logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
ks. Henryk Zieliński
Jeszcze wiara nie zginęła
Idziemy
fot. Annie Spratt | Unsplash (cc)


Formy kultu Najświętszego Sakramentu zmieniają się w ciągu wieków. Nie zmienia się jednak sama wiara w realną obecność Jezusa Chrystusa pod postaciami chleba i wina po ich przeistoczeniu. Opiera się ona na słowach Chrystusa, który podczas Ostatniej Wieczerzy, podając apostołom połamany chleb i kielich z winem, stwierdził, że to jest Jego Ciało i Jego Krew, oraz polecił powtarzać ten obrzęd na Jego pamiątkę. Święty Paweł w praktykowaniu tego obrzędu widział drogę do sakramentalnego zjednoczenia z Chrystusem i zadanie głoszenia śmierci Pana, aż On powtórnie przyjdzie. Celebrowanie tego obrzędu oraz spożywanie Ciała Pańskiego godnie i z należną czcią było pierwszą formą kultu Eucharystii. Drugą było życie zgodnie z wymogami trwania w jedności z Chrystusem.

 

Praktyka adoracji Najświętszego Sakramentu wiązała się najprawdopodobniej z zanoszeniem go – tego samego dnia lub w innym czasie – chorym i więźniom, którzy nie mogli uczestniczyć w liturgii. Ale droga do ustanowienia uroczystości Bożego Ciała była jeszcze daleka. Wcześniej pojawił się zwyczaj zachowywania Najświętszych Postaci na Wielki Piątek, kiedy to Kościół nie sprawuje Mszy świętej. Potem cząstki Eucharystii zaczęto składać w zainscenizowanych grobach Pańskich, bo zgodnie z Ewangelią Pan Jezus spoczywał w grobie do trzeciego dnia. Tradycja chrześcijańska wyliczyła ten czas na jakże symboliczne 40 godzin. Wspomina o tym między innymi św. Augustyn. To najprawdopodobniej było inspiracją do praktyki czterdziestogodzinnej adoracji Najświętszego Sakramentu. W średniowieczu, podobnie jak wiele innych praktyk, nabrała ona charakteru pokutnego, wreszcie wynagradzającego za karnawałowe grzechy tuż przed Wielkim Postem. Specjalne czterdziestogodzinne adoracje urządzano też w przypadku wielkich zagrożeń – np. wobec najazdów tureckich.

 

Równolegle – podobnie jak w czasach apostolskich – pojawiały się zwątpienia. Dotykały one nie tylko świeckich, ale i wykształconych w teologii duchownych. Bóg na te akty niewiary odpowiadał przez wielkie cuda eucharystyczne. Łącznie było ich do naszych czasów ponad 130. Najgłośniejsze z nich miały miejsce w Lanciano (ok. 750 r.) i w Orvieto (1263 r.). Odpowiedź przychodziła również za pośrednictwem wielkich mistyków, jak choćby św. Julianna de Cornillion, od której Pan Jezus podczas prywatnego objawienia w 1245 r. żądał ustanowienia uroczystości Bożego Ciała w czwartek po Niedzieli Trójcy Przenajświętszej. Przekonany o prawdziwości tych objawień był między innymi archidiakon Jakub, który wkrótce został papieżem i przyjął imię Urban IV. On to pod dodatkowym wpływem wspomnianego cudu w Orvieto ustanowił w 1264 r. uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej. Niezwykły hymn na tę okoliczność napisał sam św. Tomasz z Akwinu, przebywający akurat w Orvieto. Był to więcej niż hymn, bo głęboki traktat teologiczny. Słowami tego hymnu „Sław, języku, tajemnice” modlimy się do dzisiaj. Warto je sobie przemyśleć. Wkrótce obchodom Bożego Ciała zaczęły towarzyszyć uroczyste procesje, które były formą publicznego wyznania wiary w obecność Chrystusa Pana w Najświętszym Sakramencie.

 

Praktykę czterdziestogodzinnego nabożeństwa przeszczepili do Rzeczpospolitej jezuici. Zaczęli w 1579 r. w Wilnie, a potem w innych swoich placówkach. Wkrótce Stolica Apostolska i poszczególne kurie biskupie szczegółowo unormowały zasady odprawiania tego nabożeństwa. W większości diecezji to biskup w porozumieniu z proboszczem miejsca wyznaczał termin czterdziestogodzinnej (w praktyce trzydniowej) adoracji Najświętszego Sakramentu w danej parafii. Idea była taka, aby każdego dnia w którejś z parafii trwała adoracja. Zwykle były to trzy dni przed parafialnym odpustem. Dzisiaj zarówno odpusty parafialne, jak i czterdziestogodzinne nabożeństwa zaczynają tracić na znaczeniu. Ale pojawiają się nowe formy. Niedawno jeden z warszawskich proboszczów był załamany z powodu nielicznego udziału wiernych w czterdziestogodzinnym nabożeństwie. Zamówił specjalnego kaznodzieję, sprosił księży z sąsiedztwa. I nic. Jakby zapomniał, że w tej parafii, podobnie jak w wielu innych, adoracja Najświętszego Sakramentu w specjalnie przygotowanej kaplicy trwa przez cały rok. Kaplica ta nigdy nie jest pusta. Ta praktyka stałej adoracji Najświętszego Sakramentu przyszła do nas – o dziwo – z Zachodu! Dowodzi, że wiara w obecność Chrystusa w Eucharystii jeszcze nie zginęła. Weszła tylko na wyższy niż jedynie „okolicznościowy” poziom.

 

ks. Henryk Zieliński
Idziemy nr 22 (813)

 
 



Pełna wersja katolik.pl