Święta Teresa z Lisieux i Dzieciątko Jezus
Gdyby nie Jezus, Tajemnica, w której jesteśmy nieodwołalnie zanurzeni, pozostałaby dla nas nieprzeniknionym mrokiem, a nasze serca pozostałyby nieskończoną tęsknotą. Tak właśnie jest – w Nim możemy dostrzec, że tą Tajemnicą jest absolutna miłość, całkowicie bezwarunkowa. Bardzo ważne jest dla nas znaczenie słowa "bezwarunkowa" i niezwykle trudno nam je przyjąć! Ta miłość, mimo że jest bezwarunkowa i nieodwracalna, wzywa nas do właściwej odpowiedzi. Jezus, jak nikt inny, znał bezmiar miłości dla człowieka wychodzący od tego Boga, którego nazywał "Ojcem". Całe Jego życie i oddanie się w śmierci oznaczało zgodę na tę miłość – miłość zbyt wielką, by Jego ludzkie serce zdołało ją unieść bez cierpienia.
Teresa z Lisieux zdołała wejść głęboko w tajemnicę Jezusa, przeżyła więc swoje krótkie życie w duchu powierzenia się Jemu – zawsze rozmyślając nad Jego słowami i czynami. Były jednakże dwa "momenty" w życiu Jezusa, które odkryły przed nią najgłębszą naturę miłości i które zainspirowały i ukształtowały jej odpowiedź: Jego dzieciństwo i męka.
W obu tych momentach Syn Boży jest bezbronny, bezradny, oddany w ręce człowieka. W tych momentach znajdowało się coś, co chwyciło ją za serce i nad czym nieustannie rozmyślała. Miłość może być tylko miłością i niczym innym. Miłość musi ofiarować się nago i zostać przyjęta w swojej nagości. Teresa rozumiała, że wszechmoc Boża jest wszechmocą miłości i niczym innym. Aby pozostać wierną sama sobie, miłość musi przyjść do nas bez fałszywej otoczki władzy, taka jaka jest –czysty dar z samej siebie, który sam siebie poniża, sam pozbywa się "boskości" (czyli wszystkich cech, które przypisujemy boskości) i "pochyla się nad nicością, żeby przekształcić tę nicości w miłość".
Wydaje się, że dla małej Tereski – w ten właśnie sposób zawsze siebie postrzegała – w jej małym, zwykłym życiu, najważniejsze było, żeby odpowiedzieć na wszechmocną Miłość w małym Jezusie. Boże Dziecię było tak zależne w swoim życiu od pełnej miłości opieki i czułości Maryi i Józefa, jak każde ludzkie dziecko jest zależne od swoich rodziców. Ta czułość świętych Rodziców zanurzona jest w ogromie czułości Boga-Ojca! Jakże ogromna to troska i opieka! Teresa ciągle na nowo daje wyraz przymiotom tej Bożej czułości. Boże serce jest bardziej troskliwe niż serce najczulszej z matek. Teresa sama doświadczyła troskliwego wsparcia ze strony swoich rodziców, którzy się nią opiekowali, prowadzili ją, chronili i strzegli. Czy czułość rodzicielska mogłaby zaistnieć, gdyby jej źródłem nie była czułość Bożego serca? Teresa rozpoznała, że Bóg-Ojciec z czułością pochyla się nad człowiekiem i sięga aż do głębi ludzkiej słabości – nawet aż do momentu doświadczania jej razem z nami. Teresa pragnęła, żebyśmy oczyścili nasze serca z jakiejkolwiek koncepcji bóstwa odległego, wyniosłego i surowego – bożka czy idola, który może znajdować się w ludzkiej psychice i okłamywać nas, niezależnie od tego, jak bardzo rozległą wiedzę posiadamy. Ojcowska czułość Boga jest odpowiedzią pełną szacunku, niemal uwielbienia wobec tego, co słabe, małe, bezbronne i zależne. Pragnie ona opiekować się i chronić delikatną wartość i piękno istnienia. Który człowiek nie jest słaby i pełen wad? Prawdziwa miłość to dostrzega i odpowiada ojcowską czułością i troską. Taka właśnie jest miłość Boża wobec każdego z nas. Bóg "świata poza nami nie widzi", pochyla się nad każdym z nas i pragnie obdarzać nas pełną szacunku czułością i opieką.
Boża miłość przychodzi do nas w konkretnej sytuacji, tam, gdzie właśnie jesteśmy i do takich, jacy jesteśmy, podobna do nas we wszystkim oprócz grzechu. Pierwsi chrześcijanie wychwalali samoogołocenie się Jezusa w Jego solidarności z nami i w Jego posłuszeństwie aż do śmierci. Teresa dostrzegała i wychwalała to w Dzieciątku. Widzimy ją uwiecznioną na fotografii, jak trzyma dwa złączone wizerunki Chrystusa: jeden to poranione i krwawiące oblicze z chusty Weroniki, a drugi to chłopiec o dostojnym wyglądzie. Nie taki obraz Boskiego Dziecięcia miała na myśli Teresa. Chodziło jej o niemowlę, małe dziecko, które potrzebuje opieki, które potrzebuje zabawek – ona ofiarowała się jako "zabawka" dla jego radości. Teresa widziała dziecko, które zachowuje się irracjonalnie, jest kapryśne, bawi się zabawkami, wkłada szpilki w piłkę, nudzi się tym, odrzuca piłkę na bok i zupełnie o niej zapomina. Wszystko to brzmi dziecinnie, jeśli nie śmiesznie. Kto z nas dostrzegłby adorację w takim myśleniu o swojej relacji z Bogiem? Jednak za tymi dziecinnymi obrazami kryje się rzeczywistość niezwykle bezinteresownej miłości. Nie było nic dziecinnego w mądrej karmelitance, która była zarazem młoda i dorosła, całkowicie oddzielona od siebie, w całości poświęcona Bogu i ludziom. Teresa nigdy nie żyła jako osoba dorosła w świecie zewnętrznym, a Karmel w tamtym czasie nie oferował różnorodnych lektur, które rozwinęłyby jej wyobraźnię i emocje. Obrazy, których używała, musiały być zatem zaczerpnięte z dzieciństwa – i to dzieciństwa, które upływało w atmosferze opieki i czułości. Pomimo, że często używała słów: petit, petite, w tej wspaniałej dziewczynie nie było ani odrobiny czułostkowości.