logo
Środa, 24 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bony, Horacji, Jerzego, Fidelisa, Grzegorza – wyœlij kartkę


 Czuję się jak obywatel i katolik drugiej kategorii.
Autor: Córka (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2020-02-04 23:43

Witam Was serdecznie,
Doświadczam bardzo wielu złych rzeczy. Przemocy. Jest to przemoc wymierzona przede wszystkim w moją wiarę, miłość do siebie samej i innych osób, w relacje z najbliższymi - praktycznie w każdą, która jest choćby trochę istotną, która mogłaby być dla mnie ostoją.
Towarzyszy mi lęk o własne bezpieczeństwo, własne granice oraz o własne życie.
Nie ma dnia, żebym nie poczuła się dotknięta, upokorzona, wyśmiana. Czytałam co nieco na temat wpływu myśli, emocji, ale w tym przypadku duże znaczenie ma to, jak wyglądam.
Nic już nie pomaga.
Mam wrażenie, że jestem bezbożna, zła. Wysyłam sobie naprawdę przykre komunikaty. Ciągle coś nie tak. Ciągle ktoś ma pretensje, pomimo, że naprawdę zajmuję się wieloma rzeczami. Im więcej wykonam zadań, tym więcej pretensji, że coś pozostało do zrobienia.
Zauważam także, że inne osoby wysyłają mi komunikaty w stylu: cierp, pracuj ponad siły, nie doceniamy Cię, nie kochamy, nie masz nic mądrego do powiedzenia, na niczym się nie znasz, itp. Czasami natykam się na myśl, że dużo energii pochłaniają te walki duchowe. Toczę bowiem walkę i to mimo woli.
Pojawiały się myśli, by nie iść na mszę. To tak, jakby komuś naprawdę zależało, bym odstąpiła z Kościoła. Jakby to, że opuszczę mszę miało stanowić pomoc lub rozwiązać jego problem. Jakby ułatwiło mu działanie. Stwarzało pole do działania.
Czuję się duchowo maltretowana. Odczuwam to jako działania zmierzające do wykreślenia mnie jako człowieka wierzącego, posiadającego miłość i łaskę Boga, dobre imię. Na dodatek, pomimo, że nie rozmawiam z osobami, które mogłyby mieć takie intencje, czuję się zubożona.
Czuję się wtłaczana do starej roli na zasadzie: "ona to..", "ona lubi to...". Niby nie ma w tym nic złego, ale brakuje mi powietrza, miejsca, przestrzeni do rozwoju jako człowieka. Stare przekonania, które zakorzeniły się wiele lat temu, dziś są obce. Tak, miałam złe przekonania na swój temat. Byłam dla siebie okrutna, snułam złe plany, wyobrażenia. Widziałam się w roli gorszej, brzydkiej, ohydnej, nieakceptowanej i niestety nie godnej miłości innych. Ich pomocy.
Były w moim życiu konkretne sytuacje, gdzie nie została mi udzielona pomoc, gdzie spotykałam się z nieakceptacją, błędnymi przekonaniami, oskarżeniami i naruszaniem moich granic - nie tylko granic prawnych. Nie szanowano także mojego prawa do równości, spokoju. Przedstawiano mi rzeczy, które na danym etapie mojego życia nie powinne być mi znane.
Regularnie chodzę do Kościoła, mam chwile zwątpienia, ale największe pojawiły się tylko wśród znanych mi osób. Czytam regularnie Pismo Święte, pomagam innym, jestem wolontariuszką. Mimo to, sytuacje, gdzie jestem krzywdzona, gdzie lekceważone są moje prawa, moje dobra wciąż się pojawiają. Mówię tu o moich prawach do rozwoju, nauki, bezpieczeństwa, do tego, by inni przestrzegali prawa. Widzę w ich zachowaniu złośliwość. Czuję się jak obywatel i katolik drugiej kategorii.
Jak skutecznie mogę poczuć obecność Boga w moim życiu? Jak skutecznie mogę egzekwować swoje prawa i nie bać się, że powtórzę ich błędy? Jak mam zapobiec temu, że jestem raniona. Jak mam zapobiec pojawiającym się myślom, słowom? Jak mam chronić swoje granice, także te duchowe, związane z wiarą?

 Re: Czuję się jak obywatel i katolik drugiej kategorii.
Autor: Estera (---.147.100.79.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl)
Data:   2020-02-11 01:32

Pytanie raczej do psychologa niż na katolickie forum.

 Re: Czuję się jak obywatel i katolik drugiej kategorii.
Autor: Invisible (---.dynamic.chello.pl)
Data:   2020-02-12 10:31

Wyobrażam sobie, jak musi być Ci ciężko. Takie doświadczenia bardzo rzutują na to, jak sami potem siebie postrzegamy. Nie masz łatwo, ale i tak robisz dużo dobrego, pomagasz innym, bierzesz udział w wolontariacie, regularnie spotykasz sie z Bogiem.

Nie czuję się na tyle kompetentna aby udzielić dobrych rad, ale wiem jedno: Bóg Cię naprawdę kocha. On Cię zna, zna Twoje wnętrze, zna wszystkie Twoje radości i smutki. Na pewno cieszy się, że niesiesz pomoc potrzebującym.
I kocha Cię taką, jaka jesteś, niezależnie od Twojego charakteru, wyglądu (i wszystkiego innego!).

Jedynie zastanawiam się... skoro w gronie bliższych Ci osób spotkałaś się z błędnymi przekonaniami, są to sprawy dotyczące Twojego wyglądu (masz np inne pochodzenie stąd inny kolor skóry? ) a może chodzi o orientację seksualną?
(pisałaś też o równości więc skojarzyło mi się pochodzenie i orientacja) Czy może o coś innego?

A czy masz jakąś jedną zaufaną, bliską osobę, która Cię rozumie? Z którą możesz czasem porozmawiać?

A może rzeczywiście, tak jak Estera pisze, dobrze byłoby iść do psychologa, żeby poradzić sobie z negatywnymi przekonaniami na temat siebie i żeby uzbroić się w mechanizmy które pomogą Ci się obronić i uniknąć przykrości?

Módl się do Boga ciągle, o to abyś poczuła Jego Miłość i Obecność, aby wreszcie nadszedł dobry czas :)

 Odpowiedz na tę wiadomość
 Twoje imię:
 Adres e-mail:
 Temat:
 Przepisz kod z obrazka: