logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Katarzyna Jabłońska
Każdy powinien być mnichem?
Więź


Wszyscy powołani jesteśmy do małżeństwa – twierdzi dominikanin, o. Mirosław Pilśniak, wieloletni duszpasterz „Spotkań Małżeńskich” [1]. A Heinz Nussbaumer – znany austriacki dziennikarz, były rzecznik dwóch prezydentów Austrii – w książce Odkryć mnicha w sobie. Pielgrzymując na górę Athos [2] – przekonuje, że „każdy z nas nosi w sobie wymiar monastyczny”. Paradoksalnie, te dwa twierdzenia wcale się nie wykluczają. Przeciwnie – wzajemnie się dopełniają. Nasza psychofizyczno-duchowa konstrukcja sprawia, że „Niedobrze jest człowiekowi, gdy jest sam (Rdz 2, 18) [3]. Człowiek jest istotą tęskniącą za drugim człowiekiem – tak został „posiany”, jak mawiał wybitny, zapoznany poeta, Andrzej Szmidt. Ta prawidłowość nie unieważnia sensowności celibatu, podobnie jak odkrycie mnicha w sobie nie unieważnia sensu życia w świecie. Nie tylko nie unieważnia, ale czyni to bycie w świecie jeszcze pełniejszym i bardziej intensywnym.
 
Sprawdzona przez wielowiekową tradycję droga monastycyzmu pociąga nie tylko osoby, które szukają pogłębienia swojej wiary, ale również tych, którzy „czują, że omija ich w życiu to, co naprawdę ważne”. To z kolei obserwacja benedyktyna, o. Christophera Jamisona, przełożonego opactwa w Worth, autora książki Odnaleźć schronienie. Monastyczna droga w codziennym życiu [4]. Inspiracją do jej napisania był – emitowany w maju 2005 roku przez telewizję BBC – reality show pod tytułem Klasztor. Jego bohaterami było pięciu mężczyzn – jeden z nich pracował właśnie nad rozprawą doktorską, inny w agencji reklamowej i na co dzień zajmował się przygotowywaniem zwiastunów do erotycznego czatu. Na czterdzieści dni i nocy zamieszkali w benedyktyńskim opactwie Worth i zachowywali reguły monastycznego życia. Przez ten czas towarzyszyły im kamery.
 
Program zgromadził ponadtrzymilionową publiczność, wzbudził także ogromne zainteresowanie monastycznym wymiarem życia. Odnaleźć schronienie o. Jamisona – podobnie jak Mnich we mnie – pokazuje życiodajny wymiar tej drogi nie tylko dla tych, którzy odkryli w sobie mnisze powołanie, ale dla każdego z nas. Ciekawe, że książka Nussbaumera zajmowała przez 25 tygodni czołowe miejsca na liście bestsellerów we wszystkich mediach austriackich; w wielu klasztorach niemieckojęzycznych i na samym Athos czytano ją podczas posiłków.
 
Przez całe wieki tradycja monastyczna była nauczycielką ars viviendi oraz ars moriendi – przypomina Nussbaumer, który od dwudziestu już lat spędza swoje letnie wakacje na Athos, podążając za intuicją chrześcijańsko-hinduistycznego filozofa, Raimondo Panikkara: „W tej mierze, w jakiej staramy się zwrócić swoje życie z powrotem do środka, każdy z nas ma w sobie coś z mnicha”.
 
Pójście drogą duchowości monastycznej oznacza porzucenie na jakiś czas swojej codzienności – wypełnionej zazwyczaj hiperaktywnością, pośpiechem i zgiełkiem – żeby poprzez spokój, milczenie, ciszę, a nade wszystko przez modlitwę odzyskać wewnętrzną równowagę i wolność, zgodność wyznawanych wartości i czynów. Klasztor ze swoją regułą milczenia i zwolnienia tempa życia sprzyja wniknięciu w siebie, pozwala doświadczyć sytuacji, kiedy to nie czas „ma mnie”, ale ja mam czas. Thomas Merton – nazywany ojcem pustyni XX wieku – słusznie zauważa: „Pośpiech rujnuje zarówno świętych, jak i artystów. Chcą szybkiego sukcesu i tak ponaglają, by go osiągnąć, że nie mają czasu na szczerość wobec siebie [5]”.
 
Stać się modlitwą
 
W sercu klasztornego i mniszego życia znajduje się, oczywiście, modlitwa, czyli przebywanie sam na sam z Bogiem. Podziwiani przez Nussbaumera mnisi z góry Athos gromadzą się na modlitwę o różnych porach dnia i nocy (to także reguła niektórych katolickich zgromadzeń zakonnych), a podczas codziennych zajęć praktykują modlitwę serca, zwaną również modlitwą Jezusową. Jest ona, jak pisze Nussbaumer:
 
„medytacyjną mantrą i drogą, na której już w tym ziemskim, doczesnym życiu mogą się spotkać czas i wieczność i na której można odnaleźć spokój w Bogu. Mnisi są przekonani, że człowiek sam nie potrafi dać ukojenia swemu niespokojnemu sercu, że potrzebne jest mu drzewo Boga, bo tylko w cieniu Jego drzewa nie będzie się bał własnego cienia [...]. A zatem miliony razy – w rytmie swego pulsu i oddechu – mnisi powtarzają w sercach znane od wieków słowa: Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną tak długo, aż nie wymaga to już wysiłku, aż się «samo» w nich modli. [...] Mnisi mówią, że w modlitwie serca modlący staje się modlitwą”.
 
Właśnie modlitwa Jezusowa dobrze uzmysławia, że celem modlitwy jest nade wszystko... modlitwa, czyli przebywanie w obecności Boga. Chociaż modlitwa jest celem samym w sobie, to jednak ma również wymiar „terapeutyczny” – przebywanie w obecności Boga pomaga zbliżyć się do samego siebie, pomaga odkrywać cel i sens swojego życia. Tradycja monastyczna oferuje więc współczesnemu człowiekowi coś niezwykle atrakcyjnego – pokazuje mu drogę do samego siebie. I choć nie jest to łatwa droga, okazuje się wiarygodna. Wielu doprowadziła do radykalnej i gruntowej przemiany życia. Ów bohater Klasztoru, który zajmował się przygotowywaniem zwiastunów do erotycznego czatu – mocno poruszony spotkaniem z Bogiem, jakie przyniósł mu czas spędzony w benedyktyńskim opactwie – zmienił pracę. Ta dotychczasowa pozostawała w sprzeczności z wartościami, którymi chciał teraz żyć, przeszkadzała mu w byciu sobą.
 
Jak twierdzi Merton:
 
„Problem świętości i zbawienia jest tak naprawdę problemem dowiedzenia się, kim jestem i odkrycia mego prawdziwego «ja». [...] Bóg pozwala nam być, kimkolwiek chcemy. Możemy być sobą lub nie, jak sobie chcemy. [...] Naszym powołaniem nie jest po prostu bycie, ale wspólna praca z Bogiem w tworzeniu naszego własnego życia, naszej tożsamości, naszego przeznaczenia. [...] wzywa się nas nawet do uczestnictwa, wraz z Bogiem, w trudzie tworzenia naszej tożsamości. Możemy uniknąć tej odpowiedzialności poprzez zabawę z maskami [...]. Lecz na dłuższą metę koszty i smutek z tym związane są bardzo wysokie”.
 
Wielcy mistrzowie duchowości nie kryją, że „wypracowanie naszej tożsamości w Bogu” wiąże się z trudem, nierzadko wręcz z cierpieniem. Oznacza bowiem często konieczność rezygnacji z tego, co samo w sobie jest wartościowe i piękne, co jednak nie służy odkrywaniu mego prawdziwego „ja”. To odkrywanie wiąże się jednak także z poczuciem pełni i radością. Autor Mnicha we mnie opowiada o niezwykłym spotkaniu ze starszym mnichem w jego położonej wysoko pustelni wśród innych eremów Świętej Góry:
 
„Przez całą noc trwał niemal nieruchomo w swojej niewielkiej kaplicy, powtarzając po tysiąckroć modlitwę serca mnichów z Athos, póki czerń nocy za oknem nie ustąpiła pierwszej szarości dnia. O tej wczesnej godzinie ten stary człowiek wyszedł przed drzwi, schylił się i zaczął się turlać w dół stoku”.
 
1 2  następna
 



Pełna wersja katolik.pl