logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Piotr Koźlak CSsR
Każdy spowiednik potrzebuje swojego spowiednika
Kwartalnik Homo Dei


Z Piotrem Jordanem Śliwińskim OFMCap rozmawia Piotr Koźlak CSsR
 
 
Wspominał Ojciec, że jeden z przełożonych podczas wizytacji klasztoru zwykł rozpoczynać rozmowę ze współbratem od pytania: Czy masz stałego spowiednika? Czy to rzeczywiście tak ważne, by każdy kapłan miał stałego spowiednika?
 
Jest to bardzo ważne, ponieważ regularnie się spowiadając, możemy popaść w pewną rutynę i niektóre obszary życia duchowego mogą nam znikać sprzed oczu. A dobry spowiednik, kierownik duchowy może nam pomóc, byśmy tych, czasem bardzo ważnych, obszarów życia nie pogubili. Bo przecież w spowiedzi kapłana chodzi nie tylko o wyznanie grzechów, lecz trzeba zawsze czynić refleksję nad całym życiem, a nie "wyrywać" z niego tylko grzechów, które się przytrafiły. Dobry stały spowiednik jest potrzebny w życiu kapłana. Myślę, że to nie musi być od razu sytuacja grzechu ciężkiego. Dobrym przykładem będzie obraz tzw. martwego pola w telefonie komórkowym, radiostacji; nie można wtedy z nikim się połączyć, niczego się nie odbiera. Podobnie może być w życiu duchowym kapłana: wchodzimy w martwe pole życia duchowego. Nie oznacza to od razu popadnięcia w jakieś uwikłania moralne, ale często jest to rezygnacja z lektury duchowej, z dłuższej modlitwy kosztem np. jakiegoś hobby, zaangażowania, które powoli, ale systematycznie obniża poziom życia duchowego. Np. sport jest bardzo ważny w życiu księdza, ale jeśli zabiera za dużo czasu, to nie da się go pogodzić ze wszystkimi ważnymi sprawami, które powinno się ogarnąć. Rola stałego spowiednika w takich sytuacjach jest nieoceniona.
 
Ojca wypowiedź współgra z tym, o czym pisał patron spowiedników św. Alfons Liguori: Miejcie swego kierownika duchowego; spowiadajcie się zawsze u niego i radźcie się go w sprawach większej wagi, jak również doczesnych; bądźcie mu posłuszni we wszystkim, zwłaszcza jeśli was dręczą skrupuły. Kto jest posłuszny spowiednikowi, ten się nie lęka, że pobłądzi. 

Powiedział Ojciec, że w sytuacji regularnej, częstej spowiedzi można popaść w rutynę. Jak zatem spowiadać się co 2-3 tygodnie, by nie wpaść w jakiś automatyzm, płyciznę, co zrobić, by były to spowiedzi zawsze jednakowo świeże, by nam nie spowszedniały?
 
To jest właśnie temat, o którym się powinno rozmawiać ze stałym spowiednikiem. Bo przecież nawet gdy się korzysta z regularnej spowiedzi, to musi przyjść czas jakiejś próby wiary w odniesieniu do sakramentu pojednania. Zresztą na innych polach też. Wydaje mi się na przykład, że każdy kapłan uczący katechezy prędzej czy później będzie musiał zmierzyć się z jej powszedniością. Po iluś latach życia kapłańskiego może przyjść słabszy moment odnoszący się do sprawowania Eucharystii. Bo ileż trzeba mieć w sobie siły ducha, by nieustannie odnawiać wiarę, by codziennie odprawiana Msza Święta nie spowszedniała. W takim samym stopniu odnosi się to do sakramentu pojednania. W jakimś trudniejszym momencie życia kapłańskiego można razem z kierownikiem duchowym "poustawiać" sobie wiele ważnych spraw. A gdy się to robi ze stałym spowiednikiem, wtedy wiadomo, że decyzje podjęte podczas spowiedzi czy rozmowy nie są kaprysem, ale są podjęte wraz z kimś, kto mnie dobrze zna. Ale takiego człowieka trzeba mieć. Dlatego każdy spowiednik potrzebuje swojego spowiednika. 
 
Jakimi penitentami są kapłani? Jakie są największe lub najczęstsze słabości kapłanów jako penitentów?
 
Są różnorodni – jak każda grupa społeczna. Są kapłani, którzy poszukują coraz lepszego życia duchowego. Są kapłani bardziej lub mniej zalęknieni, co się przejawia w tzw. skrupułach. Istnieje grupa kapłanów, którzy spowiadają się regularnie na granicy drobiazgowości. Jednak najgorzej jest, gdy kapłan spowiada się nieadekwatnie do swego stanu i powołania. Jest to swoisty niedorozwój spowiedzi. Myślę, że jest to jedna z większych bolączek życia Kościoła, chyba nie tylko w Polsce: ogólnie ludzie spowiadają się nieadekwatnie do swojego stanu i wieku. Kapłan wówczas pozostaje na poziomie kleryka, tzn. nie uwzględnia należycie całego swojego życia kapłańskiego, zmiany, jaka się w nim dokonała po opuszczeniu seminarium. Ojciec rodziny nie może się spowiadać jak kawaler, a kapłan jak kleryk. Po święceniach kapłańskich należy do rachunku sumienia wprowadzić nowe obszary pytań i refleksji nad sobą. Potrzeba nieustannego odkrywania sakramentu pojednania na nowo. Jan Paweł II na Wielki Czwartek 2002 roku powiedział: Drodzy bracia kapłani, proszę was, abyście sami odkrywali i pomagali innym odkrywać piękno sakramentu pojednania. Niestety, już od kilku dziesięcioleci sakrament ten, z różnych powodów, przeżywa pewien kryzys. […] Z radością i nadzieją odkryjmy na nowo ten sakrament. Przeżywajmy go przede wszystkim dla nas samych jako głęboką potrzebę i jako nieustannie oczekiwaną łaskę, aby nasze kroczenie ku świętości i nasze posłannictwo dokonywało się z nową energią i nowym zapałem. 
 
Przypomniał Ojciec słowa św. Jana Pawła II o tym, że sakrament pojednania przeżywa pewien kryzys. Wolno chyba domniemywać, że dotyczy on także spowiedzi kapłanów.
 
Sądzę, że obniżył się poziom podejścia do tego sakramentu. Jednak nie należy generalizować, ponieważ w różnych krajach sytuacja jest zróżnicowana. Dotyczy to zarówno świeckich, jak i kapłanów. Trzeba też zauważyć, że kryzys należy zawsze widzieć jako szansę, nadzieję - także wielką nadzieję dla kapłanów. Za każdym razem, kiedy kapłan staje wobec miłosiernego Boga i On (proszę tego nie uznać za infantylizm) przytula go, przyjmuje, podnosi, to musi to budzić nadzieję na przyszłość, ponieważ w kapłanie rodzi się świadomość, że ma być, jak to się teraz zwykło mówić, "ikoną" tego miłosiernego Boga.
 
Na ile seminarium przygotowuje do dobrego korzystania ze spowiedzi?
 
Myślę, że o spowiedź kleryków dba się nawet za bardzo. Rozumiem to w tym znaczeniu, że spowiedź powinna nas trochę kosztować – nie tylko pewnego wstydu wyznania grzechów, ale i np. organizowania sobie samodzielnie czasu, by skorzystać z tego sakramentu. Nie jest dobrze, gdy w seminarium kleryk ma wszystko "podane na talerzu". Bo po opuszczeniu seminarium często młodzi kapłani mają wiele trudności ze spowiedzią chociażby z tego powodu, że muszą poświęcić dość sporo czasu, by porządnie się wyspowiadać, nie mówiąc już o spokojniej rozmowie z kierownikiem duchowym, a nie umieją sobie tego czasu znaleźć, bo się tego w seminarium nie nauczyli.
 
Jak wiadomo, lekarzowi, który styka się na co dzień z cierpieniem, grozi znieczulenie na nie. Czy i nam, którzy stykamy się na co dzień z ludzkimi grzechami, może grozić znieczulenie na grzech, pewnego rodzaju atrofia sumienia?
 
Tak, może to rodzić pewną "mentalność techniczną" w podejściu do spowiedzi czy grzechu. Gdy pracowałem w szpitalu, bardzo mnie uczulano, by człowieka nigdy nie sprowadzać do choroby, nie utożsamiać go z jego chorobą. Nie mówić: "A, tam leży ciężki przypadek niewydolności płuc" itp. Nie, tam leży człowiek chory na płuca. I podobnie jest w spowiedzi. Nie utożsamiać penitenta z jego grzechem, nie redukować go do jego słabości, nałogów czy upadków. Nie mówić: to jest alkoholik, to jest narkoman. On przede wszystkim jest dzieckiem Bożym, on otrzymuje łaskę Boga, na którą próbuje, na miarę swych możliwości, odpowiedzieć. 
 
Praktyka spowiedzi kapłana nie może być wyrwana z kontekstu życia duchowego. Czy zasadnym jest wniosek, że jest ona wskaźnikiem życia duchowego, jakie dany ksiądz prowadzi?
 
Jest raczej niemożliwe, aby prowadzić w miarę przyzwoite życie duchowe i jednocześnie zaniedbywać regularną spowiedź. Pierwszą praktyką życia duchowego jest rachunek sumienia, a pierwszym zaniedbaniem jest jego unikanie, za czym pojawia się powolny zanik spowiedzi. Rachunek sumienia jest niezwykle ważny, ponieważ w nim oglądamy nasze życie. Dobrze czyniony rachunek sumienia pozwala nam lepiej korzystać ze spowiedzi. Najprostszym tego sprawdzianem jest modlitwa wieczorna kapłana, kompleta. Jeśli jej nie zbywamy, nie pozostawiamy na koniec dnia, gdy jesteśmy naprawdę już zmęczeni, to podczas tej modlitwy i związanego z nią rachunku sumienia stajemy jak przed lustrem, które pokazuje, kim naprawdę jesteśmy. 
 
Czy sprawdza się zasada: "Tak jak sam dbam o swoją spowiedź, tak spowiadam innych"?

Ja nawet wzmocniłbym to zdanie: nie będę dobrym spowiednikiem, gdy sam nie będę się porządnie spowiadał. Kto nie ma doświadczenia walki ze swoimi słabościami, z podejmowaniem trudnych i ważnych decyzji, temu będzie bardzo trudno zrozumieć penitenta, który przychodzi do spowiedzi często w skomplikowanej sytuacji życia i oczekuje jakiejś niebanalnej rady. Gdy kapłan nie wchodzi na drogę nawrócenia, to w przypadku spotkania się w konfesjonale z penitentem o podobnych słabościach następują najczęściej negatywne reakcje wobec niego, czyli np. bagatelizowanie jego grzechu albo – na odwrót – traktowanie go zbyt nerwowo, surowo, a nawet agresywnie, gdyż przypomina on spowiednikowi o jego własnych grzechach czy zaniedbaniach. 

A czy prawdziwe jest powiedzenie: "Słuchając spowiedzi, można się uczyć samemu dobrze spowiadać"?
 
Myślę, że wielu kapłanów miało doświadczenie, że podczas spowiedzi wiernych świeckich bywali zdumieni dojrzałością tych spowiedzi. Często mogli się wtedy czuć daleko za nimi w tyle w swoim przeżywaniu sakramentu pojednania, mimo że zostali powołani do stanu duchowego, który powinien ich mobilizować do coraz lepszego życia. Zatem może się zdarzyć i bywa tak, że penitenci są wezwaniem do bardziej rzetelnego kapłańskiego rachunku sumienia albo do refleksji nad swoim życiem, która nie będzie tylko powierzchownym i standardowym postawieniem sobie kilku ogólnych pytań. Sądzę, że im mniej w nas kapłanach pokusy, by postrzegać penitentów jak osoby, które są na niższym poziomie duchowym – tylko dlatego że nie mają święceń kapłańskich – tym szybciej wkroczymy na drogę nawrócenia. 
 
Rok Miłosierdzia był chyba ważnym wyzwaniem dla kapłanów spowiedników. Papież Franciszek w Misericordiae vultus (nr 17) mówi im: Spowiednikami stajemy się przede wszystkim wtedy, gdy wpierw sami jako penitenci szukamy przebaczenia.
 
Po pierwsze, kapłan musi mieć świadomość, że to on w pierwszym rzędzie potrzebuje Bożego miłosierdzia. Jeśli będzie się czuł doskonały, to nigdy nie zrozumie człowieka poranionego grzechem, który potrzebuje miłosiernej miłości Boga. Wszystko zaczyna się zatem od własnej spowiedzi i osobistej troski o sakrament pojednania. Po drugie, spowiednik musi przyjąć penitenta w jego kontekście życiowym. Dlatego papież Franciszek poprosił spowiedników, by nie zadawali niepotrzebnych czy nawet aroganckich pytań, ale jak ojciec z przypowieści niech przerwą wywód przygotowany przez syna marnotrawnego, ażeby potrafili uchwycić w sercu każdego penitenta wezwanie do pomocy i prośbę o przebaczenie. Spowiednicy są wezwani do tego, aby byli zawsze i wszędzie, w każdej sytuacji i pomimo wszystko, znakiem prymatu miłosierdzia. Żaden kapłan, jak słusznie podkreśla papież, nie jest panem sakramentu pojednania, dlatego spowiednik powinien przyjmować wiernych jak ojciec z przypowieści o marnotrawnym synu: to ojciec, który wybiega na spotkanie syna, pomimo że roztrwonił on jego majątek. Spowiednicy są wezwani, aby objąć skruszonego syna, który wraca do domu, i aby wyrazić radość z tego, że się odnalazł

Szacunek wobec penitenta wyraża się także w słuchaniu. Papież Franciszek w książce Miłosierdzie to imię Boga – w której nie mogło zabraknąć odniesień do posługi kapłanów w sakramencie pojednania – nazywa to nawet "apostolstwem ucha".
 
Kiedyś miałem okazję być w Lyonie, gdzie zatrudniano osoby gotowe do słuchania innych ludzi. Zrozumiałem wtedy, jak bardzo ważne jest słuchanie. Bardzo często dzisiaj zdarza się, że ludzie nie mają komu powiedzieć o swoich bolączkach, i kapłan w wielu przypadkach jest jedyną osobą, której mogą nie tylko wyznać grzechy, ale opowiedzieć jakiś kawałek historii swojego życia. Dopowiem do wspomnianego cytatu papieża Franciszka, iż ta umiejętność słuchania wyraża się także w uczynkach miłosierdzia wobec duszy: Pomyślmy o pierwszych czterech [spośród nich]: czy nie mają one czegoś wspólnego z "apostolstwem ucha"? Przybliżać, potrafić wysłuchać, doradzać, nauczać - przede wszystkim własnym doświadczeniem. Spowiedź jest w dużej części słuchaniem, zatem potrzeba tu cierpliwości. A cierpliwość wiąże się z cierpieniem (w naszym polskim języku widać to doskonale), stąd wg św. Pawła jest ona cechą miłości: Miłość cierpliwa jest. Benedyktyn o. Augustyn Jankowski w swoim komentarzu do Hymnu o miłości napisał, że język grecki podpowiada nam jeszcze inne tłumaczenie, mianowicie: "Miłość jest długomyślna" – to także dobra wskazówka dla spowiedników, jak funkcjonować w konfesjonale wobec świeckich i swoich braci kapłanów.
 
Pozwolę sobie przypomnieć bardzo ważną wypowiedź papieża Benedykta, który podczas spotkania ze spowiednikami bazylik rzymskich powiedział: Spowiedź jest duchowym odrodzeniem, dzięki któremu penitent staje się nowym stworzeniem. Ten cud łaski może uczynić jedynie Bóg, a dzieje się to przez słowa i gesty kapłana. Doznając czułości i przebaczenia Pana, penitent łatwiej skłania się do uznania powagi grzechu, bardziej zdecydowanie postanawia go unikać oraz trwać i wzrastać w odzyskanej przyjaźni z Bogiem; czyli widzimy, jak wiele zależy od osobowego, życzliwego podejścia kapłana do penitenta.

Na Rok Miłosierdzia kapłani mieli swoich patronów, współbraci zakonnych Ojca, czyli kapucynów: św. ojca Pio i ojca Leopolda Mandicia. O pierwszym z nich wiemy bardzo dużo, ale o. Leopold jest mniej znany.  Czy mógłby Ojciec powiedzieć coś więcej o tym swoim współbracie?
 
To postać niezwykła. Spowiadał po kilkanaście godzin dziennie. Nie pozostawił po sobie żadnych wielkich dzieł teologicznych, nie był wybitnym kaznodzieją. Jedyną rzeczą, którą umiał robić, było spowiadanie. Początkowo chciał wyjechać na misje, ale z pomocą Bożą zrozumiał, że jego "terenem misyjnym" będzie konfesjonał. Miał zwyczaj, że prosił przełożonych tylko o jedno: aby mógł dłużej spowiadać. Był całkowicie dla penitentów. Dzień rozpoczynał od Eucharystii, a przed rozpoczęciem spowiadania i po jego zakończeniu długo się modlił. Gdy penitentów było bardzo wielu, rezygnował z posiłków. Papież Jan Paweł I (Albino Luciani) dał o nim poruszające świadectwo: otóż zauroczyło go w tym zakonniku to, że w niezwykły sposób potrafił rozdzielić grzech, który potępiał, od grzesznika, którego traktował jak brata. Za swoich penitentów modlił się i pokutował. Gdy go pytano, dlaczego tak długo spowiada, odpowiadał: To całe moje życie. Ja tu nic nie znaczę, tu działa tylko Bóg. Gdy zarzucano mu czasami, że zbyt łatwo udziela rozgrzeszenia, mówił Panu Jezusowi: Panie, przebacz mi, że za dużo wybaczam, ale to Ty mi dałeś taki przykład
 
Podobnie zalecał św. Alfons Liguori.

Tak dokładnie to nie znam pism założyciela redemptorystów, zatem teraz Ojciec może się zrewanżować i dopowiedzieć tę kwestię.
 
Historycy Kościoła uważają, że zainicjował on "przewrót kopernikański" w praktyce spowiedzi. Narastała wówczas w Kościele tendencja do rygorystycznego traktowania penitentów. Często odmawiano rozgrzeszenia, zwłaszcza ludziom upadającym regularnie w te same grzechy. Nie uciekając w liberalne podejście do norm i prawa, św. Alfons zaczął podkreślać, że spowiedź powinna przynosić penitentom pociechę, uspokojenie i umocnienie. Pod wpływem kontaktu z ubogimi, którym głosił misje i rekolekcje, stopniowo dochodził do równowagi między surowością a miłosierdziem. Mówił, że jak pobłażliwość podczas spowiedzi rujnuje dusze, tak zbytnia surowość przynosi wielką szkodę. W Teologii moralnej, największym swoim dziele, pisał: Biorąc pod uwagę ludzką słabość, nie zawsze jest prawdą, że najlepszą drogą, po której należy prowadzić dusze, jest droga najwęższa, widzimy bowiem, że Kościół odrzuca zarówno zbytnią pobłażliwość, jak i zbytnią surowość. Niestrudzenie powtarzał, że kapłani powinni być widzialnym znakiem nieskończonego miłosierdzia Boga. 
 
Tak, to rzeczywiście niezwykle ważne stwierdzenia.

Czy mógłby Ojciec na koniec naszej rozmowy polecić jakieś praktyczne książki dla kapłanów, które pomagałyby im w skuteczniejszym korzystaniu ze spowiedzi, a tym samym w owocniejszym wspieraniu penitentów? 
 
Niestety, nie ma zbyt wielu pozycji książkowych, które można by mieć pod ręką, żeby sobie poczytać przed spowiedzią. Świeccy mają wiele lektur, z których mogą korzystać, kapłani pod tym względem mają gorzej. Zatem jest to ogromne wyzwanie wydawnicze, by zaczęły się pojawiać opracowania nie tylko naukowe, ale praktyczne, duchowe pomagające kapłanowi kontrolować swojej sumienie i przygotowanie do spowiedzi. Na pewno warto sięgać do bardzo dobrej pozycji paulina o. Józefa Płatka OSPPE Sprawowanie sakramentu pojednania i pokuty (Częstochowa 2001). Jest ona lekturą interdyscyplinarną, zawierającą wiele praktycznych wskazówek dla kapłanów. Kilka lat temu ukazał się bardzo dobry artykuł ks. Marka Chmielewskiego Kapłańska spowiedź; jest on dostępny na stronach internetowych. Warto go przeczytać, ponieważ porusza w sposób zasadniczy wiele spraw dotyczących dobrego korzystania z sakramentu pojednania. Warto też sięgnąć po Praktyczny przewodnik dla spowiedników św. Alfonsa Liguoriego (Kraków 2008).
 
Rozmawiał Piotr Koźlak CSsR
Kwartalnik Homo Dei nr 2(319)2016

fot. LoggaWiggler Humans | Pixabay (cc) 
 
 



Pełna wersja katolik.pl