logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Andrzej Solak
Kaczym śrutem
Wzrastanie


 
Prawo gościnności
 
 Kiedyś, na francuskiej Riwierze, policja prowadziła obławę na handlarzy narkotyków. Było gorąco – jakiś „diler” zaczął strzelać, policjanci odpowiedzieli ogniem. Z „dilera” zostały tylko strzępy. Nieboszczyk okazał się być arabskim imigrantem...
W następnych dniach arabska dzielnica miasta stała w ogniu. Na ulice wyległy tłumy śniadolicych wyrostków, aby – jak to określiły „postępowe” media – „zaprotestować przeciw brutalności policji”. Protest polegał na biciu do nieprzytomności białych przechodniów, na rabowaniu mieszkań i sklepów, na obrzucaniu policjantów kamieniami i butelkami z benzyną, wreszcie na podpalaniu i rozwalaniu samochodów, domów i wszystkiego, co tylko podpalić i rozwalić się dało.
 
Władze, zamiast potraktować tych bandytów tak, jak bandytów traktować się powinno, przystąpiły do negocjacji. W mediach pieniła się zgraja tak zwanych „antyrasistów”, „antyfaszystów”, „obrońców praw człowieka” i tym podobnych błaznów, oskarżając policję o... rasizm. – Bo skoro zabity „diler” był Arabem, a strzelający gliniarz to rodowity Francuz – spekulowali telewizyjni mądrale – to z całą pewnością był to rasistowski mord!
 
Koniec końców, sprawę załatwiono polubownie. To znaczy policjanci z brygady antynarkotykowej musieli gęsto tłumaczyć się przed komisją dochodzeniową, czemu nie pozwolili się zabić białemu inaczej „dilerowi”, zaś horda podpalaczy i rabusiów pustoszących miasto została awansowana na „sfrustrowaną arabską młodzież”. I tylko jakiś prawicowy komentator odważył się rzucić uwagę, że do Francji od zawsze przyjeżdżali imigranci – Polacy, Włosi i wiele innych nacji – i czasem bywały z nimi różne kłopoty... Ale jakoś nie zdarzało się, żeby młodzież polska, włoska czy inna, by puszczała z dymem całe dzielnice! I to jeszcze, mon Dieu, w odwecie za śmierć jakiegoś bandziora! Dopiero przybysze z krajów muzułmańskich jęli wprowadzać tu wzmiankowane innowacje...
 
Źli skini i dobrzy imigranci
 
Podobnie działo się w Niemczech, kilkanaście lat temu. Media piekliły się strasznie na tamtejszych skinheadów, za ich brutalne napaści na tureckich imigrantów. W ciągu jednego roku zanotowano ponad dwieście takich aktów bandytyzmu. Wszystko byłoby proste i jednoznaczne, gdyby nie jakiś nadgorliwy, a może po prostu ciekawski urzędnik policyjny. Ów stróż prawa postanowił policzyć, ile w tym samym roku było w Niemczech przestępstw z użyciem przemocy, dokonanych przez tureckich i w ogóle muzułmańskich „gości”. Wyszło mu, jeśli dobrze pamiętam, że coś koło 40 tysięcy (!). Ciekawość nie popłaca – ten bystry urzędas o mało nie wyleciał z roboty, za „nacjonalizm” i „rasistowskie uprzedzenia”...
 
Osama bin Laden – „odmienny kulturowo” bojownik tolerancji?
 
Dziś cały Świat Białych Ludzi trzęsie się ze strachu przed muzułmańskimi terrorystami. Ale niech no tylko jacyś stuknięci ludzie uważający się za wyznawców Allacha urządzą kolejną masakrę – w Nowym Jorku, Madrycie, Londynie (kto następny...?), to w telewizji zjawia się zaraz tłumek dyżurnych „oświeconych” mędrców. I ubolewają, ci mędrcy, nad naszym niezrozumieniem „odmienności kulturowej” wcale licznych islamskich przybyszów (która to „odmienność” każe im nie podzielać naszej zabobonnej wiary w wartość ludzkiego życia, i podkładać bomby na dworcach kolejowych, wszczynać uliczne zamieszki, profanować chrześcijańskie obiekty kultu, czy – w gronie współwyznawców – potwornie okaleczać młode muzułmanki).
 
I krzywią się z niesmakiem, ci mędrcy, nad ignorancją Amerykanów i Europejczyków, co to w ogóle nie mają pojęcia o „tolerancyjnej naturze islamu” (a przecie ową „tolerancję”  przerabiały i wciąż przerabiają, na własnej skórze, niezliczone narody...).
I wyrażą, ci mędrcy, nadzieję, że żaden zamach, żadna nowa masakra nie wpłynie na politykę imigracyjną władz Unii Europejskiej (politykę legalizującą w istocie podbój Starego Kontynentu przez muzułmanów i innych Azjatów).
 
Prawo tubylca
 
Dane mi było zwiedzić parę krajów, również muzułmańskich. Nigdy nie przyszło mi do głowy, by łamać miejscowe prawa, czy okazywać pogardę obyczajom i religii tubylców. Pamiętałem, że jestem tu gościem. Widziałem też, w jakich warunkach przyszło żyć tamtejszej ludności. Dlatego problem imigrantów – „niezadowolonych”, „krzywdzonych” czy „sfrustrowanych” – jest dla mnie niezrozumiały. Skoro im u nas tak źle – niech wracają do siebie.
 
Andrzej Solak
 
 



Pełna wersja katolik.pl