logo
Czwartek, 18 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Apoloniusza, Bogusławy, Gościsławy – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Mariatresa Zatoni
Jak mądrze wychować nastolatka.
Wydawnictwo Bratni Zew


rok wydania: 2010
ISBN: 978-83-7485-121-3
format: 130 x 210 mm
stron: 120
oprawa: miękka
Wydawnictwo: Bratni Zew

 
Kup tą książkę

 

II historia do autoanalizy


Poniżej przedstawiamy krótkie opowiadanie do interpretacji, opatrzone pytaniami. Pedagodzy oraz rodzice będą mogli porównać własne odpowiedzi z naszymi propozycjami, w oparciu o przeprowadzoną przez nas analizę.

Luigi, trzecia klasa liceum, ma kłopoty w szkole, nie uczy się, ukrywa złe wyniki, wydaje się zupełnie niezaangażowany. Po obejrzeniu tragicznego świadectwa za pierwsze cztery miesiące matka opowiada: "Tym razem zleciłam mojemu mężowi sprawdzanie co wieczór jego dzienniczka ucznia. Mam dosyć zaganiania go do nauki, kontrolowania zadań domowych… Mam dość chodzenia do nauczycieli i wysłuchiwania narzekań… Muszę przyznać, że od kiedy zleciłam mężowi sprawdzanie dzienniczka ucznia, sytuacja trochę się poprawiła, przynajmniej od razu widzimy oceny, a nie dopiero po tygodniach…".

Pytania

Czy ta matka ma rację? Czy sprawdzanie przez ojca co wieczór pamiętnika jest właściwe? Dlaczego matka mówi: "zleciłam mojemu mężowi"? Czy ojciec musi czekać, aż otrzyma zlecenie, by zainteresować się szkolnymi postępami syna? W jaki sposób syn może odbierać taką ojcowską kontrolę? A może w głębi serca jej pragnął? Czy też w tego rodzaju kontroli czuje jedynie matczyną rękę? Dlaczego "sytuacja trochę się poprawiła"? Poprawi się na dłużej? Dlaczego?

Orientacyjne odpowiedzi

Warto dokładnie zbadać użycie (z pewnością szczere i nieświadome) czasownika zlecić: matka, czując się pozostawiona samej sobie, próbuje wprowadzić w czyn wszelkie strategie, by przekonać syna do poważnego traktowania szkoły; ale teraz przyznaje, że jest zmęczona i pokonana, a zatem angażuje ojca. Lecz to "zleciłam" jest oznaką pozycji, której ostatecznie ona nie może zakwestionować, to znaczy faktu, że ojciec ma zainterweniować we właściwy (czyli jej, matki) sposób, na jej "zlecenie". Dla syna nic się nie zmienia; choć bodziec do poprawy w szkole pochodzi teraz od ojca, w rzeczywistości jest tylko jeden rodzic trzymający ster, matka, pomimo dobrych intencji wszystkich. Do syna zaś dociera przekaz sam w sobie poprawny, ale w błędny sposób.

***

Trzeba teraz spojrzeć w twarz "ukrywającego się", czyli ojca, który zdaje się ustępować matce, dążącej do zawładnięcia całością rodzicielstwa.


 



Pełna wersja katolik.pl