logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Paweł Kozacki OP, Wojciech Prus OP
Kierownictwo duchowe czy pomoc terapeutyczna?
Miesięcznik W drodze


Słynna terapeutka, Verena Kast mówi, że problemem małżonków jest nieliczenie się z cierpieniem przy wchodzeniu w małżeństwo. Cierpienie jest potem zwiastunem konfliktów i czegoś nieudanego. To główny powód rozczarowań małżeńskich. Ignacy dawał trzeci tydzień, żeby odkryć, że droga z Chrystusem to nie plażowanie w Saint–Tropez.
 
Gdyby cztery lata prowadzić kogoś duchowo, pierwszy rok mógłby być antropologiczny. Jako kierownik mogę unieść, że będziemy rozmawiali o sprawach ludzkich. Ktoś mówi: „Nie mam przyjaciół, czuję się samotny” i nie mogę mu powiedzieć: „Pan Jezus cię kocha”. Kierownictwo duchowe jest więc pośrednio terapią, bo ludzkiego elementu nie da się uniknąć nawet na etapie trzeciego i czwartego tygodnia. Ale jeśli problemy pierwszego tygodnia miałby trwać cztery lata, lepiej wysłać do terapeuty.
 
Co oznacza greckie „terapeo”?
 
Oznacza „uzdrawiać”. Nie da się zupełnie uniknąć tego wątku w kierownictwie duchowym. Święty Augustyn powiedział, że poprzez ludzkie dochodzimy do tego, co boskie. I to ludzkie jest terapeutyczne. Głęboka wiedza psychologiczna może pomóc, co nie oznacza, że jako ksiądz mam być terapeutą. Dobrze jednak, żeby wychowawcy, kierownicy duchowi, szkolili się psychologicznie. Lepiej wtedy służą.
 
A powiedziałbyś księdzu, który pełni posługę ojca duchownego: „Byłoby dobrze, żeby ksiądz przeszedł swoją terapię”?
 
Nie będzie, mam nadzieję, ekshibicjonizmem, jak powiem, że zanim zostałem ojcem duchownym w seminarium, przeżyłem własną terapię. To jedna z lepszych inwestycji mojego życia. Pewien doświadczony kierownik duchowy polecił mi, żebym zrobił najpierw porządek sam z sobą, by nie przenosić na ludzi własnych problemów. Wykształcenie terapeutyczne uczy pokory. Człowiek jest o wiele bardziej skomplikowany, niż mi się wydaje, dlatego trzeba uszanować tajemnicę. Każdemu kierownikowi duchowemu radziłbym przejść terapię.
 
Terapia pokazuje zniewolenia, emocjonalne uwikłania i nagle nie wiadomo, co to jest grzech. Czy nieunikniony jest kłopot z rachunkiem sumienia?
 
Trudne zagadnienie grzechu. Często istnieje poczucie winy zastępczej. Wkurza mnie na przykład, że wyrzuciłem chusteczkę za wcześnie, a mogłem ją użyć jeszcze raz. Mogę się skoncentrować na tej chusteczce, wszystko nią przesłonić, ale terapeuta zapyta: „Dlaczego się pan przejmuje takimi rzeczami?”. Jeżeli nie pójdę w głąb i na tym się zatrzymam, mogę mieć problem z zobaczeniem grzechu. Terapia czasami odbiera grzechy zastępcze, wyolbrzymione, żeby nie zobaczyć głębszych spraw.
 
Terapia rozmontowuje takie konstrukcje?
 
Wprowadza w niepokój etyczny. Misterne konstrukcje etyczne pełnią niewłaściwą rolę, zasłaniają główne problemy. Zazdrość na przykład. Ktoś mówi w konfesjonale: „Byłam zazdrosna o męża”. A terapeuta powie: „I cóż w tym złego? Słusznie, to znaczy, że pani go kocha”. Albo: „Złościłam się na męża”. „Dzięki Bogu” – powie terapeuta i ma rację. „Złość to zdrowa reakcja”.
 
Jeżeli ktoś na takim poziomie ma ułożoną etykę, coś mu się burzy. Kierownik duchowych powinien wejść w takim właśnie momencie. I poszukać z człowiekiem nowego spojrzenia na odpowiedzialność moralną. Grzech jest bardzo związany z miłością. Jeżeli ktoś nie potrafi kochać, ma problemy z grzechami, bo grzech to świadome i dobrowolne odmówienie miłości. Kto nie potrafi kochać, nie będzie grzeszył. Popełni wiele złych czynów, ale grzechów nie. Dobra terapia może szybko odsłonić naiwne koncepcje grzechu. A jeżeli zabraknie kierownika duchowego, człowiek stwierdzi, że grzech nie istnieje, więc czego ten Kościół się czepia.
 
W tym momencie dobrze spotkać się z księdzem, który nie wywoła poczucia winy. Musiałby mieć sam te sprawy poukładane!
Ksiądz może też wyolbrzymiać jakiś grzech, przyczepić się jak rzep do psiego ogona i nie widzieć innych rzeczy. Wyolbrzymia się na przykład kwestie związane z szóstym przykazaniem, jakby szóste było na pierwszym miejscu. I potem jest fama, że sprawy seksualne są najważniejsze na świecie. Idziesz do spowiedzi, masz dziesięć grzechów, w tym jeden problem seksualny i ksiądz ci dokładnie w to wystrzeli lupą. Czemu ksiądz o to pyta, jakby to było najważniejsze?
 
Ktoś zmaga się z niechęcią pójścia na mszę, niemożnością modlitwy i dzięki terapii widzi, że przyczyną jest apodyktyczny ojciec, brak miłości w domu. To nie są grzechy, tylko konsekwencje życia w rodzinie?
 
Może zobaczyć, co w jego życiu zdeterminowało wiarę. Dobry kierownik duchowy pomoże pójść dalej i odkryć, że to nie determinuje ostatecznie relacji z Bogiem. Będzie ciężko pracował nad pytaniem, czy rzeczywistość Boga jest tworem subiektywności czy istnieje niezależnie. To moje oczy widzą krzywo, ale świat nie jest krzywy.
 
Jeżeli porządkuje się strona psychiczna, człowiek dojrzewa do wyboru. Mógłby z kierownikiem zapytać o wybór miłości Boga.
Można pokazać, że istnieje wybór i podprowadzić do niego, jak w drugim tygodniu ignacjańskich rekolekcji. „Wołanie króla” – woła cię świat obiektywny, który jest niezależny od twojego. Może jeszcze długo będziesz niósł własny, pęknięty świat subiektywnie, ale woła cię Ktoś istniejący realnie, i możesz dokonać wyboru. Ignacy mówi: „Dokonaj wyboru!”.
 
Często osoby duchowne czy zakonne, przechodząc terapię, odkrywają swoją niedojrzałość i chcą odejść. Dlatego pojawiają się i takie głosy: „Nie wysyłaj na terapię, bo wszystkie siostry, które poszły, odeszły”. Podeszły pod wybór, którego wcześniej nie było. Pozostaje pytanie, dlaczego nie pozostawiono w formacji możliwości wyboru. Dlaczego w domu nie mówiono dzieciom „masz prawo wyboru”, tylko „musisz”. Nic nie musisz!
 
 
 



Pełna wersja katolik.pl