logo
Czwartek, 18 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Apoloniusza, Bogusławy, Gościsławy – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Roman Zając
Co robił Jezus w Wielką Sobotę?
Stacja 7
fot. Samuel Zeller | Unsplash (cc)


Co się działo z Jezusem między śmiercią a zmartwychwstaniem? Ustalmy fakty
 
Na początek ustalmy ścisłe fakty. Jezus umarł na krzyżu w piątek około godziny 15. – nazywanej godziną dziewiątą, bo według Żydów nowy dzień zaczynał się o szóstej rano (por. Mk 15, 33n, Łk 23, 44). Martwe ciało Jezusa złożono do grobu. Potem trzeciego dnia okazało się, że ciało w tajemniczy sposób zniknęło z grobu, a uczniowie zaczęli w różnych okolicznościach i miejscach spotykać Zmartwychwstałego Jezusa. A co się działo z Jezusem między śmiercią a zmartwychwstaniem? Czyli, co właściwie Jezus robił w Wielką Sobotę?
 
Oczywiście można powiedzieć, że spoczywał w grobie… Ale tak naprawdę spoczywało tam Jego ciało, czyli – mówiąc dosadnie – zwłoki trupa. O tym co się dzieje z ciałem bezpośrednio po śmierci możemy się dowiedzieć z podręczników medycznych. Między innymi następuje gwałtowne oziębianie się ciała, stężenie pośmiertne, pojawiają się plamy opadowe, czyli krew, która przestała krążyć, podlegając prawom ciążenia osiada w najniżej położonych częściach ciała… i tak dalej.
 
Jezus, wcielony Bóg, jako człowiek posiadał ludzką duszę, tyle że zjednoczoną w jakiś niepojęty dla nas sposób z Boskim Logosem. Dusza Jego nie przebywała oczywiście w martwym ciele, czekając na niedzielę.
 
W sensie teologicznym śmierć definiujemy przecież właśnie jako odłączenie duszy od ciała, drastyczne rozdarcie tego, co tak naprawdę jest jednością. Dlatego wierzymy w ciał zmartwychwstanie na końcu czasów, co oznacza tak naprawdę wiarę, że nasze dusze ponownie zostaną przyobleczone w przemienione ciało, bo  stan oddzielenia duszy od ciała jest nienaturalny, niezgodny z naszą ontyczną strukturą i dlatego musi być czasowy.
 
Co zatem działo się z duszą Jezusa przed ponownym zjednoczeniem z ciałem przemienionym w ciało uwielbione?

Jezus i Dyzma

Jezus sam uchylił rąbek tajemnicy w rozmowie z Dobrym Łotrem, ukrzyżowanym obok Niego na Golgocie. Ten człowiek według apokryfów nazywał się Dyzma. Nie zrobił za życia ziemskiego oszałamiającej kariery, bo skończył bądź co bądź jako skazaniec, ale potrafił bardzo owocnie wykorzystać ostatnie chwile życia. Zamiast bluźnić Jezusowi, jak to czynił drugi łotr, on nawrócił się, uwierzył w Syna Bożego i poprosił: Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa.
 
W taki oto sposób Dobry Łotr, jako pierwszy w historii Kościoła, został kanonizowany. Umierając na krzyżu usłyszał słowa: Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju (por. Łk 23, 39-43). Dziś, to znaczy jeszcze w ten piątek!!! Za parę godzin! Nie możemy tego traktować jako czczych słów pocieszenia, bo Jezus nigdy nie rzucał słów na wiatr. Mówiąc o Raju, Jezus miał na myśli oczywiście Niebo (por. 2 Kor 12, 2-4). To sugerowałoby, że dusza Jezusa powędrowała po śmierci do Nieba (razem z domniemanym Dyzmą). Ale czy rzeczywiście od razu tam powędrowała?

Zmarli szli do Szeolu
 
Zgodnie z ówczesnymi poglądami, dusze ludzi trafiały po śmierci do Szeolu, bezradosnej krainy cieni. Stary Testament wielokrotnie wspomina o tym królestwie zmarłych, w której przedłużona jest egzystencja, tak dobrych jak i złych. Był on rozumiany jako jednakowo smutny i jednakowo beznadziejny dla wszystkich. Pobyt w Szeolu jawił się jako przygnębiający, mroczny i nudny. W Szeolu panowała skrajna równość, nie było podziału na dobrych czy złych, lepszych czy gorszych. Po prostu uważano, że przeznaczenie jednych i drugich jest identyczne („I dla kilofów i poetów wszystko co piękne jest – przemija” – śpiewał Grzegorz Turnau). Z czasem zaczęto jednak postrzegać taki stan rzeczy jako rażącą niesprawiedliwość i pojawiały się nieśmiałe koncepcje pewnej segregacji zmarłych w Szeolu. Wyraźna koncepcja Gehenny, jako miejsca kary dla niegodziwców, zarysowała się stosunkowo późno, w grecko-rzymskim okresie historii Izraela. Wtedy też pojawiła się koncepcja łona Abrahama jako miejsca, gdzie prawi czekali na dzień sądu. Do tej właśnie idei mógł się odwoływać Jezus w przypowieści o bogaczu i Łazarzu (Łk 16, 19–31). Czyli, w Szeolu sprawiedliwi spoczywali sobie na łonie Abrahama (cokolwiek by to miało znaczyć), a ludzie niegodziwi przebywali w najniższych i zdecydowanie mniej sympatycznych rejonach, zwanych Gehenną, która przypomina już bardziej chrześcijański model Piekła. Wszystko to była jednak nadal podziemną krainą zmarłych, w której nawet łono Abrahama nie było Rajem.
 
Przed śmiercią Jezusa, Niebo – jako „miejsce” przebywania Boga i aniołów – było zamknięte dla ludzi. Tylko dla Henocha, Eliasza i być może Mojżesza Bóg zrobił wyjątek, biorąc ich do Nieba cieleśnie (ale są to kwestie, które w tej chwili pominę).

Tak mówi Pismo Święte, słowa w nim tkwią niepojęte
 
Fakt hipotetycznego zstąpienia Jezusa do królestwa zmarłych między Wielkim Piątkiem i Niedzielą Wielkanocną możemy wywnioskować na podstawie dość enigmatycznych tekstów z listów św. Pawła i św. Piotra, gdzie pojawiają się takie określenia jak: „abyssos” – otchłań, „katotera mere tes ges” – niższe części ziemi i  „fylake” – więzienie.
 
Rz 10, 6-7:
Nie mów w sercu swoim: Któż zdoła wstąpić do nieba? – oczywiście po to, by Chrystusa stamtąd sprowadzić na ziemię, albo: Któż zstąpi do Otchłani? – oczywiście po to, by Chrystusa wyprowadzić spośród umarłych.
 
Ef 4, 8-10:
Dlatego mówi Pismo: Wstąpiwszy do góry wziął do niewoli jeńców, rozdał ludziom dary. Słowo zaś “wstąpił” cóż oznacza, jeśli nie to, że również zstąpił do niższych części ziemi? Ten, który zstąpił, jest i Tym, który wstąpił ponad wszystkie niebiosa, aby wszystko napełnić.
 
1P 3, 18-19:
Chrystus bowiem również raz umarł za grzechy, sprawiedliwy za niesprawiedliwych, aby was do Boga przyprowadzić; zabity wprawdzie na ciele, ale powołany do życia Duchem. W nim poszedł ogłosić [zbawienie] nawet duchom zamkniętym w więzieniu.
 
1P 4, 6:
Dlatego nawet umarłym głoszono Ewangelię, aby wprawdzie podlegli sądowi jak ludzie w ciele, żyli jednak w Duchu – po Bożemu.
 
Teksty te zdają się oznaczać pójście Jezusa do świata zmarłych, w celu obdarzenia ich owocami zbawienia. Uważano bowiem, że Jezus podzielił los innych zmarłych, ale do królestwa zmarłych przyniósł zarazem zbawienie.
 
Po co właściwie zstępował?
 
Na każdej Mszy wyznajemy wiarę, że Jezus „zstąpił do Piekieł, trzeciego dnia zmartwychwstał”, co często powtarzamy dość bezrefleksyjnie.
 
Pierwsza oficjalna formuła, określająca ten aspekt działalności Chrystusa, pojawiła się w wyznaniu wiary w roku 359, w IV formule z Simium, zredagowanej przez Marka z Aretuzy, a potem włączonej do Apostolskiego Wyznania Wiary (ułożonego w V stuleciu w Galii i Hiszpanii). Pierwotna postać tego artykułu wiary brzmi po grecku: „katelthonta eis ta katotata”, przy czym słowo „katotata” oznacza dół i ma związek ze słowem „katotera” (niższe) z Ef 4, 9. Przyjęte w tłumaczeniu łacińskim wyrażenie „descendit ad infernos” (jakie zatwierdził Sobór Laterański IV w 1215 r.) sugeruje natomiast Piekło. W tekście greckim chodzi raczej o starotestamentowy Szeol, nie zaś Piekło w takim sensie, w jakim dzisiaj jest rozumiane. Ta niezbyt dziś jasna formuła wyrażać miała wiarę, że zbawienie objęło nie tylko ludzi współczesnych Jezusowi i urodzonych później, ale także wszystkie pokolenia ludzi żyjących, zanim nastąpiło Wcielenie (por. KKK 634).
 
Już we wczesnym chrześcijaństwie, głęboko wierzono, że sprawiedliwi, urodzeni przed Chrystusem, oczekiwali na Jego przyjście właśnie w Szeolu.
 
W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy: Jezus doświadczył śmierci jak wszyscy ludzie i Jego dusza dołączyła do nich w krainie umarłych. Jezus zstąpił tam jednak jako Zbawiciel (KKK § 633). A zatem zejście do Otchłani uważane jest za część misji zbawienia dotyczącej ludzi wszystkich czasów. Na taki zakres zbawienia wskazują teksty Starego i Nowego Testamentu. Psalmista zapowiada wyprowadzenie wiernych z Szeolu przez Boga (Ps 16,10-11; 49,16). Podczas ziemskiej działalności Jezus mówi o radości patriarchy: Abraham, ojciec wasz, rozradował się z tego, że ujrzał mój dzień – ujrzał go i ucieszył się (J 8,56).
 
Święty Piotr, nawiązując do Psalmu 16, 8-11, dowodzi (Dz 2, 25-36), że Jezus był w Otchłani i stamtąd został wyzwolony jako „Święty Boży” (Dz 2, 24.27.31; por. Rz 10, 7; Ef 4, 8-9). Znaczy to, że Chrystus przezwyciężył zło ziemi, Szatana, moce piekielne, śmierć, cierpienie i przepaść między żywymi a umarłymi (Ap 1, 18; Rz 14, 9), tworząc w rezultacie jedno uniwersalne królestwo odkupionych.

Relacje z pierwszej ręki
 
O tym, co działo się z Jezusem w „międzyczasie” (czyli między śmiercią a Zmartwychwstaniem) opowiadają barwnie różne apokryfy. Wiele z tych tekstów opiera się na międzytestamentowej, apokaliptycznej wizji świata, a właściwie zaświatów, i na przekonaniu, że przyjście Mesjasza oznaczać będzie zasadniczą zmianę w dotychczasowej sytuacji zmarłych: sprawiedliwi zmartwychwstaną do życia wiecznego, a bezbożni na wieczne potępienie (por. Dn 12, 2).
 
Według apokryficznego „Listu Apostołów” (ok. II wiek) Chrystus zstępuje (bez dookreślenia dokąd, ale można domniemywać, że do Szeolu), rozmawia z patriarchami i prorokami, następnie udziela im osobiście chrztu, skutkiem czego mogą osiągnąć zbawienie. W tekście tym nie ma jeszcze żadnych odniesień do Szatana.
 
Odmienną wersję zawiera utwór, który obecnie stanowi trzecią część apokryficznej Ewangelii Nikodema. Pochodzi on najprawdopodobniej z V-VI w., a więc z okresu, kiedy dyskusje nad „międzyczasem” były wyjątkowo żarliwe. Jest to rzekoma relacja Karinusa i Lucjusza, synów Symeona (por. Łk 2, 25-28), którzy zostali wzbudzeni z martwych w momencie śmierci Jezusa i pojawili się w Jerozolimie (por. Mt 27, 52n), aby złożyć świadectwo. Sugerowałoby to, że zstąpienie do Otchłani nastąpiło od razu w momencie śmierci Jezusa na krzyżu (a nie na przykład dopiero po złożeniu Jego ciała do grobu) i wszystkie wydarzenia w Otchłani rozegrały się w przeciągu kilku minut, według naszego ziemskiego czasu.
 
W tej apokryficznej Ewangelii mamy charakterystyczne pomieszanie Biblii z mitologią grecką. Władcą podziemnego świata jest na przykład Hades, czyli grecki bóg, znany z mitologii (kto czytał Parandowskiego, ten wie; kto nie czytał, niech nadrobi braki w edukacji), ale pojawia się także Szatan, jako wygnaniec z Nieba, który dołączył do Hadesa, uznając jego zwierzchnictwo w podziemnym królestwie. Takie łączenie wątków i postaci z różnych tradycji literackich, jakkolwiek szokujące na pierwszy rzut oka, można spotkać dość często. Niedawno Marcin Wolski napisał powieść, w której Hans Kloss, na zlecenie Goebbelsa, poszukuje zaginionego Nikodema Dyzmę, a w całej operacji bierze również udział młodociany James Bond. Skoro w jednej opowieści może występować Nikodem Dyzma pospołu z Jamesem Bondem, to równie dobrze Szatan może knuć spiski razem z greckim bogiem.
 
Według Ewangelii Nikodema Chrystus po śmierci oczekiwany jest w podziemnej krainie – z trwogą przez Hadesa, a z radością przez patriarchów i proroków. Najpierw w krainie umarłych panuje zupełna ciemność, jak przed podjęciem przez Boga dzieła stworzenia. Potem pojawia się światło, w którym mieszkańcy podziemi rozpoznają Syna Bożego. Świadectwo o Nim składa m.in. Jan Chrzciciel, tak jak to zrobił na ziemi. Sprawiedliwi zmarli z radosnym podnieceniem i nadzieją oczekują przyjścia Jezusa.
 
Apokryf relacjonuje także kłótnię między Hadesem i Szatanem. Hades robi mu wyrzuty, że dał się podejść Niebu i pozwolił na ukrzyżowanie Chrystusa, w rzeczywistości był to bowiem podstęp Boga.

Szatan podstępnie złapany na haczyk
 
Apokryfy widzą to tak:
 
Człowiek przez grzech stał się niejako własnością Diabła, jednak Chrystus, umierając zastępczo, dał Bożej sprawiedliwości wystarczające zadośćuczynienie za grzechy wszystkich ludzi. W interesie Piekła leżało nie dopuścić do odkupieńczej śmierci Syna Bożego na krzyżu, ale Szatan, zaślepiony głupotą i złością, nie tylko nie zapobiegł męce Mesjasza, ale nawet domagał się jej.
 
W ten sposób wbrew własnej woli przyczynił się do odkupienia tych, których zguby pragnął. Koncepcja oszukania Szatana, która jest widoczna w Ewangelii Nikodema, była przez długi czas obecna w dociekaniach teologów, którzy twierdzili nawet, że Szatan dał się schwytać jak ryba na przynętę, przy czym haczykiem był… krzyż.
 
Bardzo dobitnie myśl ta jest wyrażona w Homilii wielkanocnej św. Jana Chryzostoma:
 
Ujarzmił Piekło Ten, który zstąpił do Piekła. Zgorzkniało Piekło, skosztowawszy ciała Jego. I to właśnie przewidując, Izajasz tak wołał: Piekło, mówił, zgorzkniało, spotkawszy Cię w otchłani. Zgorzkniało, bo zostało puste. Zgorzkniało, bo zostało oszukane. Zgorzkniało, bo umarło. Zgorzkniało, bo zostało obalone. Zgorzkniało, bo zostało skrępowane. Przyjęło ciało, a natknęło się na Boga. Przyjęło ziemię, a spotkało samo niebo. Przyjęło to, co mogło widzieć, a wpadło w to, czego nie mogło widzieć (tł. Jerzy Klinger).
 
Odkupieńcza śmierć na krzyżu umożliwiła Jezusowi wkroczenie do Piekła, gdzie udał się nie jako jeden z wielu zmarłych, ale jako triumfator i Król Chwały.
 
Wyrwał murom zęby krat
 
Jezus wkracza do Otchłani w ludzkiej postaci jako kruszący kajdany i rozjaśniający wieczne ciemności Król Chwały oraz Pan Majestatu, zapowiadany przez proroków.
 
W Ewangelii Nikodema Chrystus wyłamuje bez trudu zaryglowane bramy Hadesu, wzbudzając trwogę złych duchów, zadeptuje Śmierć, ujarzmia Szatana, przekazując go mocy Hadesa, a następnie wyprowadza z otchłani Adama, Ewę i tłum sprawiedliwych.
 
Archanioł Michał prowadzi ich do Raju, gdzie są oczekiwani przez Eliasza i Henocha (jedynych ludzi, którzy nie zaznali śmierci, gdyż zostali wniebowzięci), a także przez dobrego łotra, którego dusza, zgodnie z obietnicą, od razu po śmierci mogła doświadczyć rajskiego szczęścia. W ten sposób zbawienie zapowiadane przez Prawo i Proroków, obejmuje trzy sfery: Niebo, Ziemię i świat podziemny. Ta triada widoczna jest też w interpretacji krzyża jako znaku chwały na Niebie, zbawienia na Ziemi i zwycięstwa w Piekle (por. Ef 4,8-10).
 
Chrystus oznajmia Hadesowi, że w miejsce Adama i jego potomków wieczną karę ponosić będzie pod jego nadzorem Szatan (EwNik 23, 1-2). W wersji łacińskiej jest to wyrażone jeszcze bardziej dosadnie, a mianowicie Jezus osobiście wiąże Szatana łańcuchami, stawia stopę na jego karku i wtrąca go do Tartaru (eum elisit in Tartarum). Co ciekawe z apokryficznej relacji o Zstąpieniu wynika, że o ile śmierć Chrystusa de facto położyła kres istnieniu Szeolu (czyli tej bezradosnej krainy zmarłych, do której trafiali zarówno dobrzy jak i źli), o tyle zainaugurowała istnienie Piekła w jego chrześcijańskim rozumieniu. Od tego momentu jest to już tylko miejsce kaźni Szatana oraz przyszłych potępieńców.
 
Motyw zstąpienia do Piekła chętnie wykorzystywano także w inscenizacjach religijnych z pełną ekspresji sceną wyłamywania bram piekielnych. Przedstawienia te były okazją do beztroskiego szydzenia z głupoty Szatana, który dał się oszukać.
 
Czego nie nakręcił Mel Gibson
 
Mel Gibson nakręcił „Pasję” na podstawie wizji bł. Anny Katarzyny Emmerich. Od 1819 aż do śmierci w 1824 pisarz Clemens Brentano rejestrował skrupulatnie jej opowieści, wypełniając czterdzieści tomów szczegółowymi scenami i fragmentami uzupełniającymi Nowy Testament. Pasja jest zaledwie krótkim wycinkiem tych wizji. W filmie Mela Gibsona widzimy ciąg przerażających scen sadystycznie torturowanego Jezusa (leją się hektolitry krwi, a rzymskie flagellum wyszarpuje z Jego ciała kawałki mięsa). Potem jest straszliwa agonia na krzyżu i złożenie do grobu skrwawionego ciała, owiniętego w całun W ostatniej scenie pokazane zostało natomiast zmartwychwstanie Jezusa. Prześcieradła, w które był owinięty, leżą porzucone. Jezus, już w uwielbionym, chwalebnym ciele, siedzi nagi obok tych prześcieradeł, potem podnosi się i po prostu wychodzi z grobu, a kamera przez moment pokazuje otwory w dłoniach, które są śladami po gwoździach.
 
Mel Gibson, ekranizując wizje Anny Katarzyny Emmerich, pominął jej opis zstąpienia Chrystusa do Piekieł, który jest bardzo szczegółowy:
 
Według Katarzyny Emmerich, gdy Jezus skonał na krzyżu, Jego dusza w postaci świetlistej, otoczona Aniołami spłynęła do stóp krzyża i wniknęła do świata podziemnego. Zbawiciel, jaśniejący chwałą, prowadzony w tryumfie przez Aniołów, udał się do posępnej krainy śmierci. U wejścia do Otchłani Jezus spotkał duszę Dyzmy, idącą w towarzystwie Aniołów na łono Abrahama, podczas, gdy złego łotra gnano do Piekła. Zamieniwszy kilka słów z Dyzmą, Jezus wszedł do tak zwanego Limbus Patrum, gdzie na łonie Abrahama spoczywały dusze sprawiedliwych praojców, potem Jezus wszedł w przestrzeń mglistą, w której znajdowali się pierwsi rodzice, Adam i Ewa, a oni, rozpoznawszy Go, oddali Mu cześć. Błogość niewypowiedziana i szczęśliwość przeniknęła wszystkie te dusze, które otoczyły Zbawiciela, witały Go i cześć Mu oddawały. Niektóre dusze Jezus wysłał na ziemię, aby wstąpiwszy w swe ciała, dały świadectwo o tym czego dokonał (Mateusz wspomina, że wielu umarłych wyszło z grobów i pojawiło się w Jerozolimie po śmierci Jezusa). Spełniwszy swą powinność, dusze te kładły znowu ciała w ziemię, jak woźny sądowy zdejmuje swój płaszcz urzędowy, spełniwszy rozkazy zwierzchności.
 
Katarzyna Emmerich opisała barwnie dalszy pochód tryumfalny z Jezusem na czele, aż wreszcie Jezus zbliżył się do jądra przepaści, do samego Piekła, które było jako ogromna, skalna budowla, straszna, czarna, połyskująca metalicznym blaskiem, z olbrzymimi, strasznymi bramami, opatrzonymi mnóstwem rygli i zamków. Gdy po zbliżeniu się Jezusa bramy na Jego rozkaz zostały rozwarte na oścież, ukazała się przepaść, pełna ohydy, ciemności i okropieństw. Dały się słyszeć przekleństwa, łajania, wycie i jęki. Aniołowie obalili na ziemię diabłów, którzy musieli uczcić Jezusa i uznać Jego władzę. Skrępowanego Lucyfera wrzucili zaś w sam środek ognistej otchłani, aczkolwiek miał być on, według Katarzyny Emmerich wypuszczony na 50 czy 60 lat przed końcem XX wieku.
 
Później niezliczone gromady dusz, uwolnionych z otchłani i miejsc oczyszczenia, Jezus poprowadził w tryumfalnym pochodzie do Nieba. Tak oto zrealizowała się obietnica dana Dyzmie – nie upłynął dzień, a już znajdował się z Chrystusem w Raju, gdzie czekały na nich zastawione stoły niebiańskie, przygotowane na ucztę. Błogosławiona Katarzyna widziała też jak Zbawiciel przed swoim Zmartwychwstaniem odwiedzał różne miejsca kuli ziemskiej (był nawet w morzu), aby niejako uświęcić i oswobodzić wszelakie stworzenie, a wszędzie uciekały przed Nim złe duchy, rzucając się w przepaść.
 
Mel Gibson tego nie nakręcił, ale kto wie… Może kiedyś się skusi? Mogłoby to być jeszcze bardziej spektakularne widowisko niż „Hobbit” Petera Jacksona czy „Gwiezdne Wojny” Georga Lucasa.
 
Roman Zając
stacja7.pl
 
 



Pełna wersja katolik.pl