logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
ks. Dariusz Jastrząb
Judasz - apostoł wyobcowany
Pastores


Postać intrygująca; najbardziej niepojęty z grupy dwunastu apostołów. Jego życie i śmierć stawia nas przed pytaniami największego kalibru. Jednym z nich jest choćby kwestia przyczyny zdrady Przyjaciela – Jezusa Chrystusa. 
 
Odpowiedzi jest tyle, ilu interpretatorów zaprzaństwa dwunastego z apostołów. Jedni przekonani są, że motywem dominującym była chęć zysku; drudzy sądzą, że powodem zdrady było rozczarowanie rolą Mesjasza i koncepcją Jego królestwa; jeszcze inni przekonani są, że Judaszem kierowało pragnienie przyczynienia się do wypełnienia zapowiadanej przez Jezusa misji zbawczej. Pozostaje jedynie pewność, że w Judaszu da się rozpoznać dramat każdego ludzkiego odstępstwa od Boga i dramat usidlenia przez rozpacz z powodu niezrozumienia, kim On jest. Wydaje się, że ów brak właściwego pojmowania Boga wziął się u Judasza nie tyle z powodu mankamentów w polu racjonalnego dedukowania, ile raczej jako następstwo nie dość rozwiniętej sfery serca. Judasz to także kawałek nas samych, część osobistych, jedynie nam znanych zdrad. Człowiek ten uwydatnia najsmutniejsze oblicze wyobcowania – najsmutniejsze, bo pozbawione głębokich więzi z Bogiem i z człowiekiem. Do końca czasów Judasz pozostanie tym uczniem, który tak naprawdę nie „spotyka się” z osobą Drugiego, a jedynie „styka się” z nią, na powierzchni kurtuazji, mniemań i ambicji. Wyobcowanie z więzi ludzkich i Boskich przy asyście zła kończy się, nie tylko w tym przypadku, stryczkiem na suchej gałęzi rozpaczy.
 
Warto przyjrzeć się temu wyobcowaniu, sięgając do zapomnianej dziś książki, wyjętej niemal z lamusa, jaką jest Judasz Lanzy del Vasto1. Wyśmienitą rekomendacją niech będzie fragment z listu samego Jacquesa Maritaina, napisanego do autora w kwietniu 1939 roku: „Żona moja i ja przeczytaliśmy Judasza z prawdziwym zachwytem. Na każdej stronicy uderzają tam głębokie spostrzeżenia i niezwykle ciekawie pomyślane sytuacje. Wydaje mi się rzeczą zupełnie niemożliwą wniknąć subtelniej i w sposób bardziej doskonały w tajniki i fluktuacje niełaski i pokazać nam Judasza bardziej prawdopodobnego i bardziej ludzkiego wówczas, gdy każe kłamać samym prawdom i posuwa fałszerstwo duchowe aż do zdumiewającego stopnia mądrości na opak. Jego pseudoodkrycie Trójcy Świętej i następująca po tym scena z apostołami jest prawdziwym arcydziełem”.
 
Judasz i humanizmy
 
Literackie zobrazowanie osobowości Judasza w książce Lanzy del Vasto – tego zdumiewającego Sycylijczyka, pielgrzyma, mnicha, mędrca, którego Gandhi nazwał kiedyś Shantidas („Sługa pokoju”) – jest na wskroś przejmujące. Już na pierwszych stronach zapisu rozpoznajemy jego Judasza jako wyznawcę poznawczego relatywizmu, uzależnionego od impulsu instynktu. Wskutek tej intelektualnej niepełnosprawności apostoł nigdy nie przekroczył progu poznania prawdy obiektywnej. To jedna z cech znamionujących także dzisiaj proponowane trendy. 
 
Judasz Lanzy del Vasto bardzo przypomina współczesnego człowieka – „homo-wszystko-wiem-po-swojemu”. Postać ta jest symbolem kompilacji zatrutych idei czasów pooświeceniowych, wtłaczanych – przy dużym ciśnieniu niechęci do chrześcijaństwa – w świadomość kolejnego już pokolenia. Odnajdujemy w nim myśl Nietzschego, uważającego przecież Jezusa za człeka na wskroś „naiwnego”. Spotkamy obecny w jego poglądach, jeszcze bardziej wyrafinowany od nietzscheańskiego, „nihilizm radosny”. Tak określi światopogląd Judasza Guido Sommavilla, wskazując, że w subtelnej konsystencji (przez co niezauważany) rozłożony jest on obficie także w powieściach Umberto Eco. Wizja Judasza zaproponowana przez Lanzę del Vasto uosabia też współczesnych, stawiających się na wysokim piedestale bycia ponad Jezusem Chrystusem. I nie chodzi jedynie o odniesienie do demonicznych Moona, Sai Baby czy członków Kościoła scjentologicznego. Chodzi również o tych polityków współczesności, którzy kpią sobie z prawa Bożego w imię wypreparowanego humanizmu, okraszonego, nie wiedzieć dlaczego, mianem chrześcijańskiego. 
 
Przyglądając się temu obrazowi Judasza, niewątpliwie zauważymy, że pozbawiony jest on łatwo rozpoznawalnych barw podstawowych wziętych z aksjologicznej palety. Wprost przeciwnie, w obrazie Judasza dominuje moralna degrengolada, w której wola chodzi na smyczy próżności, inteligencja staje się igraszką bodźców zmysłowych, a uczucia i emocje, wyrugowane spod kurateli rozumu, taplają się w kałuży zaspokajania tak zwanych niskich potrzeb. Ostatecznie, jest to zawsze droga ku samobójstwu osobowemu; niezauważalna, spowolniona w dawkowanym rozpadzie, śmierć duchowa.
 
Judasz i Jan Chrzciciel
 
Już na początku książki Judasz ignoruje radę Jana Chrzciciela. Pomimo wysłuchania kategorycznego nakazu proroka („Odejdź, przyjacielu...”), mającego odwieść go od zamiaru wejścia na pustynię, wkracza na nią samowolnie. Uczeń, który ignoruje wskazania mistrza, pociągany atrakcyjnością nieokreślonych ambicji, kierujący się własnym projektem realizacji siebie, może spotkać na pustyni śmierć. „To, co robi Jan, Judasz potrafi również zrobić” – pobrzmiewa w głowie pyszałka. Dopiero czas pokaże Iszkariocie, jak wiele zależało od tamtego nieposłuszeństwa inicjacyjnego, wprowadzającego go w obszary życiowej fatamorgany.
 
W dodatku uparty Judasz decyduje się na podążanie za Janem przy zachowaniu dystansu. „Iszkariota trzymał się w oddaleniu. Zawsze korzystniej jest widzieć nie będąc widzianym; oko jest wówczas dwa razy bystrzejsze.” Zachowanie dystansu nie musi zaraz prowadzić do zła. W pewien sposób, na drodze wędrowania duchowego wskazane jest wypracowanie dystansu względem własnych i cudzych przeżyć oraz poglądów. Umiejętność ta niewątpliwie pozwala na zachowanie pola manewru przy zmianie swego postępowania i myślenia. Również miłość przyjacielska, aby mogła wybrzmieć najpiękniejszym akordem, domaga się od przyjaciół dystansu, jaki daje poszanowanie wolności drugiego. Podobnie do strun rozciągniętych na gryfie gitary, które, by zabrzmieć harmonią dźwięków,  nie  mogą  przylegać  do  siebie.  Ale  dystans  Judasza  wobec proroka jest nieuczciwy. Iszkariota obserwuje, jak Chrzciciel zmaga się z pustynią, sam zaś pozostaje zanurzonym w „złocistym horyzoncie” niewyrazistości. 
 
Uczeń traktujący niedookreślenie siebie jako sposób na przetrwanie na pustyni staje się widzem, a nie uczestnikiem. Podobnie czyni każdy, kto krytykując grę zawodników na boisku, sam nigdy nie wbiegł na murawę, ryzykując przegraną czy kontuzję. Arbitralność postawy zachowawczej Judasza, w sytuacji bycia wezwanym przez Boga, tylko pozornie i chwilowo pomogła mu w ocaleniu przed klęską.
 
Życiowa pustynia, którą przemierzamy kierując się w stronę Boga, domaga się więzi z innymi uczestnikami marszruty, domaga się kontaktu ze światem. Już na tym etapie „Judasz znalazł się w potrzasku”, bo wzgardził wszystkimi więzami tego świata. Ten, kto odchodzi od świata, nie  niosąc  go  w  sercu  z  Bogiem, w powołaniu nie wytrzyma. Ponadto powieściowy Judasz obrał drogę „przywiązania do życia” z jednoczesnym brakiem oderwania się od siebie. Pozostała mu wtedy jedynie „zawziętość”. Kiedy zorientował się, że sam na pustyni nie przetrwa, postanowił za wszelką cenę zdobyć przychylność Jana, co, zresztą, udało mu się osiągnąć. Przyjęty w końcu przez proroka na towarzysza drogi czerpie z tej wymuszonej relacji sławę. Ten związek z mistrzem pozwala nam odkryć w Judaszu kwintesencję konformizmu. Zasadza się ona na fakcie znajomości z kimś znanym, na byciu blisko osoby nietuzinkowej, powszechnie szanowanej i czerpaniu z tej znajomości przekonania o własnej wyjątkowości. To bardzo tani sposób na zaistnienie społeczne. Budowanie tożsamości osobowej w oparciu o koneksje kończy się zejściem na manowce. Samouwielbienie, z powodu znalezienia się w gronie wybranych, w odróżnieniu od pospolitej masy, jest upiorem próżności.
 
W rzeczywistości Judasz i Jan są rozdzieleni, choć prorok daje uczniowi nieustannie szansę powrotu do prawdy o sobie. Judasz konstruuje własną koncepcję tej więzi. Od proroka dzieli go pustynia pychy. Podtrzymuje ją w sobie niczym żar kopcącego się knota, który miast świecić płomieniem, dusi się w sobie, zmierzając do całkowitego wypalenia bez wydobycia z siebie światła. 
 
„Jeśli nie umarłeś, staraj się przynajmniej nie być obecnym. Obecność twoja może zawsze kogoś podrażnić i skłonić do powiedzenia: Ja także tu jestem.” Tego Judasz bał się najbardziej.
 
Judasz we wspólnocie
 
Kiedy w końcu trafia do wspólnoty zgromadzonej wokół Jezusa, nie potrafi i nie chce się z nią skonsolidować. W celu podtrzymania bytowego status quo wypracowuje we wspólnocie pozycję swego rodzaju lidera. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że powieściowy Judasz stał się teologiem, który nie potrafił klęknąć przed Bogiem; odzwierciedleniem tych, którzy mając oczy, nie widzą, mając uszy, nie słyszą (por. Mk 8,18). W postawie Iszkarioty rozpoznawalny jest subtelny rodzaj cynizmu faryzeuszy i uczonych w Piśmie, którzy, pod pozorem zajmowania się sprawami świętymi, wykazywali absolutny brak zrozumienia dla drugiego człowieka. Dla tego typu głosicieli prawdy objawionej liczyło się zasadniczo jedynie samozadowolenie z realizacji siebie. To nie do grzeszników z ostatniego rzędu w świątyni Jezus wypowiedział swoje „biada”, ale do tego rodzaju wątpliwej jakości nauczycieli.
 
Pogarda wobec Szymona Zeloty, przedmiotowe traktowanie Marii Magdaleny, tajemne oddawanie czci bożkowi Bohobo oraz brak cnót miłości i pokory sprawiają, że nauka głoszona przez Judasza zanurzona jest w kłamstwie. Wziernikiem, przez który wspólnota dostrzega nieprawdę uprawianej przez niego teologii, są jego wady, z lenistwem na czele. W proponowanym fideizmie wszystko jest nieporozumieniem, pomyłką, zakłamaniem. „Przytaczał jeszcze wiele innych argumentów przeciw rozumowi i czynieniu dobrze, a mówił tyle, że wszyscy zapomnieli, dlaczego mówił i że mówił po to, aby zostać rozgrzeszonym z tego, iż w ogóle nic nie zrobił.” Powieściowy Judasz, nie podejmując trudu duchowego zmagania związanego z ofiarą z siebie, przyjmuje taktykę rozprowadzenia fałszywych treści, przy pomocy efektownych sofizmatów. Sprawiając wrażenie elokwentnego, łatwiej mógł ukryć kłamstwo własnego życia. Jego „niepowściągliwość języka”, obracająca terminami na wszystkie strony, nie była jednak w stanie dosięgnąć nadprzyrodzonego poziomu kontemplacji Prawdy. Cała ta maskarada żonglującego pojęciami komedianta stała się ostatecznie tragiczną farsą zreifikowanej pychy nieszczęśnika. Tuszem maskującym gnuśność, o której tyle pisał Ewagriusz z Pontu.
 
Domagając się dla siebie komfortu: miękkich posłań, wykwintnego jedzenia, zacienionej sadyby, obsługiwania, Judasz staje się odzwierciedleniem ucznia Chrystusa na wspak, niezdolnego do realizowania przykazania miłości i nieosadzonego w prawdzie. Judasz bowiem nienawidzi miłości we wspólnocie, nie cierpi, kiedy inni okazują ją sobie wzajemnie. A młoda wspólnota apostołów nie dysponuje jeszcze wypracowanymi metodami chroniącymi ją przed kłamstwem zwodziciela. Przeważa w niej cnota zaufania względem Judasza, może trochę naiwna, ale przez to urocza, jak uroczym może być świat, który komponują dzieci, gdy są szczęśliwe.
 
W książce Lanzy del Vasto Judasz odgrodzony jest od wspólnoty także przez fakt prowadzenia niemoralnego trybu życia. Jego mottem życiowym stało się pokrętne przekonanie, że dla osiągnięcia czystości duszy należy wyrzucić brudy z serca przez dopuszczenie grzechu. W przekonaniu tego apostoła nieczystość jest czymś przyjemnym, zwłaszcza – jakże wygodna – nieczystość myśli. Połączenie w Judaszu wyznawanej herezji i praktykowanej lubieżności zdradza czytelnikowi obecną w nim karykaturę miłości, jaką jest egoizm, czyli absolutna koncentracja na sobie. Oznacza to, ni mniej ni więcej, całkowite zaprzeczenie zdolności do relacyjnego funkcjonowania we wspólnocie ludzkiej, jeszcze bardziej w odniesieniu do Trójjedynego Boga.
 
Judasz i Jezus
 
Zawoalowany egocentryzm Judasza rozrasta się w nim do tego stopnia, że rodzi pragnienie bycia Mesjaszem. Dowiedziawszy się, że Jan Chrzciciel wskazał na Innego, postanawia on „zdemaskować szalbierza”. Bezpośrednim motywem pójścia za Jezusem było właśnie pragnienie nabycia wiedzy „szalbierstwa”, które – jak domniemywał – posiadał Jezus. Podobnie jak w szkole Jana Chrzciciela, na początku Judasz nie rezygnuje z postawy arbitra zachowującego bezpieczny dystans: „Judasz szedł za Jezusem, ale nie łączył się z Jego uczniami. Szedł, gdyż stworzeni jesteśmy, aby widzieć, aby zaspokoić w pełni instynkt ciekawości, gdyż nie jesteśmy nieokrzesani. Aby lepiej widzieć, należy się trzymać w odpowiednim oddaleniu”.
 
Ukrytym pragnieniem Judasza pozostaje motyw dominacji, również nad Jezusem. Zamierzenia tego rodzaju są już domeną samego szatana, z jego demoniczną wyniosłością. Egoizm dwunastego z apostołów ma zatem charakter absolutny. Wyznacza on w nim dążenie do osiągania jedynie dobra własnego w granicach maksymalnie możliwych. Konsekwencją takiego stanu ducha jest niemożliwość przyjęcia jakiejkolwiek zwierzchności nad sobą, i to nie tylko ze strony człowieka, ale także samego Zbawiciela. Zdrada Mistrza z Nazaretu jest tragicznym skutkiem dotychczasowych wyborów Iszkarioty i podejmowanych przez niego decyzji. Proces zaprzaństwa Judasza przedstawiony jest przez pisarza bardzo skrupulatnie, krok po kroku. Ostatnim aktem dramatu – podobnie zresztą jak w przypadku Barabasza w powieści Pära Lagerkvista – jest oddanie przez bohatera swego ducha Nicości: „Wierzę w ciebie, w ciebie jedynie, o Nicości”. Przed dokonaniem czynu samounicestwiającego Judasz spogląda na umęczone ciało Jezusa Chrystusa na krzyżu, wyznaje Mu swą miłość. W tym wyznaniu miłości pobrzmiewa nuta poczucia braku odwzajemnienia, żalu, nieobecności sensu. „Czy prosiłem cię, bym się narodził? Czy prosiłem cię o to, bym był taki, jaki jestem? Po co postawiłeś mnie tak wysoko? Czy po to tylko, żebym upadł? Gdybyś mnie był uczynił robakiem ziemnym lub ślimakiem, nie byłbym upadł”.
 
Miłość, którą Judasz wyznaje Jezusowi, jest miłością skierowaną do człowieka, ale nie do Boga. Wspomniany na początku J. Maritain doznał wstrząsu właśnie wyrazem tego rodzaju miłości – pozbawionej źródła, nieodniesionej do Boga. Fiodor Dostojewski doświadczył podobnego odczucia w Bazylei, kiedy stanął przed obrazem Holbeina Młodszego, na którym widnieje ciało martwego Chrystusa bez ukazania chwały zmartwychwstania. J. Maritain dostrzegł w bohaterze z książki Lanzy del Vasto „dramat humanizmów” (H. de Lubac) czasów nowożytnych. We wspomnianym liście filozof konstatuje: „Miłość Judasza! Iluż znaliśmy takich, którzy kochali Jezusa, ponieważ, jak mówili, nie był Bogiem, ponieważ był człowiekiem jak oni. Miłowali Go nie chcąc Go poznać i nie pragnąc odkupienia. «Zwyciężyłeś mnie; nie na tyle jednak, abym Cię wzywał na pomoc.» Miłość Judasza, miłość nie pragnąca zbawienia, miłość człowieka zrozpaczonego. Obawiam się, że w naszej współczesnej chrześcijańskiej cywilizacji napotykamy często taką właśnie miłość. (...) Na horyzoncie ukazuje się już przeklęte drzewo figowe jak wykoślawiony krzyż, na którym cywilizacja na koniec zawiśnie, jeśli w dalszym ciągu będzie odrzucała prawdziwą miłość i prawdziwy krzyż”.
 
Judasz i miłosierdzie
 
Niewielka książka Lanzy del Vasto zawiera, poza wskazanymi aspektami, również analizę powołania, od samego początku źle rozpoznanego, co w konsekwencji może znaczyć nieobecnego. Jest to powieść o tajemnicy pomyłki w rozumieniu siebie, świata i Boga. „Tajemnicy” dlatego, że do końca nie jesteśmy w stanie sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego ludzie tacy jak Judasz, namacalnie dotykając Jezusa Chrystusa, tragicznie się z Nim rozminęli. Na kanwie lektury tej mocno już zakurzonej książki, jeszcze wnikliwiej zgłębiamy tajemnicę życia Judasza jako cząstki mysterium iniquitatis. Punktem wyjścia jego nieszczęścia była niewątpliwie pycha, końcem zaś stała się śmierć. Tyle, że śmierć pojęta nie jako nowe narodzenie, ale jako perspektywa wiecznej niemocy kochania kogokolwiek. Chyba, że mysterium iniquitatis, mocą Odrzuconego i Ukrzyżowanego, przemieniło się u Judasza w mysterium pietatis. Ks. Ennio Apeciti taką ewentualność widzi: „Dla Boga nigdy nie jest za późno: być może gdy Judasz umierał, Jezus przyszedł do niego i na niego spojrzał. Być może Judasz nie mógł już mówić. Nie było jednak za późno. Być może popatrzyli na siebie spojrzeniem miłości, a Jezus wziął Judasza, swego «przyjaciela» za rękę. Wspierając go – był już bez życia – poprowadził go ze sobą do Raju, gdzie Światłość jest wieczna”.
 
ks. Dariusz Jastrząb 
Pastores 48(3)2010
 
fot. Wikimedia Commons
Vitrail Cathédrale de Moulins 
 
 



Pełna wersja katolik.pl