logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Praca zbiorowa
Kościół, wojna, Irak
Wydawnictwo Rafael


(C) Dom Wydawniczy Rafael

Cena 12 zł.

 

 

 


 
 

 


 

Wojna, moralność i zdrowy rozsądek
Rozmowa z ks. prof. Tadeuszem Ślipko SJ

Księże profesorze, czy wojna może być moralnie uzasadniona? A może jest ona zawsze i bezwzględnie zła?

Rozmawiamy w kontekście konfliktu amerykańsko-irackiego, ale problem wojny jest oczywiście niezależny od tego konfliktu. Wojny toczyły się od zarania ludzkości i prawdopodobnie toczyć się będą do samego jej końca. Dlatego niezależnie od sytuacji historycznej kwestia moralności wojny zawsze jest aktualna.
Reprezentuję troszkę inny pogląd niż ten dosyć powszechnie dziś uznawany i popularny, że wojna zawsze jest zła i że za żadną cenę nie wolno jej prowadzić. Hasło to jest - moim zdaniem - zbyt jednostronne. Dlatego krytycznie patrzę na nagonkę niektórych środowisk (także prawicowych) przeciw wojnie. Wojny nie można bowiem oceniać za pomocą jednoznacznej formuły, ponieważ wojna, konflikt jest zawsze działaniem dwóch stron, dwóch podmiotów. Zjawisko to z punktu widzenia filozofii i etyki trzeba rozważać zawsze w aspekcie dwupodmiotowości, jak również w kontekście specyficznych okoliczności rzutujących na jej moralną stronę.

To chyba dość oczywiste, że wojna - nawet jeśli w grę wchodzą jakieś alianse - jest zasadniczo starciem dwóch stron. Pojawia się jednak pytanie, czy zdarzają się przypadki, że obie strony toczą wojnę moralnie dopuszczalną? Jak stwierdzić, kto ma moralne prawo prowadzić wojnę, a kto nie?

Wydaje mi się, że nie ma takiej sytuacji, w której obydwie strony miałyby rację i mogłyby prowadzić wojnę moralnie dopuszczalną. Wojna na pewno jest złem, lecz nasuwa się pytanie, czy obydwu czy jednej tylko strony? Aby to rozstrzygnąć, filozofia wprowadziła pojęcie wojny sprawiedliwej. Jako jeden z pierwszych filozofów zaczął tę sprawę rozważać św. Augustyn. W średniowieczu św. Tomasz podawał trzy warunki wojny sprawiedliwej. Były nimi: niekwestionowany autorytet wypowiadającego wojnę władcy, sprawiedliwa przyczyna i uczciwa intencja. Podstawowym warunkiem, by wojna mogła zostać uznana za sprawiedliwą, jest zatem causa justa, czyli sprawiedliwa przyczyna. Za czasów św. Augustyna wachlarz sprawiedliwych przyczyn wojny był dosyć szeroki. Mogło nią być zarówno odparcie najazdów, napadów, agresji, jak i odzyskanie utraconych ziem. Moim zdaniem dzisiaj, w obliczu zagrożenia wojną atomową, wszystkie przyczyny redukują się do jednej - do agresji. Właśnie pojęcie agresji jest kluczowe dla rozstrzygania problemów związanych z moralnością wojny. Moralnie dopuszczalna może być tylko wojna obronna, czyli taka, w której mamy do czynienia z sytuacją rzeczywistej agresji - zbrojnych działań wymierzonych w samą podstawę bytu jakiejś innej społeczności państwowej. Akcja zbrojna podjęta w celu odparcia tej agresji jest moralnie w pełni usprawiedliwiona.

W przypadku konfliktu iracko-amerykańskiego używa się określenia "wojna prewencyjna". Czym jest wojna prewencyjna? Czy taka wojna może być sprawiedliwa?

W etyce wojna prewencyjna oznacza wojnę podjętą przez jedno państwo przeciwko drugiemu ze względu na szybko rosnący jego potencjał ekonomiczny i polityczny, w celu uprzedzenia w ten sposób ewentualnego zagrożenia z jego strony. Taka wojna jest zawsze zła, i to z obydwu stron. Wojna prewencyjna, podejmowana po to, żeby uniemożliwić drugiej stronie rozwój, rozbudowę jej potencjału, choćby nawet militarnego, ale niestanowiącego bezpośredniego zagrożenia, mającego jedynie cel obronny, jest zawsze niesprawiedliwa. Tylko jeden rodzaj wojny jest sprawiedliwy - wojna obronna dla odparcia agresji.

Ale czy można bronić się, atakując inny kraj?

Właśnie. Pojawia się kwestia, czy wojna obronna rozumiana jako przeciwdziałanie agresji musi mieć zawsze związek z akcją militarną podjętą przez przeciwnika. Czyli czy trzeba czekać na ten pierwszy ruch ze strony przeciwnika, czy też można zacząć działania wojenne w przypadku, kiedy mamy pewność co do przygotowanej agresji i niebezpieczeństwa takiego ataku. A zatem, czy może być sprawiedliwa wojna militarnie ofensywna, lecz moralnie defensywna. Taką sytuację opisywano już w XVII wieku. W moim przekonaniu taka wojna - zakładając pewność co do agresywnych przygotowań, jak również co do bezowocności innych środków - może być moralnie usprawiedliwiona.

Przyrównajmy to zatem do sytuacji panującej obecnie na linii USA-Irak. Czy Amerykanie mają moralne prawo zaatakować Irak?

Jeżeli chodzi o konflikt iracki, to trzeba znać jego realia. Jeśli Irak - tak jak mówią Amerykanie - byłby rzeczywiście stolicą czy punktem oparcia międzynarodowego terroryzmu i przygotowywałby sobie środki do zaatakowania Ameryki (ludzkości), to Amerykanie - po wyczerpaniu pokojowych interwencji - mieliby rację, podejmując działania wojenne, i to niezależnie od tego, czy kwestia ropy także wchodziłaby tu w grę.

Wojna byłaby zatem sprawiedliwa, gdyby racja obiektywna - likwidacja zagrożenia ze strony terrorystów - przeważała nad subiektywną i wtórną racją, czyli kwestią ropy naftowej.

Tak, jeżeli przeważałaby nad racją wtórną, która nawet mogłaby psychologicznie silniej oddziaływać na podjęcie decyzji o wojnie. Ale bezwzględnie musiałaby być obecna ta pierwsza racja. Jeśliby jej nie było, żadne inne względy nie miałyby znaczenia, i wówczas wojna byłaby niesprawiedliwa. Jednak aby jasno zawyrokować w tym konkretnym wypadku, musielibyśmy mieć dodatkowe informacje.
Tak czy inaczej wchodzi tu jeszcze w grę sumienie. To sumienie ludzi, którzy rozstrzygają sprawy wagi międzynarodowej, jest odpowiedzialne przed Bogiem (bo wszyscy ostatecznie będziemy odpowiadać przed Nim) za to, czy naprawdę działają oni na podstawie danych dotyczących zagrożenia ludzkości bronią biologiczną, chemiczną lub terroryzmem ze strony Iraku. Jeżeli taką pewność zagrożenia mają, to wszystkie hasła jednostronne, sugerujące że ta wojna jest zła, są bezpodstawne.

Po inwazji irackiej na Kuwejt podpisano z Irakiem traktaty pokojowe, stanowiące że kraj ten ma się rozbroić. Twierdzi się dziś, że Amerykanie, podejmując działania wojenne, po prostu egzekwują postanowienia zawarte w tych traktatach. Jeśli Irak sam nie chce się rozbroić, trzeba to na nim wymusić wojną. Czy to mogłaby być jedyna i sprawiedliwa przyczyna wojny?

Nie. Nie może to być jedyna przyczyna. Muszą być dane, mówiące o tym, że potencjał militarny posiadany przez Irak jest rzeczywistym zagrożeniem dla innych. Jeżeli w grę wchodziłoby tylko wyegzekwowanie rozbrojenia, a Irak nie miałby na przykład broni biologicznej - to takie działanie nie spełniałoby wymogów wojny sprawiedliwej. Bardziej właściwe byłoby podjęcie wówczas innych metod - sankcji gospodarczych, akcji społeczności międzynarodowej itp.
Amerykanie 12 lat temu byli nierozsądni, bowiem kiedy Irak wystąpił jako agresor przeciwko Kuwejtowi, wówczas mieli podstawę do przeciwdziałania tej agresji i zniszczenia wszelkiej broni posiadanej przez reżim Saddama Husajna. Nie wykorzystali tej możliwości i dziś ponoszą tego konsekwencje. Obecna sytuacja jest skutkiem krótkowzroczności amerykańskiej polityki. Jest ona nadal taka, jaką Amerykanie prezentowali w Jałcie i Poczdamie, gdy sprzedali Polskę, sądząc że rozwiążą sobie w ten sposób problem współżycia i podziału świata między kapitalizmem a komunizmem na zasadzie obopólnych korzyści. Uważam, że taką samą krótkowzroczność wykazała polityka amerykańska w sprawie wojny w Kuwejcie.

A może Amerykanie obawiali się, że ich zdecydowany kontratak nie spełni kolejnego - przyjętego jeszcze w XVII wieku - warunku wojny sprawiedliwej, jakim jest zasada proporcjonalności działań wojennych. Mówiło się także wówczas, że nie można zbytnio destabilizować sytuacji na Bliskim Wschodzie, bo mogłaby się ona stać zarzewiem nowej wojny.

Ależ to chyba naturalne, że jeśli ktoś reaguje na agresję, to dąży do całkowitego zwycięstwa nad agresorem. Po co utrzymywać stan rzeczy, który znowu za jakiś czas może się odrodzić w postaci takiego czy innego zagrożenia.

Czyli wtedy kontratak był moralnie dopuszczalny i Amerykanie mieli pełne prawo do całkowitego zniszczenia potencjału wojskowego Iraku?

Mieli wtedy możliwość całkowitego rozbrojenia Iraku. Nie jest prawdą, że nastąpiłaby wówczas destabilizacja sytuacji na Wschodzie. Husajn nie jest wcale tak jednomyślnym ulubieńcem narodu irackiego. W Iraku żyją Kurdowie, szyici - czyli potężne grupy nastawione antyhusajnowsko. W kraju tym obecne są siły polityczne - również wśród samych Irakijczyków - na których można byłoby się oprzeć i w oparciu o nie odbudować na zasadach pokojowych ten kraj. Sądzę, że generalnie biedne masy społeczeństwa Iraku chcą jednego: mieć co jeść i mieć spokój.

Jeśli chodzi o potencjalną antyhusajnowską opozycję, to docierają do nas coraz częściej informacje o czystkach etnicznych, jakich ma dopuszczać się Husajn na Kurdach, o torturowaniu i zabijaniu politycznych przeciwników. Mówi się, że jego synowie zamęczali nawet sportowców irackich, którzy na ostatniej olimpiadzie nie sprostali medalowym aspiracjom wodza. Czy zatem ludobójstwo i czystki etniczne mogłyby być jedną z uprawnionych przyczyn wojny? Na to przecież powoływano się, podejmując interwencję w Kosowie.

W przypadku konfliktu w Kosowie akcja zbrojna była nadużyciem. Sprawy, o które wówczas walczono, mogły być wyegzekwowane innymi metodami niż naloty i bombardowanie Serbów.

Ta wojna była niesprawiedliwa?

Tak. Decyzja o wszczęciu działań wojennych była wówczas moralnie nieusprawiedliwiona. Czystek etnicznych oczywiście nie można w żadnym wypadku pochwalać i trzeba egzekwować ich przerwanie rozmaitymi sposobami. Można było jednak przecież podjąć pokojową interwencję, na przykład bardziej zdecydowanie wesprzeć opozycję i zwalczyć elementy zbrodnicze przy pomocy samych Serbów. Taka interwencja w obronie Kosowian byłaby jak najbardziej słuszna. Ale to, co oni robili - między innymi atakowanie celów cywilnych - absolutnie nie było słuszne. Cierpieli niewinni ludzie, tymczasem ci, którzy byli odpowiedzialni za zbrodnie, pozostawali bezkarni.

Zostawmy jednak sprawę Kosowa. Czy w ogóle czystki etniczne mogą być sprawiedliwą przyczyną wojny? Czy na przykład uprawniona byłaby interwencja jakiegoś kraju podczas masowych mordów dokonywanych przez Turków na Ormianach?

Byłaby uzasadniona interwencja obronna tej ludności, na przykład przeprowadzenie desantów wojska, które położyłyby kres temu działaniu, ale nic więcej - żadne inne akcje w sensie wojny. Dopuszczalne byłyby tylko akcje przedsięwzięte po to, by wziąć tych ludzi w obronę.

Spotkałem się z opinią, że zainicjowana przez USA wojna z terroryzmem, kiedy nie ma wyraźnego jednego agresora, a działania agresorów podejmowane są w skali międzynarodowej, jest czymś zupełnie nowym; że w związku z tym po raz kolejny musi zostać zrewidowana kościelna koncepcja wojny sprawiedliwej. Czy wojna z terrorystami jest moralnie uzasadniona?

Zależy, o jakim terroryzmie mówimy. Jeśli chodzi o terroryzm lokalny, fragmentaryczny, którego przykład mieliśmy w teatrze w Rosji, to nie stanowi on jeszcze racji, żeby wszczynać z kimkolwiek wojny. Tylko taki terroryzm, który zagraża bytowi państwa, może być przyczyną wojny sprawiedliwej. Nie trzeba też wcale zmieniać koncepcji wojny sprawiedliwej. Terroryzm jest bowiem jedną z form agresji. Agresja na jakiś kraj nie oznacza, że muszą w jego granice wtargnąć obce armie. Atak z 11 września był agresją. Jak o tym już mówiliśmy, potencjalną agresją jest również przygotowanie działań do podjęcia takiej agresji.

A zatem nie każda akcja terrorystyczna uprawnia do inicjowania wojny z krajem, z którego wywodzą się terroryści?

Dopiero terroryzm podejmowany na szerszą skalę, do którego dołączają się elementy działań państwowych, stwarza podstawę do dyskusji na temat wojny. Terroryzm węższy, na przykład akcje kilku grup oporu społecznego - nie.
Wszczęcie wojny jest uzasadnione tylko w przypadku terroryzmu w skali międzynarodowej, w który wprzęgnięte są elementy i siły polityczne i państwowe. Z innymi grupami terrorystycznymi trzeba rozprawiać się metodami policyjnymi. Przy obecnych możliwościach policji - jeśli jest ona dobrze zorganizowana, nieskorumpowana i uczciwa - można niemal wszystko wykryć. Przecież powoli ustalono, kto stał za atakiem na World Trade Center.


 



Pełna wersja katolik.pl