logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Adam Z.
Ironia szczęścia
Rycerz Młodych


Bóg musi czasami użyć różnych środków, abyśmy odnaleźli prawdziwe szczęście i odkryli wartość życia.
 
 Nieszczęście w szczęściu
 
Dziś jestem szczęśliwy..., a może raczej dążę do szczęścia i tego szczęścia ciągle szukam...
Szczęścia zawsze szukałem... Myślałem, że szczęście to dziewczyna, pieniądze i dobra praca, i że nic więcej mi do szczęścia już nie jest potrzebne. Wszystko prysło w jednej chwili jak bańka mydlana. Wracając z dyskoteki, czułem się świetnie. Nacisnąłem pedał gazu... Potem... nic nie pamiętam.
Obudziłem się w szpitalu. Koszmar! Nie mogłem poruszyć ani rękami, ani nogami. Aniela, moja dziewczyna, powiedziała, że mam szczęście, że żyję. A ja wcale nie byłem szczęśliwy. Co jako sparaliżowany facet mogę zrobić? Nic! Ogarniała mnie złość. „Szczęście, że żyję” – co za ironia, po co mi takie życie?
Po rehabilitacji wróciłem do domu. Czułem się niepotrzebnym wrakiem. Zerwałem z Anielą. Nie wiem, czy mnie kochała, bo wracała kilkakrotnie, ale ja z uporem maniaka wypraszałem ją za drzwi, aby beze mnie ułożyła sobie życie.
 
Miłość za pieniądze
 
Odsunąłem się od wszystkich znajomych. No cóż... miałem wrażenie, że wszyscy kochają nie mnie, ale moje pieniądze. Zamknięty w czterech ścianach myślałem tylko o śmierci: „Tak, ona rozwiązałaby wszystkie moje problemy”.
Próbowałem skończyć ze sobą, ale mój kolega Jacek przyszedł, by mnie odwiedzić, znalazł i odratował. Znowu znalazłem się w szpitalu, tym razem psychiatrycznym. Pogłębiała się jednak we mnie depresja. Byłem nie do poznania. Schudłem prawie 20 kg, siedziałem na wózku inwalidzkim, a do tego nic mnie nie obchodziło.
Pewnego dnia jedna z pielęgniarek stanęła przy mnie i zaczęła się na mnie patrzeć.
– Co się tak na mnie gapisz jak wół na malowane wrota, czy nie widziałaś człowieka chorego? – spytałem ze złością.
– Tak – odpowiedziała. – Adam, czy mnie poznajesz? Jestem Marta. Chodziliśmy razem do liceum.
Marta! Przed oczami stanęła mi ta dziewczyna, której wyrządziłem wiele zła. Uważałem ją za „świętoszkę”, a ja..., aby ratować swoją skórę, podrzuciłem do jej plecaka narkotyki, które sprzedawałem. Z tego powodu Marta miała duże problemy. Musiała nawet zmienić szkołę.
– Marta – powiedziałem przez zęby – widzisz, czasy się zmieniły. Jestem niepełnosprawnym człowiekiem. Proszę, przebacz mi.
 
 
1 2  następna
 



Pełna wersja katolik.pl