logo
Czwartek, 18 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Apoloniusza, Bogusławy, Gościsławy – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Marcin Jakimowicz
Co wystaje spod nogi Matce Boskiej?
Ruah


 A co tam wystaje spod nogi Matce Boskiej? – Marta zadarła nosek w górę. Przechodziliśmy przez skwer przy ul. Bytomskiej. Przed nami stała odnowiona figura otoczona ślicznymi, kolorowymi kwiatami. Marta obiegła figurę dokoła. „Widzę, widzę, to wąż! Tu ma głowę, a tu pupę... A dlaczego Matka Boska go przygniata?”.
 
Maryja depcze głowę węża. Pokora nie pozwala pysze unieść zbyt wysoko łba.
 
Jeśli zapytamy przeciętnego polskiego katolika, kto narażony jest najbardziej na działania demona, ten, bez zmrużenia oka, odpowie: prostytutki, narkomani i młodzież na Woodstocku. Tymczasem Pismo Święte mówi wyraźnie: najbardziej znienawidzeni są ci, którzy są najbliżej Boga! Pamiętam zdziwioną minę znajomej, której opowiadałem o potężnych życiowych zawirowaniach i duchowych rozterkach pewnego zakonnika. „On? Przecież on jest tak blisko Boga!” – pokręciła niedowierzająco głową. Właśnie. Jest blisko Boga. Jak niegdyś szatan, najdoskonalszy z aniołów, stojący przy samym tronie. Przechadzał się po Edenie, był odbiciem doskonałości Jahwe.
 
Im bliżej Pana, tym mocniejsze ataki Złego. Przekonali się o tym boleśnie o. Pio, Marta Robin, Mała Tereska, brat Albert, Faustyna… Każdy święty przeżył to na własnej skórze. Kiedy przeczytałem 31 rozdział księgi Ezechiela (przeczytaj go, proszę, by zrozumieć o czym piszę!), zobaczyłem po raz kolejny jedno: upadek szatana spowodowany był tym, że był on przepięknym, wielkim, czystym duchem, lecz zamiast oddać chwałę Panu, zawłaszczył ją sobie. Wysoki cedr został ścięty, przestał istnieć na zawsze. Dlaczego? Przecież czerpał wodę z rajskich źródeł, karmił się Słowem Boga, odbijał chwałę Najwyższego, a w jego gałęziach ptaki powietrzne (Biblia tak nazywa aniołów) budowały swe gniazda! Był tak doskonały, że „zazdrościły mu nawet inne drzewa Edenu” (czy można znaleźć lepszą metaforę?). Został strącony „ponieważ tak wysoko wyrósł, a wierzchołek swój podniósł aż do chmur i serce jego wbiło się w pychę z powodu własnej wielkości” (Ez 31, 10). Serce Lucyfera stało się „wyniosłe z powodu jego piękności” (Ez 28, 17).
 
Ten tekst bardzo mocno mnie dotknął. Moje życie układa się podobnie. Większość moich „sukcesów” wypływa z pisania o Słowie Bożym albo kontaktu z ludźmi, którzy mają silne doświadczenie obecności Boga. Pamiętam jak dotknęło mnie proroctwo wypowiedziane nade mną przed kilkunastu laty na rekolekcjach w Białce: „Nie patrz na siebie, patrz w dal, a odnajdziesz mnie”. A słowa o. Augustyna, który widząc mnie po raz pierwszy szepnął: „Uważaj na siebie”? Prawda jest bolesna: sam jestem dla siebie największym zagrożeniem.
 
Kiedy leżałem pobity na ulicy, w mojej głowie krążyło zapewnienie Boga, które kilkanaście minut wcześniej usłyszałem na diakonii: „Kto was dotyka, dotyka źrenicy mojego oka” (Za 2,12). On był wówczas ze mną, cierpiał ze mną, czuł mój ból! A gdy przed dwoma miesiącami na spotkanie ze mną przyjechały z daleka młode piękne dziewczyny, długowłosi „załoganci” ustawili się po autografy, a księża, podwożąc mnie na dworzec PKP opowiadali, że nawrócili się dzięki moim książkom? Do czego wówczas potrzebny był mi Bóg? Mógł mi tylko popsuć świetnie rozpoczęte wakacje. Pamiętam, że jedynymi osobami, które się wówczas zaniepokoiły, byli bracia i siostry ze wspólnoty. „Uważaj!” – szczerze się zmartwili. Uważać? Na co? Przecież kontroluję sytuację. Dam sobie radę!
 
 
1 2  następna
 



Pełna wersja katolik.pl