logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Mariatresa Zatoni
Jak mądrze wychować nastolatka.
Wydawnictwo Bratni Zew


rok wydania: 2010
ISBN: 978-83-7485-121-3
format: 130 x 210 mm
stron: 120
oprawa: miękka
Wydawnictwo: Bratni Zew

 
Kup tą książkę

 

Czy potrzebny jest "pies tropiciel"?


Nim udzielimy odpowiedzi na to intrygujące pytanie, zatrzymajmy się przed autentycznym fragmentem historii pewnej matki, która opowiada o kłopotach z nastoletnim synem o imieniu Marco. Żywimy dla niej wdzięczność, ponieważ to ona jest tym wspaniałomyślnym "psem tropicielem", który podąża śladem problemów, to ona - z całą uczciwością - ubiera w słowa relację z mężem, to ona "ma rację" i opowiada, jak szuka z nim zgody. Czytamy ten opis pełni szacunku i współczucia. Zarys sytuacji: osiemnastoletni syn rzucił szkołę, znalazł kilka tymczasowych prac, z ostatniej - na krótko przed wakacjami - ma zamiar zrezygnować, choć nie znalazł innej. Dopiero co wrócił z urlopu, na który wydał zarobione pieniądze; rodzice nie wiedzą czy w poniedziałek wróci do poprzedniej pracy, poszuka nowej, czy też będzie się wylegiwał w łóżku.

"W sobotę wróciłam ze spotkania w parafii i Alfonso, mój mąż, powiedział że Marco - jak tylko wszedł do domu - uprzedził, że wróci około północy. Jutro ma zdecydować czy wróci do pracy czy nie. Chciałam ustalić z Alfonsem nasze stanowisko, na wypadek gdyby Marco nie wykazywał ochoty powrotu do pracy, ale on śpi… Dzisiaj, w niedzielę, zmusiłam Alfonsa, żeby usiadł i ze mną porozmawiał na temat naszego stanowiska, najpierw przedstawiłam moje zdanie: powinniśmy nalegać, żeby wrócił do pracy, a w międzyczasie poszukać mu innej, mówiąc, że należy nam się szacunek. Co do pracy, Alfonso twierdzi, że Marco do niej nie wróci, i co wtedy zrobimy? Ja byłabym w stanie nawet powiedzieć mu, że skoro chce, to może się wyprowadzić z domu, Alfonso nie ośmieli się mi przeciwstawić. Wołamy Marco, przedstawiamy mu to, co zostało postanowione, on nie chce słuchać, mówi, że nie wróci do pracy w cukierni, że znajdzie sobie jakieś zajęcie, a w przeciwnym razie znowu wyjedzie. Ja mówię, że żadne z nas nie pochwala takiego postępowania. Alfonso zupełnie nie nalegał w sprawie powrotu do pracy, był przekonany, że Marco tam nie wróci, ja natomiast uważam, że Marco czasami potrzebuje przymusu…"
Niech podniesie rękę ten, kto nie jest przekonany, że ta matka nie ma świętej racji i nie wyczuwa słusznej strategii - przymuszenia dziecka. W takim razie, na czym polega jej błąd? Uwaga, nie staramy się usprawiedliwiać biednego ojca, ciemiężonego przez dominującą matkę (zajmiemy się tym w następnym rozdziale), po prostu badamy, gdzie nie ma zgody, co do której łudzi się ta kobieta, oraz w jaki sposób sama przeczy własnym założeniom - jak może prosić męża, by został jej sprzymierzeńcem w przymuszaniu do czegoś dziecka, skoro on sam czuje, że coś mu jest narzucane? Jak może wydawać rozkazy ktoś, kto czuje, że jemu rozkazuje się rozkazywać? I jak może wymagać szacunku od syna, skoro matka pierwsza nie szanuje męża, a raczej swojego związku rodzicielskiego?

Argumenty matki nie mają racji bytu, a ujrzymy to wyraźniej z perspektywy syna. Co widzi Marco? Zaniepokojoną, zdenerwowaną, pozostawioną sobie matkę. Milczącego ojca, który nie interweniuje. Jak wobec tego mógłby uwierzyć, że matka przedstawia to, co "zostało postanowione"?! Dla niego to wciąż ta sama śpiewka, na którą jest uczulony - mama narzuca, tata kapituluje. Nie wiemy, do jakiego stopnia Marco ma świadomość tej wieloletniej już dominacji, wiemy natomiast, - jak zauważa matka - że "nie chce słuchać". Ucieka, nie wytrzymuje napięcia, które dostrzega w związku rodziców, woli nawet zrobić sobie krzywdę.

W innym miejscu opowiadania matka wykazuje się niezwykłą przenikliwością. Wspomina, jak pewnego ranka ona i syn odbyli rozmowę. "Wiem, że kiedy wróci na obiad, czar pryśnie, ponieważ będzie tam też jego ojciec, a kiedy jesteśmy razem, staje się wrogi". Czy trzeba dalszych wyjaśnień? Tymczasem dla matki to zupełnie nie jest jasne, to tylko obserwacja potwierdzająca winy męża, dolewanie oliwy do ognia. Ale na czym polega błąd tej biednej kobiety? Na pragnieniu zgody bez szacunku dla męża. Jej przykład to dla nas cenna nauka, za którą możemy być wdzięczni - zgoda wyrasta jedynie na gruncie szacunku dla drugiego, w przeciwnym razie, choćby nawet słuszna, jest tylko narzucaniem/dominacją.


 



Pełna wersja katolik.pl