logo
Wtorek, 23 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Ilony, Jerzego, Wojciecha – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Praca zbiorowa
Kiedy Jezus przychodzi w glanach
Inplus


Redakcja: ks. Andrzej Draguła, Barbara Dziadura (skład), ks. Artur Godnarski,
ks. Robert Patro, Iwona Stefańska

ISBN 83-89506-01-7

Wydawnictwo: IN PLUS Jarosław Libelt
ul. Fabryczna 55/6
66-400 Gorzów Wlkp.
e-mail: wydawnictwo@inplus.zg.pl 


 

BYĆ POSŁANYM, BY USŁYSZELI. GŁOSIĆ, BY UWIERZYLI

Sceneria jak z "Mad Maxa". Upał. Żółta chmura kurzu. Trudno oddychać. Brakuje wody, dlatego nie wyrzucamy plastykowych butelek. Napełnione wodą jadą na pole namiotowe. Idąc wśród kolorowych namiotów, spotyka się dzieci, nastolatki, studentów i starszych. Część młodszych uciekła z domu lub właśnie "jest" u kolegi w Przemyślu. Chodzą półnadzy, nadzy, poprzebierani, wymalowani, w maskach i wymyślnie postawionych, ufarbowanych włosach. Ci, którzy budzą strach, często okazują się normalni.
Ponad 800 młodych ludzi, wraz z księżmi, klerykami, zakonnicami podjęło trud ewangelizacji 250-tysięcznej rzeszy przybyłej na Przystanek Woodstock. Swoją inicjatywę nazwali Przystanek Jezus. Mimo to nie byli konkurencją. "Rozkład jazdy" na przystanku był taki: codzienna Eucharystia, całodobowa adoracja, modlitwa wstawiennicza za uczestników Przystanku Woodstock, warsztaty ewangelizacyjne, konferencje, ewangelizacja na polu namiotowym, w mieście, przy kościołach, koncerty, zabawa, jedzenie i spanie w ograniczonym zakresie.

Dobra robota

Uczestnicy Przystanku Jezus są odważni. Nie wstydzą się tego, czym żyją. Na pierwszy rzut oka nie różnią się od reszty. Ubrani prawie tak samo, słuchają podobnej muzyki, pogują, dobrze się bawią. Wyróżnia ich radość, głoszenie nauki Jezusa i trzeźwość. By łatwiej ich rozpoznać noszą specjalne koszulki lub krzyże. Nie narzucają się. Są otwarci na każdego, kto podchodzi, nieważne w jakim stanie. Ewangelizujący rzadko spotykają się z agresją. Księżom gratuluje się odwagi. Imponują tym, że chodzą w sutannach.

- Zachęcam byście nie czekali - apeluje kleryk Rafał. - Wczoraj - do kilku osób, które zaczęły się modlić, ściągali ludzie. Wykorzystujmy czas. Łapmy to, co jest dane.Ewangelizatorzy są obserwowani podczas zabawy, modlitwy i pracy. Gdy ktoś chce rozmawiać o wierze, to rozmawiają, jeżeli nie - to nie.
- Przyjechałem do Żar wykonać dobrą robotę - mówi Andrzej z Żarnowca. - Nie zawsze wychodzi, ale się staram. Ważne, by mówić Prawdę. Moje doświadczenie z Przystanku jest takie, że ludziom trudno być obojętnym wobec miłości, którą się im ofiaruje. Oni potrzebują zainteresowania, poklepania po ramieniu, potrzymania za rękę i powiedzenia: "super, że cię spotkałem".
- Warto było przyjechać, pobyć z tymi ludźmi, potowarzyszyć życiu, jakie prowadzą - wtrąca Wiola z Katowic. - Przez świadectwo swojego życia chcę pokazać, że można być chrześcijaninem i nie mieć z tego powodu kompleksów. Mówię im, że Bóg nie kocha nas wszystkich, jako masy, On kocha każdego z osobna. Dziś zaczepiła mnie dziewczyna, ateistka, która mówiła: "kurczę, to, co robicie jest chrześcijańskie, a takie fajne". Potrzebowałam takiego umocnienia.

Tymoteusz

Większość pracy na Przystanku Jezus wzięła na siebie Szkoła Nowej Ewangelizacji Wspólnota św. Tymoteusza z Gubina. Prowadzi ją ks. Artur Godnarski. To on czuwa nad zespołami, sceną, ewangelizacją. Ks. Robert Patro odpowiada za Przystanek Jezus na placu Woodstocku. Żołnierze z pobliskiej jednostki pomagają za darmo. Obsługują kuchnię, wożą chleb, wodę. Są zadowoleni i pozytywnie zaskoczeni postawą młodzieży, z którą pracują.

- Zobaczyliśmy fajny świat - oświadcza jeden z nich.
- Przystanek Jezus odbywa się po raz drugi - mówi bp Edward Dajczak. - Rok temu był mały poligon. Podsumowując doświadczenia, zdecydowaliśmy, że ten Przystanek będzie inny, bardziej dynamiczny. Zauważyliśmy, że ludzie zjeżdżają się od poniedziałku, a do piątku nic się nie dzieje. Stąd pomysł koncertów. Wiedzieliśmy, że jeżeli mamy podołać zadaniu, to musimy być wspólnotą. Musieliśmy się poukładać, obudzić, bo inaczej rozproszylibyśmy się. Jestem zafascynowany klimatem rekolekcyjnym, który tu panuje. To budujące. Tu wszystko współbrzmi, bo chwyciliśmy się Jezusa. Nie przeszkadza różnorodność form modlitwy. Ktoś stoi ze złożonymi rękami, inny je unosi, jeszcze inny klaszcze. Tu uczę się nowego komunikowania, bo do tego pokolenia trzeba mówić specyficznym językiem. Doświadczam tu potrzeby innego głoszenia Boga. Doskwiera mi przy tym zbytnie utożsamianie wiary z formą. Brońmy Chrystusa, a nie formy. Każde pokolenie wyraża się przecież w inny sposób. Nie zmuszam do modlenia się tylko muzyką rockową. W Kościele jest miejsce dla wielu form, ale szanujmy się, bo Prawda Ewangelii jest jedna i niezmienna.

Inny przekaz

Koncerty na Przystanku Jezus nie kolidują z występami na Przystanku Woodstock. Muzyka chrześcijańska z pozoru nie różni się od innej, ale jej treść wszystko zmienia. Część słuchających jest oburzona, że Maleo, Lica i reszta robi im coś takiego - grają, śpiewają i ... ewangelizują. Mimo zawodu zostają i jest... nieziemsko. Nie ma chyba osoby, która nie byłaby pod wrażeniem. Biskup również. Zmienia plany, by pozostać do końca, do poniedziałku.

- Nie znam się na rocku, ale się uczę - przyznaje się Biskup. - Klerycy mi podpowiadają. Nie wychowywałem się na tego typu muzyce. Jak miałem naście lat, to byli Beatlesi, Czerwone Gitary, Niebiesko-Czarni, Skaldowie. Wtedy to już był niezły łomot. Rodzice krzyczeli, że wariuję i ciągle mi przyciszali pioniera - wspomina.
Woodstock się zmienia. Inny jest rano, inny w nocy. Nad ranem wygląda jak las pełen powyrywanych drzew. Lazaret jest przepełniony. Na łóżkach leżą po dwie, trzy osoby. Większość za dużo wypiła, przedawkowała. Do południa dochodzą do siebie. Jeden z "pacjentów" właśnie ocknął się na widok kleryka w sutannie, zrywa się z posłania i wybiega krzycząc: - Ja żyję, jeszcze żyję...

Efez

W piątek po Drodze Krzyżowej na Przystanku Jezus wzniesiony został krzyż. Na Mszę przychodzą uczestnicy Przystanku Woodstock. Na sobotniej zbierane są pieniądze na chleb. W niedzielę jest Msza św. za zmarłych muzyków rockowych. Poniedziałek uczta agape i rozesłanie uczestników Przystanku Jezus do ewangelizacji miejsc, w których żyją.
Ewangelizują siostry ze Zgromadzenia Jezusa Miłosiernego. Są radosne, dynamiczne. Nie ma w nich strachu. Niedaleko nich widać "bojówkę" Jezusa, czyli salezjańską wspólnotę Pustynia Miast - odmawiają różaniec. Ks. Robert rozmawia z grupą młodych ludzi. Świetnie łapie z nimi kontakt. Śmiejemy się, że dla odreagowania powinien na kilka tygodni przystąpić do wspólnoty Żywego Różańca.

- Poznaliśmy tu niesamowitych kleryków, nie wszędzie przecież można zobaczyć jak pogują - mówi Wiola. - Oni mają szczególne serce dla tych ludzi. Dzięki nim przekonałam się, że jestem w dobrym towarzystwie. Wiemy, o co nam chodzi, i idziemy razem. Dziś odkryłam, że pogując mogę wielbić Boga. Wcześniej myślałam, że jestem uboga, bo inni mają dar języków, prorokują, a ja nic. Jednemu z kleryków przychodzi do głowy ciekawe skojarzenie. Jego zdaniem pole namiotowe przywodzi na myśl początek chrześcijaństwa - przypomina Efez, gdzie stykały się różne religie, poglądy.

Organizatorzy rozumieją człowieka poszukującego. Uważają, że na co dzień należy stwarzać warunki odnajdywania Boga, wiary, siebie. Ks. Roman uważa, że dziś przyszedł czas wychodzenia do ludzi. Właściwie to każdy ruch w Kościele ma w swoich założeniach profil ewangelizacyjny i przypomina pytanie: na ile jest on realizowany. Czy są to pojedyncze akcje, czy codzienność? - A przecież uczniowie Chrystusa wykorzystywali każdą okazję, by głosić Ewangelię. Nam tego brakuje. Dziś wracamy do korzeni, dlatego potrzebni są ludzie głoszący Słowo Boże. Bez nich nic z tego nie będzie - zauważa.

Powroty

Księżą spowiadają, siedząc na trawie. Nie ma konfesjonałów. Ktoś stoi, przygląda się, widać wahanie. Zapada decyzja, podchodzi do kapłana. Właśnie ta chwila może zadecydować o jego życiu.
- Spotkałam chłopaka, który po latach przystąpił do spowiedzi - mówi Ela z Lublina. - Powiedział, że jest świadomy zła, które czynił. Mimo tego czuł się zniewolony. Boi się, że jak wróci do domu, to ktoś go zgarnie, da amfę i wszystko zacznie się od nowa.
- Jeden z muzyków, którzy dziś będą występowali, poszedł także do spowiedzi - dodaje jedna z sióstr. - Po Komunii św. powiedział mi: "to nic, że biskup mi Ją dał, ja przyjąłem prawdziwego Boga".

Nawracanie siebie

Na Przystanku Jezus jest Pustynia Miast, Oaza, Wiara i Światło, Odnowa i niezrzeszeni. Ewangelizują nie tylko innych, ale i siebie. Wzajemnie umacniają się w wierze. Od tych, do których wychodzą, też się uczą.
- Dzisiaj stwierdziłam, że skoro nie ewangelizuję, to się pomodlę za tych, którzy to robią - mówi Kaśka z Żagania. - Wzięłam różaniec, a tu nagle coś leci. Złapałam, patrzę - Pismo Święte (to małe, które rozdajemy). Zapadła cisza. Za chwilę podszedł do mnie kolega chłopaka, który je rzucił i prosi, bym oddała Pismo Święte. Pomyślałam jeszcze czego, ale nic nie odpowiedziałam. A on na to: "nie dasz mi, bo mi nie ufasz". Wstrząsnął mną, przeprosiłam i oddałam Biblię. Dzięki niemu uświadomiłam sobie, że ludziom trzeba ufać.

Spotkania

Po przełamaniu strachu, wzajemnej niepewności nawiązuje się kontakt. Większość osób jest tym faktem mile zaskoczona. Rozmawiam, czekając na prysznic, z Kaśką. Dziś odnalazł ją chłopak, którego spotkała rok temu. Mówił, że poznał kobietę, która powiedziała mu, że spotkała Jezusa, gdy miała 37 lat. Pytał, dlaczego ma czekać 20 lat albo i więcej? Postanowił się zmienić. Początki były trudne, bo brał narkotyki. Dziś nie ćpa, założył zespół, gra muzykę chrześcijańską i twierdzi, że wszystko jest inaczej, lepiej.

- Wczoraj - wtrąca Magda z Gliwic - podszedł do mnie chłopak i zapytał, gdzie jest Przystanek Jezus. Odpowiedziałam, że właśnie tu. Popatrzył na mnie i stwierdził, że musi się zmienić. Wyrzucił za siebie piwo i poprosił, aby zaprowadzić go do księdza, bo chce porozmawiać.
- Rozmawiałem z chłopakiem, który szuka... - dodaje Michał z Gliwic. - Mówił, że poznaje po kolei religie, ale żadna mu nie pasuje, żadna nie przystaje do rzeczywistości. Na koniec powiedział, że jesteśmy inni i on też by tak chciał. Zdziwił mnie jeszcze bardziej, gdy spytał, o której będzie Msza i gdzie można sobie "załatwić" spowiedź. Potem poszedł do spowiedzi, został na Mszy i na adoracji.

Nie oceniać

O kapłanach mówi się tutaj, że są normalni, swojscy, godni zaufania. Kojarzą się z Kościołem, który żyje i jest "w porządku". Tak samo odbierani są ewangelizatorzy.
- Są zaskoczeni tym, co robimy - stwierdza Paweł z Zielonej Góry. - Mówią "co z tego, że tu jesteście, jak u nas nie ma takich jak wy". Myślę, że nas po prostu nie widać - jest to smutne.
- Zastanawiam się, czy ci ludzie znaleźliby miejsce w naszych wspólnotach? - pyta ks. Roman. - Są zagubieni, nie znają księży ani świeckich, do których mogliby się zwrócić. Nie wiedzą, w jakie drzwi zastukać. Zresztą, pukanie to nie problem, można to robić i nie zostać wpuszczonym, bo się wygląda inaczej, pochodzi ze "znanej" rodziny itd. Księżom i rodzicom mają za złe, że oceniają ich po wyglądzie. Denerwują się, że oczekiwania względem nich nie wynikają z miłości, a są powodowane opinią sąsiadów, rodziny. Moja siostra, która mieszka niedaleko Żar, była tu na zakupach. Przestępując leżących co kilka kroków ludzi, zastanawiała się, czy możliwe jest porozumienie. Według mnie tak, trzeba tylko umieć zauważyć ziarno dobra, do którego można się odwołać. Myślę, że ten wysiłek ma sens. To nie jest strzelanie w pustkę, zabawa w ewangelizację, jak sądzą niektórzy.

Lęk przed samotnością

W rozmowach z uczestnikami Przystanku Woodstock wychodzi problem rodziny, a raczej jej braku.
- Takie osoby są w całej Polsce. Zjechali się tu i dlatego wygląda to tak przerażająco. Tam, gdzie żyją, zlewają się z otoczeniem, stanowią mniejszość - mówi Biskup. - Zdajemy sobie sprawę z tego, że nie rozwiążemy wszystkich problemów. Ci ludzie wrócą do swoich domów,
a tam nie zawsze wiadomo, co dalej. My w nich często poruszamy coś bolesnego i fizycznie odchodzimy. Jedyne, co pozostaje, to modlitwa
i pamięć o nich.

Przystanek Jezus jest szczególnym skrzyżowaniem ludzkich dróg, bolesnych losów, wymianą doświadczeń - tych niełatwych, nie zawsze z jasnym zakończeniem.
- Rozmawiałem z chłopakiem, który pracuje tylko na noce - dodaje ks. Roman. Po pracy ma siłę tylko się położyć. Budzi się, by pójść na piwo albo dać sobie w żyłę. Zamknięty krąg. Inni się cieszą, bawią, mają siłę w ciągu dnia, a on jest ścięty z nóg. Ucieczką jest bycie na rauszu. Ten chłopak nie ma siły, by z tego wyjść. Chciałby, ale nie może.
- Pod sceną spotkaliśmy mężczyznę - opowiada Iwona. - Zadawał prowokacyjne pytania. Okazało się, że właśnie jest po rozwodzie. Rozmawiamy, a on w pewnym momencie odchodzi. Chyba doszło do niego, że pora się zmienić. Może jesteśmy tu, by ruszać sumienia?
- Tak, jesteśmy tu, by coś tknąć, sprawić, by przez moment coś zabłysło w duszy. Nie wszystko przecież staje się nagle - podsumowuje Biskup.
I to już koniec. Zostało jednak coś, wspomnienia, radość i podziw dla ludzi, którzy odważyli się być świadkami Chrystusa w co najmniej trudnych okolicznościach. Zostali jeszcze ci, którym odmienili myślenie, serca, życie.

Ola Murzańska


 



Pełna wersja katolik.pl