logo
Wtorek, 23 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Ilony, Jerzego, Wojciecha – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Jean-Marc Bot
Koniec świata. Duch czasów ostatecznych
Wydawnictwo Święty Wojciech


Wydawca: Wydawnictwo Święty Wojciech
Rok wydania: 2012
ISBN: 978-83-7516-284-4
Format: 140x210
Stron: 120
Rodzaj okładki: Miękka
 
 
Kup tą książkę

 

WSTĘP


Początek XXI wieku ery chrześcijańskiej jest chwilą, w której ludzkość stanęła na krawędzi, w oczekiwaniu niespotykanych i nieznanych dotąd wydarzeń. Nie ma potrzeby udowadniać tego w żaden sposób. Wszyscy o tym wiedzą. Wszyscy to czują. Po raz pierwszy w dziejach, stając w obliczu zagrażającej mu zagłady, Homo sapiens musi się zastanowić nad przyszłością swego gatunku. W naszych czasach największe zagrożenie dla człowieka stanowi sam człowiek. Od zakończenia drugiej wojny światowej technika jądrowa poszła tak bardzo naprzód, że zgromadzone na całym świecie dziesiątki tysięcy głowic nuklearnych byłyby w stanie - o ile tylko zostałyby użyte - zmieść z powierzchni ziemi wszelkie życie. Oprócz broni jądrowej człowiek posiada w swym arsenale także inne rodzaje broni: biologiczną i chemiczną, które potęgują zagrożenie i czynią je bardziej wielopłaszczyznowym. Istnieje realne zagrożenie, że broń masowego rażenia ABC (atomowa, biologiczna i chemiczna) trafi do "drugiego obiegu", w ręce terrorystów, gotowych - bardziej niż rządy państw - doprowadzić do zbiorowego samobójstwa ludzkości. Wisi nad nami także groźba katastrofy ekologicznej, związana z niepohamowanym rozwojem przemysłu i handlu: emisja gazów cieplarnianych, zatruwanie mórz, dewastacja lasów prowadzą do zmian klimatycznych, wymierania gatunków, braku wody pitnej itp. Nieustannie też zwiększa się dysproporcja pomiędzy światem biednych i światem bogatych. Podczas gdy w krajach najbardziej rozwiniętych wciąż wzrasta komfort życia, najubożsi popadają w coraz głębszą nędzę.

Ewangeliczna przypowieść o bogaczu i Łazarzu wciąż jest aktualna, i to na skalę globalną, przy czym bogaci nie poczuwają się do podjęcia zdecydowanych, solidarnych działań, które w znaczący sposób mogłyby zmienić tę sytuację. Co więcej, nawet w krajach najbogatszych wciąż jeszcze są tacy, którzy muszą wyciągać rękę - w tej kwestii nie zmieniło się nic poza proporcją (czy raczej dysproporcją).

Wszystko to nie oznacza jednak, że we współczesnym świecie nie da się dostrzec także zjawisk pozytywnych. Nauka i technika, jak nigdy dotąd, podnoszą nasz komfort życia, służąc rolnictwu, przemysłowi, medycynie, transportowi, komunikacji, kulturze i sztuce. Jak nigdy dotąd, światowy porządek jest przedmiotem bardzo szczegółowych regulacji: nigdy wcześniej społeczność międzynarodowa nie zawarła tylu traktatów, nie uciekała się do pomocy międzynarodowych organizacji polityczno-prawnych. Unia, jaką na zgliszczach pozostawionych przez dwie najbardziej krwawe wojny w dziejach ludzkości zawarły państwa europejskie, daje bezprecedensową gwarancję pokoju i bezpieczeństwa. Także opinia międzynarodowa nigdy dotąd nie wykazywała tak wielkiej gotowości do działań na rzecz obrony praw człowieka i ochrony przyrody. Odpowiedzią na coraz to nowe zagrożenia jest zbiorowa mobilizacja i gotowość poszukiwania nowych rozwiązań.

Wizja przyszłości człowieka oscyluje pomiędzy czarnowidztwem a nadzieją. Według pesymistów przypominamy rozpędzony do maksymalnej prędkości bolid, nad którym utracono jakąkolwiek kontrolę. Według optymistów, dzięki inteligencji i fantastycznym odkryciom naukowym mamy najlepsze szanse na postęp i rozwój. Niektórzy wyrażają wręcz opinię, że w sferze etyki i ducha jesteśmy na najlepszej drodze do wejścia na wyższy poziom człowieczeństwa.

Jednak rzeczywisty problem, jawiący się wobec stojących przed ludzkością perspektyw, nie mieści się w zwyczajowych kategoriach pesymizmu i optymizmu. Dotyczy bowiem sensu dziejów i ostatecznego celu całego procesu historycznego. Optymizm czy pesymizm nie mają tu nic do rzeczy. O ile większość analityków zadowala się sporządzaniem bardziej lub mniej długoterminowych prognoz, o tyle zmysł filozoficzny nakazuje nieustanne ponawianie pytania o cel i kres. Wykraczając poza przekazy historyków, teorie etnologów, poza socjologię cywilizacji oraz spekulacje biologów i fizyków, filozof musi w końcu uderzyć w strunę refleksji teologicznej. Wiodący nurt dociekań filozoficznych prowadzi go do istoty sprawy, czyli wymiaru religijnego - i to nie tylko na chrześcijańskim Zachodzie, lecz także w przedchrześcijańskiej starożytności (Platon, Wergiliusz, Cyceron, Lao-Tse) czy na wyznającym religie naturalne Dalekim Wschodzie. Religia jest częścią kultury - podobnie jak świadomość dobra i zła.

Powyższe odnosi się także - w określonych warunkach - do filozofii historii. Myśliciel zastanawia się, czy wydarzenia historyczne podlegają jakiejś logice, określonym prawom, czy mają znaczenie globalne. Istnieje alternatywa: albo sens dziejów (uporządkowany proces historyczny) istnieje i rzecz w tym, aby go odkryć; albo go nie ma, a wówczas dzieje mają charakter przypadkowy, równie nieprzewidywalny i nieodgadniony jak chory sen pijanego idioty. Na drodze tego rodzaju dociekań rozum napotyka przede wszystkim odpowiedzi natury religijnej, w tym także te najbardziej spektakularne: a mianowicie teorie głoszone przez sekty. Wizje, które na gruncie globalnego niepokoju snują owe grupy, są tak niedorzeczne, że ex definitione nie mogą zostać poddane głębszej analizie. W oczach ludzi poważnych i odpowiedzialnych tezy Świadków Jehowy czy raelian nie zasługują na najmniejsze nawet zainteresowanie. Jednak dzisiaj także tak zwane "ideologie postępu", które od oświecenia (czyli XVIII wieku) stanowiły światło przewodnie dla wielkiej rzeszy mężczyzn i kobiet, po swym niechlubnym pochodzie przez wiek XX zdają się zderzać z rzeczywistością. Wygląda na to, że filozofia historii a priori zbratała się z marzeniami, iluzjami i utopią. Czy w takich warunkach nie byłoby lepiej pozostać w nieświadomości i nie szukać odpowiedzi na najbardziej fundamentalne pytania?

A jednak po objawieniu Chrystusa nie sposób już zrobić kroku wstecz. Kultura judeochrześcijańska pozostawiła na drodze człowieka tak głęboki ślad, że myśl ludzka nie może już odrzucić koncepcji początku i końca[1]. Nawet samo współczesne pojęcie historii wskazuje na stosunek biegu zdarzeń do ewolucji cywilizacji, wykluczając teorię nieustannego powrotu do początku oraz koncepcję przypadkowości dziejów. Nawet astrofizycy, głoszący teorię Wielkiego Wybuchu, muszą przyznać, że Wielki Wybuch był jedynie początkiem, po którym nastąpiła ekspansja - czyli rozszerzanie się - Wszechświata. A kto mówi o początku, musi wziąć pod uwagę ewolucję, pełny rozwój i osiągnięcie stanu finalnego. Toczące się dzieje muszą - prędzej czy później - osiągnąć swój ostateczny cel.

Problem polega na tym, że człowiek nie dysponuje doświadczeniem początku i końca dziejów. Właśnie dlatego, w odniesieniu do omawianej przez nas kwestii, nauka nie jest w stanie dostarczyć nam żadnych dowodów, które w każdej innej sytuacji stanowiłyby owoc metody eksperymentalnej. Bowiem, jak słusznie zauważył Claude Bernard, nasz umysł jest tak bardzo ograniczony, że nie możemy poznać ani początku, ani końca rzeczy; jednakowoż możemy uchwycić ich środek, to znaczy to, w czym aktualnie żyjemy[2].

Rozważając kwestie początków świata, życia i człowieka, współczesna nauka popełnia metodologiczne nadużycie, gdyż rości sobie prawo do bycia wyrocznią dostarczającą tak zwanych dowodów "naukowych". Wszelkie opowieści o najbardziej odległych w czasie wydarzeniach pozostają - czy jesteśmy tego świadomi, czy nie - mieszaniną nauki, filozofii i religii. Każda opowieść o początkach istnienia, bez względu na kulturę, z której się wywodzi, ma charakter mityczny[3]. Z tego punktu widzenia współczesne mity o ewolucji nie mają większej wartości naukowej niż mity starożytne, choć z pewnością reprezentują o wiele mniejszą wartość duchową. To samo dotyczy mitów o końcu świata. Tak początek, jak i koniec świata jawi się nam przez pryzmat fantastyczno-naukowej fatamorgany. Jedyna różnica polega na tym, że jedni wiedzą, że wierzą, a inni wierzą, że wiedzą. Bez względu na przyjętą perspektywę, jedynym narzędziem, do którego może się odwołać ludzki umysł badający kwestię podwalin wszechświata, jest wiara w rzeczywistość objawioną: bardziej lub mniej nieuchwytną. Inną drogą jest podejście filozoficzne, polegające na tym, że poszukujący decyduje się na metafizyczne przekroczenie tajemnicy czasu i wieczności, na zrobienie kroku w stronę "rzeczy ukrytych od założenia świata"[4].

Pisząc o duchu czasów ostatecznych, czuję się w obowiązku podkreślić, jak bardzo rozum i wiara potrzebują siebie nawzajem, by nie zejść na manowce. Poszukując prawdy, rozum musi pokornie podporządkować się rzeczywistości we wszystkich jej wymiarach - aż po skok w to, co go nieskończenie przerasta. Według Pascala,

"nie ma nic równie zgodnego z rozumem, jak to zaparcie się rozumu […]. Ostateczny krok rozumu to uznać, że istnieje nieskończona mnogość rzeczy, które go przerastają; wątły jest, jeśli nie dosięga tej świadomości. A jeśli rzeczy przyrodzone przerastają go, cóż powiedzieć o nadprzyrodzonych?"[5].

Metoda ta, którą stosowali już Sokrates, Platon i Arystoteles, nie pozostaje w bezpośrednim związku z religią. Jednak dowodzi, że sfera religijna - pod warunkiem, że jest wolna od przesądów - może wnieść do filozofii wiele istotnego światła. Jest to zresztą ambicją chrześcijaństwa, które, odchodząc od starożytnych mitologii, przyznaje centralne miejsce Logosowi (Słowu).

Francuski intelektualista René Girard potwierdza ten pogląd w - jak to ujmuje - "antropologicznym objawieniu nauk humanistycznych". Analizując kwestię kozła ofiarnego - która pojawia się także w Objawieniu biblijnym - dowodzi, iż źródłem wszelkich religii jest mord rytualny. Co więcej, do tego wniosku dochodzi jedynie na drodze rozumowej analizy, wykazując, iż kultura judeochrześcijańska jest jedyną tradycją religijną, która demaskuje to, co w innych kulturach popadło w zapomnienie, i - ukryte w zbiorowej podświadomości - przetrwało w postaci rytuałów religijnych. Mówimy tu o rytualnej ofierze z niewinnego, której złożenie ma przywrócić spokój winnym.

"Przed Biblią były tylko mity. Nikt przed biblijnym tekstem nie był w stanie podać w wątpliwość winy ofiar, skazanych przez jednomyślne wspólnoty. Odwrócenie stosunku niewinności i winy między ofiarami i katami jest kamieniem węgielnym biblijnego natchnienia"[6] .

Wraz z nastaniem religii, której początek dało ukrzyżowanie Niewinnego, złożonego w ofierze za wszystkich, w nasze dzieje wkroczyła prawda ostateczna. Nic już nie jest w stanie jej zatrzymać. Naturalnym przeznaczeniem chrześcijaństwa pozostaje głoszenie prawd, które następnie przywłaszczają sobie jego [chrześcijaństwa] zadeklarowani wrogowie; wrogowie, którzy potrafią zadbać o to, by prawdy te zostały odcięte od swego bosko-ludzkiego źródła.

"Majestatyczna zapowiedź ery "postchrześcijańskiej" to żart. Żyjemy w karykaturalnym ultrachrystianizmie, który próbuje wymknąć się z judeochrześcijańskiej orbity, "radykalizując" troskę o ofiary w sensie antychrześcijańskim"[7].

Światło, jakie Bóg zesłał nam przez Chrystusa, pozwala wyrobić sobie pogląd na sens dziejów rozumianych jako całość i przewidzieć sytuację finalną, do której zmierzamy. Liczne teksty biblijne, zarówno w Starym, jak i Nowym Testamencie, mówią o czasach ostatecznych. Zatem przedstawienie scenariusza zbiorowego końca ludzkości mogłoby a priori wydawać się rzeczą prostą - wystarczyłoby zestawić ze sobą wszystkie wizje apokaliptyczne, składając je w jedną wizję globalną. Jednak musimy oprzeć się tej pokusie. Wizja czasów ostatecznych nie daje nam "gotowej wiedzy" w formie przewidywanego scenariusza. Musimy uszanować tajemnicę, która - podobnie jak tajemnica początków - pozostaje ukryta za nieprzejrzystą zasłoną. Niewątpliwie mamy prawo do dociekań, snucia przypuszczeń i hipotez, jednak mając świadomość, że w minionych wiekach zbyt wielu chrześcijan wyciągnęło z lektury tekstów apokaliptycznych niedorzeczne wnioski, musimy być bardzo rozważni i podchodzić z rezerwą do wszelkich przepowiedni. Dzień i godzina powrotu Chrystusa muszą pozostać tajemnicą, podobnie jak i wiele innych szczegółów, którymi zaprzątają sobie głowy zbyt dociekliwi, głodni sensacji poszukiwacze zjawisk nadprzyrodzonych.

Jeśli chodzi o nas, postaramy się zachować zmysł krytyczny, jaki do sfery teologicznej wprowadza filozofia. Będziemy ostrożnie badać nieznany teren, odkrywając choć część istotnych praw rządzących światem, próbując z pewną dozą prawdopodobieństwa określić, co czeka nas w przyszłości, nie tracąc przy tym z oczu dogmatów zawartych w biblijnym objawieniu.


Przypisy:

 [1] Zob. finalizm - w filozofii historii pogląd, że dzieje stale zmierzają do określonego z góry celu, który jako realizacja wszystkiego, co w nich zalążkowo zawarte, stanowi ich rozwiązanie i zakończenie oraz nadaje im sens. Często analogicznie do finalizmu historiozoficznego sądzi się, że ten sam cel mają przed sobą także natura i świat jako całość. Finalizm ukształtował się przede wszystkim na gruncie chrześcijaństwa - największe znaczenie miał tu św. Augustyn, który sformułował filozoficznie nową, liniową koncepcję czasu, wywodzącą się z dogmatów chrześcijańskich. Stoi ona w opozycji do koncepcji przedchrześcijańskiej czasu cyklicznego, w której nie występuje pojęcie celu dziejów. Celem dziejów w koncepcji chrześcijańskiej jest paruzja (przypis tłumaczki). 
 [2] Claude Bernard, Introduction a la médecine expérimentale, Garnier-Flammarion, 1966, s. 85 [Bibliografia polska (fragmenty pism Claude'a Bernarda): Barbara Skarga, Claude Bernard, Wiedza Powszechna, Warszawa 1970 - przypis tłumaczki].
 [3] Por. Pierre Gibert, Bible, mythes et récits de commencement, Seuil, 1986, s. 6-65. Autor podkreśla pokrewieństwo pomiędzy wizją świata mityczną i naukową. Tak czy inaczej, jak to stwierdza paleontolog Yves Coppens, odnosząc się do reprezentowanej przez siebie dziedziny nauki, człowiek nie potrafi nie odwoływać się do wyobraźni: "Z racji bardzo fragmentarycznego zakresu informacji, jakimi dysponuje, po prostu musi się odwołać do wyobraźni" (w: Le singe, l'Afrique et l'homme, Fayard, 1983, s. 12).
 [4] Mt 13,35 (por. "ukażę tajemnice zamierzchłych czasów", Ps 78,2).
 [5] Blaise Pascal, Myśli, przekład Tadeusza Żeleńskiego (Boya), w nowym układzie Jacques'a Chevaliera, IW PAX 1977; 465, 466.
 [6] René Girard, Widziałem szatana spadającego z nieba jak błyskawica, przełożyła Ewa Burska, IW PAX, Warszawa 2002; III, IX, s. 131.
 [7] Ibidem, III, XIX, s. 193.





 
 



Pełna wersja katolik.pl