii jest to okres krucjat. Wieki XII-XIII to czas katedr, poezji trubadurów, rycerskich romansów, początku dworskich, wytwornych miłości, pierwszych uniwersytetów, odradzania się handlu śródziemnomorskiego. Krucjata, tak jak opisuje ją George Eliot w Chórze twierdzy, nie jest ani protagonistką ani główną odpowiedzialną za ten czas, tylko jego częścią. Co do chrystianizmu Paula Alphandéry'ego, podobnie jak i Alphonse'a Dupronta, trzeba go widzieć przez pryzmat epoki. Alphandéry żył w czasie kontrowersji wokół modernizmu i pierwszych sporów socjoantropologicznych. Słyszy się u niego echo teorii związanych z "prelogiką" Lévy-Bruhla, a także z psychoanalizą, podobnie jak i z teoriami nawiązującymi do psychologii tłumu. Jego wykłady pochodzą z lat dwudziestych, a wydana na ich podstawie książka, Chrześcijaństwo a idea krucjaty, jest w dużej mierze owocem ponownego opracowania przez Dupronta. Włosi czytali ją w swoim języku w latach siedemdziesiątych. Alphandéry i Dupront (ale także Norman Cohn swoimi Fanatykami Apokalipsy, książką o związkach między milenaryzmem a ruchami masowymi, która na moje pokolenie wywarła duży wpływ) pobudzili nas do myślenia porównującego eschatologię i milenaryzm średniowieczny z ruchami kolektywistycznymi XX wieku, z wielkimi ideologiami, ze "świeckimi religiami", takimi jak faszyzm, nazizm, komunizm, z ich tragiczną klęską.

L. Jeszcze bardziej niepokoi mnie to Pańskie pozytywne porównanie do XX wieku. Krucjaty jednoczyły masy biedaków i rycerzy, którzy znajdowali w papieżu absolutnego przewodnika dla swej średniowiecznej religijności. Byli to ludzie Roku Tysięcznego, którym chodziło o przygotowanie świata na zbliżający się sąd ostateczny. Ziemię należało oczyścić, także we krwi, ażeby mógł na nią powrócić Jezus Chrystus. Zgoda, wiek XX był czasem wielkich idei ateistycznych, ale także wielkich integryzmów religijnych. I dlatego wielu katolików w Hiszpanii, Chorwacji czy Libanie chwyciło za broń przeciwko muzułmanom, prawosławnym i Żydom, właśnie w imię epopei krzyżowej.

C. Powiedzmy, że patrzyliśmy na krucjaty jako na pierwszy masowy ruch powstały wokół pewnej idei o niezwykłej sile. Po krucjatach nastąpiły jednak inne wielkie zdarzenia, w których po raz kolejny świadkami i głównymi bohaterami były tłumy, masy: wojny chłopów i rycerstwa w Niemczech na początku szesnastego wieku, wojny religijne pomiędzy katolikami i hugenotami we Francji, między katolikami, anglikanami i prezbiterianami w Anglii, Szkocji i Irlandii, ruch oporu w Wandei, powstania we Włoszech, rewolucja francuska, rewolucja październikowa, dwie wojny światowe. Masy po raz pierwszy weszły do historii poprzez krucjaty, co prowadziło nas do przerzucenia diachronicznego pomostu między nimi a masami w społeczeństwie przemysłowym, z ich świeckim mesjanizmem (z punktu widzenia historycznego to rozumowanie bardzo śmiałe, którego dzisiaj nie poparłbym). Uważało się, że chodzi o pewien byt kolektywny, który działał w historii wokół wielkiej przewodniej idei: w średniowieczu było nią wyzwolenie Jerozolimy, w wieku XX wyzwolenie biednych spod hegemonii bogatych lub zniesienie wyzysku człowieka przez człowieka.

L. Czyżby Pańskie przywiązanie do ducha krucjat miało coś wspólnego ze zwalczaniem ateizmu w najbardziej może ateistycznym wieku w historii? Czyżby unosiły się nad nami ponure przepowiednie pastuszków z Fatimy?

C. Widzę, że interesują Pana nasze idee parahistoryczne i nasze "użytkowanie historii" - nasze, to znaczy grupek o poglądach radykalnie prawicowych z okresu o wiele wcześniejszego niż rok 1968 i tak zwane ciężkie lata. Oczywiście, jak już powiedziałem, naszym "kultowym" autorem był Drieu La Rochelle i jego książka pod tytułem Gilles, opowiadająca o historii pewnego młodego hedonisty i nihilisty, który kończy jako obrońca katolickiej Hiszpanii w wojnie domowej w latach 1936-39. Byliśmy trochę jakby hemingweyowcami au rebours. Nieprzypadkowo wielu z nas, także i ja, będzie sympatyzować z Fidelem Castro i Che Guevarą. Już poza tymi konstrukcjami paraideologicznymi, osadzonymi w konkretnym czasie historycznym - należy powiedzieć, że wielkie ideologie ateistyczne XX wieku miały w sobie ogromnie pociągającą siłę moralną, zdolną do stworzenia pewnej palingenezy, którą nawet można by uznać za chrześcijańską. Poza tym wielu chrześcijan walczyło za socjalizm i komunizm, inni natomiast popierali faszyzm i nazizm. Myślę o pokonanych w hiszpańskiej wojnie domowej, którzy poszli do Rosji, aby polec w walce z Niemcami, o ludziach generała Listera. Ale myślę także o tych, którzy oficjalnie byli zwycięzcami w 1939 roku, o "twardych i czystych" falangistach, rozczarowanych frankistowskim państwem klerykalnym i konserwatywnym. Oni również znaleźli się w Rosji, aby tam wyginąć jako żołnierze sprzymierzonej z Niemcami Błękitnej Dywizji. Nie podejrzewali nawet nigdy, że ich pragnienie zostało wykorzystane i zdradzone. Może było ono odbiciem ducha krucjaty, który odrodził się w ich sposobie bycia katolikami i Hiszpanami.


 



Pełna wersja katolik.pl