logo
Czwartek, 28 marca 2024 r.
imieniny:
Anieli, Kasrota, Soni, Guntrama, Aleksandra, Jana – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Dariusz Piórkowski SJ
Jak zdobyć bilet do nieba?
Mateusz.pl
fot. Sven D | Unsplash (cc)


„Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (Mt 5,20).

 

Do nieba wchodzi się przez ciasną bramę. Trzeba jednak uprzednio nabyć odpowiednią przepustkę. W Ewangelii św. Mateusza Jezus mówi, że mogą ją otrzymać ci, którzy będą „bardziej” sprawiedliwi niż faryzeusze i uczeni w Piśmie oraz ci, którzy staną się jak dzieci.

 

Lęk przed wykroczeniem

 

Zadaniem religijnej elity Izraela, którą tworzyli znawcy Prawa i stronnictwo faryzeuszów, było nauczanie, interpretowanie i zachowywanie przykazań nadanych przez Jahwe. Ponieważ uważano je za świętość, nauczyciele ludu z gorliwością starali się chronić nakazy Pana przed wypaczeniami i ich łamaniem. Lęk przed popełnieniem wykroczenia urósł do tego stopnia, że z wolna zaczęli dodawać kolejne regulacje, wskutek czego obudowali Prawo potężnym murem dodatkowych przepisów. Chociaż nie można tego znaleźć w Starym Testamencie, faryzeusze uczyli, że w dzień szabatu obowiązuje zakaz zawiązywania i rozwiązywania supłów, gotowania, pieczenia, prania, pisania czy zapalania światła.

 

Jezus nie pochwala takich praktyk. Chrześcijańska sprawiedliwość powinna być większa. Ale w jakim sensie? Czy mamy prześcigać faryzeuszy w ich drobiazgowości? Wydaje się, że Chrystus oczekuje od nas czegoś przeciwnego. By zrozumieć błąd, jaki popełnili uczeni w Prawie i faryzeusze, musimy najpierw zapytać się, na czym polega biblijna sprawiedliwość.

 

Z mitologii wiemy, że bogowie Olimpu często kierowali się w swoim postępowaniu kaprysem i dowolnością. Zgodnie z przekonaniem starożytnych Greków nie wiązały ich żadne moralne reguły. Tymczasem Jahwe od samego początku objawia się jako Bóg, który „miłuje prawo i sprawiedliwość: ziemia jest pełna Jego łaskawości „(Ps 33, 5). W tym tłumaczeniu hebrajskie słowo hesed oddano jako „łaskawość”. Jednakże hesed oznacza również „trzymanie się zobowiązań, które zostały zaciągnięte na mocy umowy”. Kiedy Bóg zawiera przymierze z Abrahamem, obie strony godzą się na przestrzeganie jej postanowień. Chociaż w nierówny sposób. To Bóg inicjuje umowę, a Jego obietnice i przyrzeczone korzyści nieskończenie przekraczają to, co człowiek może dać w zamian. Celem przymierza Boga z ludźmi jest uczynienie ich synami i córkami, którzy będą uczestniczyć w Jego życiu i szczęściu.

 

Ziemia jest raczej pełna wierności Pana

 

Z tego powodu ziemia jest raczej pełna wierności (hesed) Pana wobec Jego przymierza. Bóg jest sprawiedliwy, gdyż nie odwołuje danego słowa. Znaczenie hebrajskiego sedaqah – „sprawiedliwość” odbiega nieco od naszego współczesnego rozumienia. W zachodniej cywilizacji sprawiedliwość to zgodność z zewnętrznymi normami lub przyznanie każdej osobie tego, co się jej należy. Natomiast u źródeł sedaqah leżą relacje oraz przymierze między Bogiem i człowiekiem. Posłuszeństwo prawu również jest kluczowe, ale to prawo nie zaistniałoby, gdyby nie doszło do spotkania i dialogu. Nie chodzi więc o jakieś abstrakcyjne ustalenia, które można wymyślić przy zielonym stoliku, ani o kontrakt handlowy.

 

Kontrakt dotyczy pieniędzy, posiadłości, nabytych zdolności. W takiej umowie obiecujemy, że coś zrobimy, zapłacimy, kupimy, wymienimy. Akcent pada na zabezpieczenie własnych interesów, podyktowane ekonomiczną kalkulacją. Biblijne przymierze to poważniejsze przedsięwzięcie, które opiera się na zaufaniu. Zawierając je, dajemy siebie, a nie tylko coś. Dlatego wymaga ono całościowego zaangażowania. Przywołujemy wtedy na świadka samego Boga i przyrzekamy, a nie tylko obiecujemy, mając na względzie dobro poszczególnych osób. Pozostałości tego typu myślenia odnajdujemy w świeckiej przysiędze świadka w sądzie, czy w przyrzeczeniach składanych przez ludzi piastujących publiczne urzędy. Prezydent, policjant, czy lekarz to osoby społecznego zaufania. W tym sensie małżeństwo nie jest kontraktem, lecz przymierzem, którego osią jest wzajemne oddanie: „Ja jestem twój, a ty jesteś moja”. Podobnie dzieje się w chwili chrztu, ślubów zakonnych, czy kapłaństwa. Pojęcie przymierza jest kluczem do zrozumienia całego Pisma św. i wszystkich sakramentów.

 

Sprawiedliwość na dwa sposoby

 

Sprawiedliwość oznacza więc wierność wobec przymierza jako międzyosobowej relacji, a nie zadośćuczynienie zwykłemu kontraktowi handlowemu, który można dowolnie zmieniać. Dlatego Bóg jest sprawiedliwy na dwa sposoby. Z czystej hojności i wspaniałomyślności przyodziewa człowieka szatami zbawienia, płaszczem sprawiedliwości i ozdabia go kosztownościami – jak pisze prorok Izajasz (Por. Iz 61, 10). Innymi słowy chroni, wyzwala od wrogów i przeciwników, staje po stronie uciśnionych, daje to, co potrzebne do życia.

 

Z drugiej strony jest nie mniej sprawiedliwy, kiedy karze w chwili samowolnego odstąpienia człowieka od warunków przymierza, na które wcześniej wyraził zgodę. „Poniżony będzie śmiertelnik, upokorzony człowiek, a oczy dumnych będą spuszczone. Pan Zastępów przez sąd się wywyższy, Bóg Święty przez sprawiedliwość (sedaqah) okaże swą świętość” (Iz 5, 15-17). Brzmi to dziwnie, ale celem kary jest przywrócenie sprawiedliwości, czyli naruszonego przymierza. Nie igra się z zaufaniem. Czy coś podobnego nie dzieje się w naszym codziennym życiu? Czy nie boli nas, kiedy ktoś nas zawodzi, zdradza, nadużywa naszego zaufania, rani serce obojętnością mimo przyrzeczonej miłości i wierności? Pomyślmy tylko, co stałoby się z całym światem, gdyby Bóg nagle poniechał zawartego z nami przymierza, które sam zapoczątkował w chwili stworzenia.

 

Gdyby Bóg nie reagował w momentach odstępstwa, oznaczałoby to, że nie istnieje nic trwałego. Wierność obietnicy, wartość słowa, hojność, miłość byłyby mrzonkami. Ponadto Bóg traktuje człowieka poważnie jako partnera i oczekuje wzajemności. Nie może więc powiedzieć, że tak naprawdę nic wielkiego się nie dzieje, jeśli warunki przymierza są lekceważone, ponieważ musiałby uznać umowę za kpinę, a siebie za błazna. To jednak jest niemożliwe, bo Bóg jest wierny i rzeczywiście zachowuje przymierze. Dlatego będzie obdarzał człowieka owocami posłuszeństwa, ale również karał, czyli obciążał konsekwencjami, jeśli umowa będzie łamana. W ten sposób chce zachęcić człowieka do podobnego postępowania, bo ono daje prawdziwą radość i szczęście. Nie dlatego, że Bóg winien jest komuś cokolwiek, ale dlatego, że jest wierny Słowu, które wypowiedział.

 

Na czym polega błąd faryzeuszy i uczonych w Piśmie?

 

Wróćmy do faryzeuszy i uczonych w Piśmie. Na czym polega ich błąd? Przede wszystkim, mnożąc przepisy dodali oni do „umowy” coś, czego w niej nie ma. Kierowała nimi zarówno chęć przypodobania się, jak i przekonanie, że właściwie udoskonalić można się o własnych siłach. Sprawiedliwość faryzeuszy, chociaż podyktowana szlachetnymi pobudkami, przypomina kontrakt, który opiera się na kalkulacji, ile powinienem otrzymać za poświęcenie siebie oraz w jaki sposób mogę oczarować Boga, aby uzyskać Jego przychylność.

 

Bóg przymierza przyjmuje człowieka i obdarowuje za nic, pozostawiając mu wolność i autonomię. Nie „dusi” człowieka swoją obecnością i nie zastrasza. Cóż to za Bóg, który chciałby kontrolować nawet tak drobne sprawy jak zawiązywanie butów. W przymierzu nie chodzi o drobiazgowość i dzielenie włosa na czworo, lecz o osobę, odpowiedź na wezwanie, na usłyszane słowo, na absolutną dobroć. Jeśli w chrześcijaństwie czy judaizmie zanika świadomość przymierza jako osobowej relacji i powołania, tam nieuchronnie pojawia się pozbawiona znaczenia obrzędowość, rytualizm i pusta tradycja. Punkt ciężkości przesuwa się w kierunku zewnętrznego wymiaru religijności: przestąpienie lub wypełnienie określonych przepisów. Bóg nałożył jakieś prawa na człowieka, ale w sumie nie wiadomo po co. Pewne jest tylko to, że trzeba je zachować.

 

W czym objawia się tego typu myślenie? Na przykład ktoś ma wyrzuty, że nie poszedł w niedzielę do kościoła, bo był chory. Dla niektórych małżeństwo to nic innego jak prawne zalegalizowanie współżycia seksualnego, a co potem się dzieje, nie ma większego znaczenia. Sakramenty to rytuały, które zwykło się kultywować, ale w sumie trudno dostrzec ich związek z codziennym życiem. Całe chrześcijaństwo to zbiór określonych praktyk: msza św. w niedzielę, spowiedź raz do roku, pacierz i post piątkowy. We wszystkim tym można uczestniczyć, nie mając wiary.

„Większa” sprawiedliwość jest czymś odwrotnym. W niej spotkanie poprzedza zobowiązanie. Obdarowanie rodzi odwzajemnienie. Bóg pierwszy do nas wychodzi, nie dlatego, że robimy na Nim niesamowite wrażenie swoją świętością i duchowymi wyczynami. W głębi naszej istoty na zawsze pozostaniemy dziećmi, które ciągle żyją z daru, które nie muszą stawać na rzęsach, aby Bóg się nimi zainteresował. Tylko w postawie dziecka można przyjąć dar z radością. Problem w tym, że zbyt szybko chcemy stać się samodzielni, bo uważamy, że nie przystoi być dzieckiem przez całe życie. Faryzejska sprawiedliwość promuje fałszywą „religijną” dorosłość, w której na dar trzeba zasłużyć. Sprawiedliwość Chrystusa daje darmową przepustkę do nieba. Można ją przyjąć tylko w prezencie.

 

Dariusz Piórkowski SJ
mateusz.pl

 
 



Pełna wersja katolik.pl