logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Sebastian Bednarowicz
Grzech i pokuta
Miłujcie się!
fot. Aziz Acharki | Unsplash (cc)


Grzech jest dla człowieka śmiertelną chorobą. Gdy człowiek da się zwieść szatanowi – upada. Bóg pragnie pomóc wszystkim ludziom w zachowaniu czystości serca, w powstawaniu z upadków, pragnie nawrócenia grzeszników, na których oczekuje w konfesjonale. Czym jest grzech i pokuta?

 

Jedno jest tylko nieszczęście: grzech. Wszystko inne to jeno dym i pył…

 

Te słowa wypowiedziane przez św. Jana Chryzostoma (IV w.) ilustrują sąd starożytnych chrześcijan o destrukcyjnej roli, jaką sprzeniewierzenie się Bogu powoduje zarówno w ludzkich duszach, jak i w świecie.

Grzech i pokuta w starożytnej tradycji Kościoła

 

Od samego początku wyznawcy Chrystusa stawali przed jasnym, klarownym wyborem opowiedzenia się albo po stronie Boga, albo szatana. Didache i List Barnaby, chrześcijańskie pisma z I – II w., mówią wyraźnie o dwóch drogach: jedna jest drogą życia i światłości, a druga śmierci i ciemności. „Tertium non datur” – trzeciej możliwości nie ma. Chrześcijanin, aby móc nosić swe zaszczytne miano, musi wyrzec się wszystkiego, co prowadzi do złego:

A oto droga śmierci: przede wszystkim jest ona zła i pełna przekleństwa: mordy, cudzołóstwa, pożądania, rozpusty, kradzieże, bałwochwalstwo, magia, czary, rabunki, fałszywe świadectwa, obłuda, nieszczerość, przebiegłość, pycha, niegodziwość, zuchwałość, chciwość, bezwstyd w mowie, zazdrość, bezczelność, duma, chełpliwość, zanik wszelkiej bojaźni.

 

Prześladowcy ludzi prawych, wrogowie prawdy, miłośnicy kłamstwa, nieświadomi nagrody, jaką otrzyma sprawiedliwość, nie idą za dobrem, ani za sądem sprawiedliwym, czujni nie na dobro, ale na zło. Obca im jest łagodność i cierpliwość. Kochają marność, gonią za zyskiem, nie mają litości dla ubogich, obojętnie przechodzą obok udręczonych, nie znają swego Stwórcy. Mordercy dzieci niszczą przez poronienie to, co Bóg powołał do życia. Odtrącający tych, co nic nie mają, gnębiciele ciemiężonych, obrońcy bogaczy, a niesprawiedliwi sędziowie biedaków, są to grzesznicy w złym zatwardziali. Trzymajcie się, dzieci, z dala od nich wszystkich! (Didache, V.1, przekład z języka greckiego Anna Świderkówna).

 

Didache, powstałe prawdopodobnie pod koniec I w. i niemal współczesne Nowemu Testamentowi, stanowi wymowny dowód ciągłości i niezmienności nauczania moralnego Tradycji Kościoła. Nauka o grzechu i sposobach zwalczania go była rozwijana także przez późniejszych starożytnych pisarzy chrześcijańskich.

 

Szczególnie dużą wagę do rozpoznawania początków zła rodzącego się w człowieku przykładali ci wywodzący się z kręgów mniszych oraz ascetycznych. Ich obserwacje pozwoliły im wyodrębnić szereg pokus, „złych myśli”, nazywanych też namiętnościami, które przychodząc z zewnątrz, zatruwają serce człowieka.

 

Ewagriusz z Pontu (IV w.) nazywa je wprost demonami i wyróżnia pośród nich osiem rodzajów: obżarstwo, nieczystość, chciwość, gniew, smutek, acedię, próżność i pychę. Katalog ten zasadniczo przypomina znany w Kościele katolickim zestaw siedmiu grzechów (wad) głównych.

 

Świętość – naturalny stan człowieka


Celem mnicha ćwiczącego się w chrześcijańskiej doskonałości było osiągnięcie „apathei”, czyli stanu beznamiętności w stosunku do grzechu, przez Ewagriusza zwanej też „czystością serca”. Polegała ona na wyzwoleniu się od wpływu poszczególnych demonów i na powstrzymaniu się od grzechów popełnianych nie tylko czynem, lecz także myślą.

 

Według opinii Ewagriusza owa czystość serca była naturalnym stanem człowieka, swoistym zdrowiem duszy. Tylko człowiek wyzwolony z nieuporządkowanego, chorobliwego przywiązania do rzeczy stworzonych może być szczęśliwy. Chodzi więc o przezwyciężenie większych lub mniejszych nałogów i zastąpienie ich cnotami – jednym słowem o świętość.

 

Najdrożsi! Niech nikt was nie zwodzi! Najgorszym rodzajem grzechu jest niezrozumienie jego istoty. Wszyscy uznający swoje grzechy mogą zostać dzięki pokucie pojednani z Panem. Żaden z grzeszników nie jest bardziej godny pożałowania niż ten, który uważa, że nie ma czego opłakiwać.

 

– tymi słowami św. Cezary z Arles w VI w. napominał chrześcijan do poznawania istoty i zła grzechu.

 

Starożytni pisarze byli zgodni, że jego źródłem nie jest świat ani ciało, ani nawet szatan, lecz ludzkie serce i wola. Rodzi się on zawsze we wnętrzu człowieka i dopiero później jest uzewnętrzniany. Dlatego tak bardzo ważna dla walki ze złem była umiejętność rozpoznania go już w początkowych stadiach, aby jak najszybciej wykorzenić je z duszy człowieka.

 

Wschodni pisarze ascetyczni wyszczególniali najczęściej pięć etapów powstawania grzechu:

 

Wpierw pojawiają się sugestie, obrazy jakiegoś grzesznego czynu. Nie ma w tym jeszcze niczego złego. Pustelnicy egipscy przyrównują je do wiatru, którego nie uda się schwytać.


Drugim etapem jest tzw. rozmowa, a więc zatrzymanie się na grzesznej myśli, na tym etapie jeszcze bez podjęcia decyzji. Przypomina ona rozmowę biblijnej Ewy z wężem.


Kiedy taki wewnętrzny dialog zagnieździ się w sercu człowieka i trwa jakiś czas, pociąga za sobą wewnętrzną walkę, która powinna zakończyć się zwycięstwem nad pokusą.


Niestety, często się zdarza, że człowiek nie odnosi zwycięstwa, wyraża zgodę na grzeszną myśl i decyduje się ją urzeczywistnić, popełniając przez to rzeczywisty grzech.


Ostatnim, piątym etapem przenikania zła do serca ludzkiego jest nałóg, powstający w wyniku częstych upadków i trwania w grzechu.


Starożytni autorzy chrześcijańscy nie poprzestawali jedynie na opisie procesu powstawania grzechu i nałogu, ale starali się go zrozumieć, by walczyć o czystość serca w każdej sytuacji i na każdym etapie.

 

Pośród środków, jakie człowiek winien przedsiębrać w duchowej walce ze złem, naczelne miejsce zajmuje modlitwa oraz nieustanna czujność serca.

 

Posługujący się językiem greckim pisarze wskazywali na podobieństwo słów prosoche (uwaga) i proseuche (modlitwa), w symboliczny sposób łącząc w jedno te dwa aspekty relacji z Bogiem.

 

W celu skutecznego i szybkiego zwalczania pokus wspominany wyżej Ewagriusz z Pontu opracował nawet zbiór cytatów biblijnych, swoistych aktów strzelistych, podzielonych na grupy. Mnisi uczyli się ich na pamięć i wypowiadali w odpowiedniej chwili, stosownie do rodzaju pokusy.

 

W przypadku zapomnienia któregoś z nich za niezawodne w odpieraniu wszelkiego zła uznawane było wzywanie imienia Jezusa, zgodnie z obietnicą Biblii:

 

„Każdy, kto wzywać będzie imienia Pańskiego, będzie zbawiony” (Dz 2, 21).

 

Nieustanna modlitwa i świadomość obecności Bożej w połączeniu z pokorą stanowiły według doświadczonych w ascezie pustelników najlepszą broń przeciw atakom szatana.

 

Grzech – choroba, Jezus – lekarz


Niestety, niekiedy nawet mnichom zdarzały się grzeszne upadki. Autorzy starochrześcijańscy zalecali wówczas jak najszybsze wyznanie swoich win. Bardzo często porównywali pokutę do zabiegów medycznych.

 

Syryjski pisarz Afrahat, żyjący w IV w. w Mezopotamii, grzesznika przedstawia obrazowo jako zapaśnika lub żołnierza, który w walce odniósł ranę. Jeśli będzie ją ukrywać i nie pokaże jej szybko lekarzowi, niechybnie wda się gangrena prowadząca do śmierci.

 

Podobnych rad udzielał również w VI w. św. Cezary z Arles:

 

Gdy chory solidaryzuje się z lekarzem, to we dwóch zwyciężają chorobę. Gdy chory bardziej jest przywiązany do choroby niż do lekarza, to wtedy, ponieważ jest ich dwoje, lekarz jest pokonany. Ale po tym zwycięstwie umiera chory. Gdyby chory stanął po stronie lekarza, uszedłby przemijającej chorobie, gdyż w żaden sposób choroba nie mogłaby zwyciężyć dwóch przeciw niej walczących.

 

Uważnie posłuchajcie, dlaczego wam to porównanie przedstawiłem. Lekarzem jest Bóg, chorym człowiek, a chorobą grzech. Gdy grzesznik zwiąże się z Bogiem, prawdziwym lekarzem, choroba natychmiast przechodzi i chory zostaje od niej uwolniony.

 

Jeśli zaś nieszczęsny grzesznik kocha swoją chorobę, to woli się związać ze swoimi grzechami, które są niczym śmiertelne choroby, niż należeć do niebieskiego lekarza. Nie tylko nie skarży się na swoją chorobę, czyli swój grzech, ale bezwstydnie, z podniesionym czołem, stara się go bronić.

 

Wchodząc w ścisły związek ze swoimi grzechami, wydaje się, jakby zwyciężał niebieskiego lekarza. Ale przez to nieszczęsne zwycięstwo zstępuje niczym po szerokiej i wygodnej drodze do gehenny. Gdyby natomiast zechciał zgodzić się z lekarzem, to pokonawszy grzech niczym najokrutniejszą chorobę, zasłużyłby na wstąpienie do nieba drogą wąską i trudną. (przeł. ks. Antoni Żurek).

 

Odpuszczenie grzechów – cud większy od stworzenia

 

Odpuszczenie grzechów jest według św. Augustyna cudem większym od stworzenia świata. Dokonuje się ono jednak zawsze przy współudziale człowieka. Święty Cyryl, biskup Jerozolimy z IV w., ujmuje to w następujący sposób:

 

Wielkim tedy złem jest grzech, nie takim wszakże, które nie dałoby się naprawić. Jest ono ciężkie dla tego, który je na sobie niesie, ale lekkie dla tego, kto je przez pokutę odrzuca. Wyobraź sobie, że ktoś ma na dłoni rozżarzone węgle. Pieką go one tak długo, dopóki je trzyma. Z chwilą gdy je odrzuci, pozbywa się tego, co piekło.

 

Wyznanie win jest zatem najłatwiejszym i najpewniejszym sposobem zdjęcia z siebie ciężaru grzechów i nałogów. Ormiański poeta z X w. św. Grzegorz z Nareku napisał utwór, gdzie wychwala słowo „zgrzeszyłem”, którym człowiek wyznaje swoją winę, ubiegając się o łaskę przebaczenia. Nazywa je „siostrą Chrztu” i błogosławionym „słowem zdolnym odmienić wyrok ostateczny”.

 

Warto zatem z niego korzystać i pamiętać, że miłosierdzie Chrystusa było skierowane w pierwszej kolejności do celników i nierządnic, którzy rozumieli swoją zależność od grzechu i pragnęli się zeń wyzwolić, co wspaniale oddał syryjski poeta z V w. Cyryllonas w Pieśni o nawróceniu Zacheusza:

 

„Im bardziej się Zacheusz lękał,
Im mniej śmiał prosić o przebaczenie,
Tym więcej Pan się litował,
Tym więcej był dla niego miłosierny”
(przeł. ks. Wojciech Kania).

 

Pod tym względem nic się nie zmieniło w ciągu dwóch tysięcy lat: człowiek jest tak samo narażony na pokusy, tak samo podejmuje dialog z szatanem, tak samo daje się zwieść i tak samo upada. Nie zmieniło się również nastawienie Boga do grzechu, gdyż Bóg tak samo pragnie nam pomóc w zachowaniu czystości serca, w wytrwaniu w pokusie oraz w powstaniu po upadku. Tak samo jak przedtem pragnie nawrócenia grzeszników, by móc przebaczyć im wszystkie przewinienia. Na każdego, nawet największego, winowajcę oczekuje w konfesjonale. Nie chce złamać trzciny nadłamanej, ani zgasić nikłego płomyka (por. Iz 42, 2-3). Zna słabość człowieka i jest pełen miłosierdzia.


Sebastian Bednarowicz
Miłujcie się! styczeń 2020

 
 



Pełna wersja katolik.pl