logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Josh McDowell
Fundamenty wiary
Księgarnia Św. Jacka


redakcja: Katarzyna Solecka, Piotr Werwiński
opracowanie graficzne: Bożena Pietyra
tłumaczył: Daniel Kondzielewski
nr ISBN: 83-7030-493-1
Księgarnia Świętego Jacka, 2006
oprawa: miękka
format: 152 x 228
liczba stron 288
Kup tą książkę

 
CZĘŚĆ CZWARTA ZMARTWYCHWSTANIE: BÓG CHCE, BYŚMY MU ZAUFALI BEZ WZGLĘDU NA WSZYSTKO
 
ROZDZIAŁ 12
 
On żyje!
 
– Dzięki, że przyszedłeś, Alan – powiedziała Liza, ruchem ręki zapraszając go, aby usiadł.
– Ostatnie wydarzenia muszą być dla ciebie bardzo trudne – włączył się Dawid, siadając na kanapie obok chłopca – I nie do końca wiem, co powiedzieć.
– Nie musicie nic mówić – stwierdził Alan. – Jesteście najlepszymi przyjaciółmi, jakich mam, zresztą nie ma tu o czym dyskutować. Lekarze powiedzieli, że to nieuleczalne i koniec.
– Ale chyba właśnie o to mi chodzi – odpowiedział Dawid. – Niewiele możemy zrobić… tylko modlić się.
– Nie chcę być nie w porządku wobec Boga, ale… – Alan z wahaniem wzruszył ramionami – „Ale to nie pomogło z Angie. Z jakiegoś powodu nie chciał zachować jej przy życiu, więc nie spodziewam się, żeby chciał zachować moje. Chłopak spuścił głowę zamyślony.
Zapadła pełna napięcia cisza, którą w końcu odważyła się przerwać Liza:
– Może nie znamy się na tym, ale przecież nie można tracić nadziei.
Alan podniósł głowę i spojrzał przez okno, aby ukryć napływające mu do oczu łzy.
– To dręczy moich rodziców – powiedział. – Mama nie może przestać płakać. Jeszcze kilka dni temu powiedziała mi, że zabrano jej małą córeczkę i że tylko ja jej zostałem. A teraz te wyniki… Nie boję się śmierci. Wiem, że spotkam się z Angie – przerwał i niecierpliwym ruchem wytarł łzę, która spłynęła mu po policzku. – Ale miałem tyle planów, rozumiecie? Tata i ja zamierzaliśmy w te wakacje pojechać w góry; a teraz on nie sądzi, żeby to był dobry pomysł, że niby muszę oszczędzać siły... Myślałem o pójściu na studia. A Carrie i ja naprawdę się zaprzyjaźniliśmy. To znaczy, no, myślę, że ją kocham. Sądziłem, że naprawdę mam przyszłość, a… – przełknął ślinę, z jego oczu znów popłynęło kilka łez – …a najprawdopodobniej w przyszłym roku o tej porze będę tylko wspomnieniem. – Jego głos był ledwie słyszalny. – To po prostu nie ma sensu – zakończył.

 



Pełna wersja katolik.pl