logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Eugene Peter Koshenina i O. Robert DeGrandis SSJ
Droga Krzyżowa
Wydawnictwo Mateusza


Wydawca: Wydawnictwo Mateusza
rok wydania: 2010
ISBN: 978-83-924003-0-1
format: 145x205
stron: 200
oprawa: miękka


 

Kup tą książkę

 

Czy Lucyfer miał rację?

Musi to jednak jakoś pogodzić ze swoją ogromną wolą bycia posłusznym Ojcu, aby umrzeć za rodzaj ludzki dla odkupienia wszystkich, którzy tego pragną. Jezus również, po ludzku, obawia się, że nie zadowolił w pełni Swojego Ojca. Czy Lucyfer miał rację, czy nie? Czy On, Jezus, uczynił wszystko, co mógł, czy czegoś nie dopełnił? Czy zgrzeszył? Czy Jego Ojciec jest zadowolony z Jego dzieła?

Myśli Jezusa zostają przerwane podejściem Maryi. Jej ręce są przyciśnięte do serca i niemal upada, kiedy woła bardzo żarliwie, bardzo czule, uderzająco smutnym, cichym głosem: Synu! Jest to słowo nad słowami, walka nad walkami, krzyk nad krzykami. Jest jak miecz, który przeszywa serce Jezusa. Łkanie Maryi jest jak beczenie małego, zagubionego jagnięcia, które nagle zdało sobie sprawę, że brakuje jego Matki i woła w strasznej udręce tak, jak tylko małe potrafi. Dwie pozostałe Marie, słysząc ten krzyk, są całkowicie zdruzgotane! Maryja przypomina sobie, jak w Wieczerniku długo błagała Jezusa, aby mogła zająć Jego miejsce w cierpieniu, ale On nie chciał na to pozwolić. Teraz opłakuje w milczeniu porażkę swojego najgłębszego pragnienia, ten brak zgody ze strony jej Niebieskiego Ojca, Jego ukochanego Syna i Ducha Świętego.

Maryja unosi ramiona, pragnąc uściskać Syna, ale nie może tego uczynić z powodu krzyża i z żalem odstępuje od tego zamiaru. Jest całkowicie pokonana, zniszczona. W rozpaczy jej ramiona opadają na boki, a głowa pochyla się ku przodowi; jej niespełniony gest rozdzierającej serce miłości. Może teraz tylko patrzeć na swojego Syna. Nie może Mu już pomóc. Drżąc, usiłuje dzielnie powstrzymać łzy, spływające po jej twarzy, ale bezskutecznie. Tryskają jak dwie rzeki boleści. Potem próbuje pocieszyć Jezusa, uśmiechnąć się trochę. Jezus również próbuje się uśmiechnąć. Wyschniętymi, popękanymi, zdruzgotanymi i krwawiącymi wargami, Jezus wciąż próbuje rozpaczliwie pocieszyć Swoją matkę nawet w Swojej udręce. Jego wygląd staje się coraz bardziej okropny. Te włosy, których Mu nie wyrwano, są mokre i lepkie od krwi, potu i żółtawobiałego płynu; niektóre wyschły i zmatowiały. Jezus wygląda jak obdarty, ranny, nadworny błazen, czarny od kurzu, z czerwonymi i białymi smugami stworzonymi na jego twarzy i ciele przez spływającą krew i pot. Maryja widzi teraz w pełni stan Jezusa, spada to na nią jak głaz. Widzi, że nie może Go ani objąć, ani pocałować. Najlżejszy dotyk może sprawić jej Synowi ogromny ból. Zatem dla Jego dobra rezygnuje ze swego pragnienia. Tylko jej udręczone serce może Go teraz pocałować. Ich oczy wyrażają niewyobrażalną miłość, prostą miłość małego chłopca do swojej matki i czułą miłość matki do jej umierającego, młodego Syna. Spoglądają z miłością w swoje oczy ze smutnym pocieszeniem, z bólem przytulając swoje dusze.

Nawet okrutni, twardzi, rzymscy żołnierze są poruszeni litością na widok sceny, która się przed nimi rozgrywa. Popadają w melancholię. Przez chwilę ogarnia ich wspomnienie ich własnych matek i przez krótki czas zatapiają się w przeszłości. Znów są małymi chłopcami, zanurzając się w swoich emocjach. Wspominają, jak inne było życie, jakie było zabawne w czasach dziecięcych. Ach, jacy byli wtedy niewinni. Ale wyrośli na mężczyzn i w młodym wieku, nie znając prawie świata, byli trenowani do okrucieństw wojny, a potem wysłani do "ekscytujących", odległych miejsc.

Wypełniali rzymską wojenną sprawiedliwość uczciwie, szybko, nieodwołalnie i okrutnie. Niewielu z nich dostrzegało wielką bezcelowość całego tego zabijania. Ale dlaczego  to się stało? Życie nie miało być takie: tak niesprawiedliwe, pozbawione chwały, okropne. Czule wspominali swoje ostatnie pożegnania z kochającymi matkami, ojcami, braćmi i siostrami. Jakże tęsknią za domami swego dzieciństwa i przyjaciółmi...

Ale rzymscy żołnierze szybko odzyskują spokój. Wzmagają czujność, kiedy motłoch pcha się do przodu, spychając Maryję na bok, jak przestępcę. Obserwują tę część tłumu, która z bliska szydzi z Maryi i wygwizduje ją, miotając niewyobrażalne obelgi. Te węże nie uszanują dziś niczego! Szymon podniósł krzyż Jezusa i jako że jest silniejszy, będzie dźwigał większą część jego ciężaru. Jezus rozluźnia linę ściśniętą na swojej szyi tak, że może lepiej oddychać. Próbuje otrzeć Swoją twarz rękawem, ale Jego rękaw jest tak brudny i mokry, że to nic nie daje.


 



Pełna wersja katolik.pl