logo
Sobota, 20 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Agnieszki, Amalii, Teodora, Bereniki, Marcela – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Piotr Napiwodzki
Czytając Bergoglio
Znak


Oczywiście, że tego typu poglądy czy gesty skierowane w stronę ubogich nie czynią jeszcze z nikogo teologa wyzwolenia. Zresztą Bergoglio już jako papież powiedział wprost, że chce „Kościoła dla ubogich”, co dla każdego, kto zetknął się z teologią wyzwolenia, brzmi w stosunku do niej polemicznie. Przynajmniej bowiem od czasów słynnej książki Leonarda Boffa pt. Kirche: Charisma und Macht (Kościół: charyzmat i władza) teologia wyzwolenia podkreśla, że nie chodzi o Kościół dla ubogich, ale o Kościół ubogich. Nikt raczej nie podważa faktu, że przez całą swoją historię Kościół w różny sposób troszczył się o ubogich. Nawet gdy przyjmował najbardziej wielkopański i arystokratyczny kształt, zawsze wspierał, pomagał, leczył. Nowością teologii wyzwolenia jest jednak tworzenie Kościoła z ubogich, aby był to ich Kościół, a nie Kościół od czasu do czasu, chociażby nawet bardzo często, pochylający się nad nimi. Bergoglio swoją deklaracją wyraźnie odcina się od idei tak zwanych wspólnot bazowych, które według klasyków teologii wyzwolenia mają stawać się zaczątkiem nowego Kościoła.

Jest jednak zarówno wiele metodologicznych wspólnych punktów wyjścia, jak i wiele wspólnych konkluzji. Najbardziej charakterystyczny wniosek, do którego dochodzi Bergoglio, stanowi postulowana przez niego konieczność odejścia od wizji Kościoła będącego jedynie strukturą regulującą wiarę, trzymającą ją w ryzach i administrującą. Chodzi o przejście do takiego rozumienia Kościoła, w którym jawiłby się on jako wspólnota przekazującą wiarę i ją ułatwiająca. Kościół nie powinien się koncentrować na sobie samym, gdyż swoją żywotność czerpie z otwarcia na świat. Ostrzeżenie przez kościelnym narcyzmem i walka z klerykalizacją Kościoła to także jeden z przewodnich motywów teologii wyzwolenia, który jest też wyraźnie obecny w myśleniu Bergoglio.

Polityka i utopia

Teologia Bergoglio jest mocno osadzona w kontekście politycznym. Jest to oczywiście kwestia wyboru konkretnego sposobu uprawiania teologii w łączności z obecną sytuacją panującą w Argentynie i całym jej historycznym balastem. Podstawy są jednak jasne: każde głoszenie wartości religijnych niesie ze sobą konotacje polityczne, a religia czy teologia nie mogą odrywać od spraw tego świata. Wszyscy jesteśmy wezwani do działania politycznego. Jako ludzie wierzący mamy przecież tworzyć nowy Lud Boży, a tu potrzebna jest właśnie polityka. W takim ujęciu Bergoglio nie jest daleki od wypracowanego w niemieckojęzycznej teologii pojęciu eklezjologii jako chrześcijańskiej politologii. Politykę zresztą należy według Bergoglio zrehabilitować i ukazać jej wartość jako wyższej formy społecznej miłości. Współczesna europejska retoryka religijna idzie często w odwrotnym kierunku: należy przede wszystkim wystrzegać się w kościołach polityki. Nic dziwnego, że poglądy Bergoglio mogą wydawać się w tej perspektywie czymś bardzo egzotycznym. Ciekawe więc, jak z tą częścią refleksji obecnego papieża uporają się religijne autorytety naszych czasów.

W tle wątków społeczno-politycznych pobrzmiewa fascynacja jezuickimi redukcjami w Ameryce Południowej, czyli religijno-społecznym eksperymentem dążącym do zbudowania społeczeństwa doskonałego, który w XVII i XVIII w. doprowadził do powstania kwitnących wspólnot chrześcijańskich złożonych z nawróconych Indian . Dla wielu było to zamierzenie utopijne. Tu jednak kolejna niespodzianka w myśleniu Bergoglio. Utopia nie jest dla niego czymś negatywnym, bo – jak to określa – utopie pozwalają wzrastać . Trudno nie dostrzec w tym wpływu cytowanego przez Bergoglio w innych kontekstach jego współbrata, Henri de Lubaca, który tak pisał o utopii: „W tych pięknych snach nie wszystko było jedynie iluzją (…). Jeśli wszelkie utopijne wizje są nieszczęściem, to odrzucenie Ducha również nim jest” . Utopie wypływają z ludzkich tęsknot i nadziei, a nadzieja z kolei jest strukturą chrześcijańskiej drogi. Chociaż wymaga przede wszystkim cierpliwości i ma w sobie coś biernego, bo jest w końcu darem od Boga, to jednak nie może być kwietystyczną biernością wobec ludzkich problemów.

W każdym razie, Kościół nie może wycofać się z zadania tworzenia lepszego społeczeństwa i angażowania się w świat, który nie jest ani czymś wrogim i obcym, ani statycznym i niewartym zainteresowania. Chrześcijanin ma odważnie włączać się w historię, a Kościół jako całość powinien towarzyszyć rozwojowi ludzkości. Bergoglio nie boi się pytań o to, czy świat i ludzka cywilizacja postępują naprzód . Tego typu zagadnienia przynależące do dziedziny realizującej się eschatologii nie są zbyt często podejmowane przez współczesną refleksję teologiczną. Odpowiedź na te pytania jest według Bergoglio niejednoznaczna, gdyż istnieją siły łączące, prowadzące do harmonii i jedności, ale także i inne siły, które wprowadzają chaos, rozbicie i nieporządek. Człowiek nakierowany na transcendencję, lub – innymi słowy – człowiek nie zapominający o tym, że jest na drodze do zrealizowania się obietnicy danej przez Boga, świadomie odnajduje się pomiędzy tymi dwiema siłami i z całą mocą wspiera to, co jednoczy i łączy. Bycie włączonym w ten świat nie oznacza w żadnym wypadku, że należy według kryteriów tego świata żyć, gdyż podstawą pozostaje jedyne i niepowtarzalne doświadczenie religijne zarysowujące właściwe perspektywy.

Nowość św. Franciszka

Z jednej strony chrześcijaństwo musi wystrzegać się fundamentalizmu, gdyż według Bergoglio czyha w nim niebezpieczeństwo zredukowania Boga do bytu, którym można manipulować za pomocą przepisów. W gruncie rzeczy fundamentalizm oddala od Boża żywego, gdyż jest formą umowy kupna-sprzedaży opartej na mniej lub bardziej rozbudowanym rytualizmie. Z drugiej zaś strony chrześcijaństwo ma przynosić nowość, jak uczynił to w swoich czasach chociażby św. Franciszek, ukazując nową koncepcję chrześcijańskiej postawy wobec luksusu i pychy wielkich tego świata, tak świeckich, jak i duchownych . To zaś w jakimś stopniu realnie zmieniło historię świata. Bergoglio rzeczywiście nie napisał dotychczas grubych tomów wypełnionych teologicznymi spekulacjami. Nie znaczy to jednak, że uprawiana przez niego teologia nie niesie w sobie poważnej pożywki dla odkrywania nowych intelektualnych i duchowych horyzontów. Być może uda nam się o tym jeszcze przekonać.

Piotr Napiwodzki
 
 



Pełna wersja katolik.pl