logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Clive Staples Lewis
Cztery miłości
Wydawnictwo Media Rodzina


Wydawca: Media Rodzina
Rok wydania: 2010
ISBN: 978-83-7278-401-8
Format: 12,5x19,5
Stron: 174
Rodzaj okładki: miękka
 
Kup tą książkę

 

Wzniosłość i straszliwość miłości


Nawet najsurowsza feministka niepotrzebnie zazdrości mojej płci korony, którą nosimy w ramach tego misterium, czy to w aspekcie pogańskim, czy chrześcijańskim. W tym pierwszym przypadku korona jest z papieru, w tym drugim - z cierni. Prawdziwe małżeństwo nie polega na tym, że mężowie zbyt gorliwie będą się domagać cierniowej korony, lecz że pozwolą ją nosić żonie (ewentualnie ją to tego zmuszą).

Od seksualności jako cielesnego elementu miłości erotycznej chciałbym teraz przejść do miłości erotycznej w sensie pełnym. Zauważmy przy tym, że powtarza się tu pewna prawidłowość. Otóż tak jak seksualność istniejąca w ramach miłości erotycznej naprawdę wcale nie stawia sobie za cel przyjemności, tak też miłość erotyczna bynajmniej nie stawia sobie za cel szczęścia. Może nam się tak wydawać, jednak w chwili próby okazuje się inaczej. Każdy wie, że nie ma co próbować dwojga kochanków zniechęcić do siebie nawzajem, dowodząc, że ich małżeństwo będzie nieszczęśliwe.

Nie posłuchają nas nie tylko dlatego, że nam nie wierzą, choć nie wątpię, że najczęściej rzeczywiście nie uwierzą. Jednak gdyby nawet uwierzyli, nie dadzą się zniechęcić. Oto właśnie oznaka miłości erotycznej, że pod jej wpływem wolimy cierpieć brak szczęścia razem z ukochaną osobą, niż cieszyć się szczęściem bez niej. Nawet ludzie dojrzali i doświadczeni życiowo, którzy mają świadomość, że złamane serca potrafią się goić i którzy rozumieją, że wystarczy się uzbroić w cierpliwość i znieść obecne cierpienie rozstania, a za dziesięć lat będą prawie na pewno szczęśliwsi niż w małżeństwie - nawet oni nie zechcą się rozstać.

Dla miłości erotycznej wszelkie takie kalkulacje są bez znaczenia, tak samo jak brutalnie chłodna refleksja Lukrecjusza nie ma wpływu na seksualność. Nawet kiedy nie da się nie zauważyć, że małżeństwo z ukochaną osobą nie może prowadzić do szczęścia - kiedy nie oferuje ono innego życia niż opieka nad nieuleczalnym inwalidą, borykanie się z beznadziejną biedą, wygnaniem czy hańbą - miłość erotyczna bez wahania stwierdza: "Lepszy brak szczęścia z nią niż szczęście bez niej. Choćby i serce miało pęknąć, byle tylko razem". Jeśli głos, który w sobie słyszymy, mówi kooperacja inaczej, nie jest on głosem miłości erotycznej.

Oto wzniosłość i straszliwość miłości. Zauważmy jednak przy tym, że wzniosłość znowu sąsiaduje tu z lekkością i skłonnością do zabawy. Tak samo jak seksualność, miłość erotyczna jest przedmiotem niezliczonych żartów. Nawet kiedy sytuacja dwojga kochających się osób jest tak tragiczna, że postronny widz nie może się powstrzymać od łez, oni sami - czy to w biedzie, czy szpitalu, czy w więzienny dzień odwiedzin - są zaskoczeni wesołością, od której widzowi (ale nie im samym) kraje się serce. Nic bardziej błędnego niż pomysł, że śmiech z drugiej osoby musi być zawsze nieprzyjazny. Dopóki zakochani dorośli nie mają dziecka, z którego mogliby się śmiać, zawsze będą się śmiali z siebie nawzajem.

W tej właśnie wzniosłości ukrywa się zarodek niebezpieczeństwa miłości erotycznej. Miłość jawi się jako bogini, a towarzyszące jej całkowite oddanie i pogarda dla szczęścia czy własnej korzyści robią wrażenie przesłania z wiecznego świata. A przecież miłość erotyczna sama w sobie nie może być głosem samego Boga. Przy całej swej wzniosłości i pogardzie dla jednostkowych potrzeb może ona popychać człowieka nie tylko do rzeczy dobrych, ale i złych. Nie ma nic płytszego d przekonania, że miłość prowadząca do życia w grzechu jest zawsze jakościowo niższa - bardziej zwierzęca i trywialna - niż ta, która zmierza do wiernego, owocnego i chrześcijańskiego małżeństwa.

Miłość, która wiedzie do najbardziej okrutnych i wiarołomnych związków z towarzyszącymi jej samobójstwami i morderstwami włącznie, raczej nie jest kapryśnym pożądaniem ani uczuciem od niechcenia. Miewamy tu do czynienia z miłością erotyczną w całym jej przepychu - rozpaczliwie szczerą, gotową do każdej ofiary z wyjątkiem wyrzeczenia się drugiej osoby. Niektórzy myśliciele i ich naśladowcy uznawali głos miłości erotycznej za autentycznie transcendentny i próbowali uzasadniać absolutny charakter jego żądań. Platon twierdził, że zakochanie jest wzajemnym rozpoznaniem się na ziemi dusz, które zostały dla siebie wybrane w poprzednim, niebiańskim istnieniu. Poznanie ukochanej osoby to zrozumienie, że "kochaliśmy się przed narodzeniem".

Jeśli potraktujemy to stwierdzenie jako mit, pięknie wyraża ono uczucie, które kochające się osoby żywią wobec siebie nawzajem. Gdybyśmy jednak chcieli je zrozumieć dosłownie, mielibyśmy do czynienia z pewną kłopotliwą konsekwencją - otóż musielibyśmy dojść do wniosku, że w owym zapomnianym przez nas życiu niebiańskim panuje taki sam bałagan jak na ziemi. Zdarza się bowiem, że miłość erotyczna łączy najbardziej niedopasowanych partnerów; wiele nieszczęśliwych małżeństw – i to takich, które od początku zapowiadają nieszczęście - zaczyna się od znalezienia w miłości erotycznej swojej "drugiej połówki".

W obecnych czasach łatwiej jest zaakceptować inną teorię, którą można by określić jako romantyzm w duchu Shawa, choć sam George Bernard Shaw wolałby pewnie określenie "romantyzm metabiologiczny". Według niego miłość erotyczna przemawia głosem élan vital, siły życiowej, którą nazywał też "apetytem ewolucyjnym". Ogarniając taką czy inną parę ludzi, siła życiowa poszukuje rodziców (albo przodków) dla przyszłego nadczłowieka. Sile tej obojętne są takie kwestie jak szczęście obojga kochanków czy zasady moralności, jej celem jest bowiem rzecz, którą Shaw uznaje za coś znacznie ważniejszego, to jest przyszła doskonałość naszego gatunku. Jeśli jednak sprawy rzeczywiście tak się mają, trudno zrozumieć, czy powinniśmy być posłuszni impulsom siły życiowej - a jeśli tak, to dlaczego.

Te obrazy nadczłowieka, które nam przedstawiano do tej pory, są tak odpychające, że należałoby wręcz z miejsca ślubować celibat, aby uniknąć ryzyka spłodzenia podobnego monstrum. Po drugie, teoria ta prowadzi nieodparcie do wniosku, że siła życiowa sama za bardzo nie wie, jak ma się wziąć do rzeczy. Z tego, co widać, nie wydaje się, żeby obecność czy siła miłości erotycznej między dwojgiem ludzi gwarantowały im posiadanie potomstwa, nie mówiąc nawet o potomstwie jakiejś szczególnej jakości. Receptą na wspaniałe dzieci są dwie dobre linie krwi (mówiąc językiem hodowców), a nie dwoje bardzo zakochanych ludzi.

A poza tym cóż takiego porabiała właściwie siła życiowa przez te wszystkie niezliczone pokolenia, kiedy płodzenie dzieci zależało w bardzo niewielkim stopniu od miłości erotycznej, a w przeważającym - od małżeństw ustalanych przez rodziców, niewolnictwa i gwałtu? Czy dopiero teraz wpadła na genialny pomysł, jak ma się zabrać do ulepszania gatunku ludzkiego?


 



Pełna wersja katolik.pl