logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Ks. Piotr Mazurkiewicz
Co możemy wnieść do Europy i co od niej otrzymać?
Pastores


Co możemy wnieść do Europy i co od niej otrzymać?

Niedawno wróciłem z Taizé, miejsca pojednania i modlitwy młodych z całej Europy i okolic. Miałem zaszczyt i przyjemność rozmawiać tam z człowiekiem o twarzy dziecka i oczach, które zdają się widzieć przede wszystkim to, co niedostępne dla oczu. Poruszony zniechęceniem do teraźniejszości i sceptycyzmem wobec przyszłości, jakie zaobserwował wśród przybywającej ostatnio do Taizé polskiej młodzieży, brat Roger wypytywał mnie głównie o kwestie związane z przystąpieniem naszego kraju do Unii Europejskiej, o stanowisko Kościoła, nastroje wśród społeczeństwa, stan wiary w naszej Ojczyźnie. Na zakończenie powiedział: Mais, c'est urgent! - "Ale to pilne!". Zapewne jego naleganie na szybką obecność Polaków w Unii oraz oczekiwania z tym związane wynikają z nadmiernie optymistycznej wizji stanu katolicyzmu w naszym kraju oraz nie do końca zasadnego przekonania o jakimś wyjątkowym uduchowieniu naszego narodu. Pisząc to, mam jednak świadomość, że w moich podróżach po Europie, ilekroć trafiam do miejsc, gdzie dzieje się coś duchowo ważnego, zawsze spotykam rodaków, a w parafiach i klasztorach na Zachodzie odnaleźć można wielu polskich duchownych, zakonników i zakonnice.

"Co możemy wnieść do Europy i co od niej otrzymać?" Takie postawienie sprawy może sugerować, że chodzi o ekonomiczną kalkulację potencjalnych zysków i strat związanych z naszym członkostwem w Unii Europejskiej. Podejmując decyzję, powinniśmy zatem sformułować najpierw rodzaj biznesplanu i dopiero na podstawie tak sporządzonego rachunku zakreślić odpowiednie pole na karcie do głosowania podczas referendum. My - to znaczy kto? Powyższy schemat myślenia bowiem jest jak najbardziej uzasadniony, gdy chodzi o podejmowanie przedsięwzięć natury gospodarczej czy politycznej. Myślenie w kategoriach ekonomicznych wydaje się właściwe w odniesieniu do przedsiębiorstw, partii politycznych czy państwa. Gdybyśmy jednak ten schemat próbowali przenieść na grunt kościelny, najprawdopodobniej spotkalibyśmy się z zarzutem ulegania ideologii ekonomizmu. Funkcjonując wszakże w ramach demokracji liberalnej i liberalnej gospodarki, na tyle głęboko jesteśmy przesiąknięci tym typem mentalności, że bezwiednie przenosimy ów schemat myślenia również na grunt kościelny.

Kościół, oczywiście, jako instytucja też podejmuje przedsięwzięcia gospodarcze, ma swoje interesy, być może także polityczne, ale wszyscy wiemy, jak błędne byłoby postrzeganie Kościoła przede wszystkim w kategoriach instytucji gospodarczych czy politycznych. Jeśli zatem "my" oznacza państwo, a zyski i straty - interesy polityczne i pieniądze, to takie postawienie problemu wydaje się zasadne, chociaż i w tym obszarze potrzebna jest cnota długomyślności, by sprawy bieżące nie zdominowały tego, co służy dobru państwa w dłuższej perspektywie czasowej czy też stanowi element tak zwanej racji stanu. Jeśli jednak mówiąc "my", mamy na myśli Kościół katolicki w Polsce, to sam kierunek, który pytanie to zdaje się sugerować, należy uznać za błędny. Logika bowiem Ewangelii, z właściwą jej koncepcją zysków i strat, wydaje się zmierzać w przeciwnym kierunku niż ta, jaką kierujemy się, dążąc do realizacji doczesnych interesów.

Zyskiem jest to, co służy realizacji głównej misji Kościoła, to znaczy zbawieniu człowieka.

Co zatem z punktu widzenia Kościoła jest zyskiem, a co stratą? Wydaje się, że najprostsza nasuwająca się odpowiedź brzmi: zyskiem jest to, co służy realizacji głównej misji Kościoła, to znaczy zbawieniu człowieka; stratą zaś to, co człowieka od zbawienia oddala, co przynosi mu szkodę na duszy. Jak zatem ma się proces integracji europejskiej do owej duszy człowieka? W jaki sposób Kościół katolicki w Polsce może pomóc Kościołom Europy Zachodniej w ich trosce o duszę Europejczyków i jakiego rodzaju pomoc może w tym zakresie od nich uzyskać?

 

Bez kompleksów i bez uprzedzeń

Wydaje się, że w pierwszym momencie po upadku komunizmu, w relacjach między Kościołami obu części Europy doszło do swoistego nieporozumienia, które było wynikiem wzajemnej nieznajomości oraz pewnych uprzedzeń. Kościoły Europy Środkowej i Wschodniej, świadome swojego "kapitału męczeństwa", patrzyły z góry na bezradne wobec szerzącej się w społeczeństwach Zachodu sekularyzacji siostrzane wspólnoty. Z czasem samo pojęcie Zachodu zaczęło tam funkcjonować w nowym, choć kojarzącym się z przebrzmiałą propagandą, znaczeniu - jako synonim ateizmu, konsumpcjonizmu i moralnego zepsucia. Objęło to w jakimś stopniu również tamtejsze Kościoły, które zbyt łatwo pogodziły się tymi zjawiskami i dostosowały się do nich. Chrześcijanie Europy Zachodniej natomiast spoglądali z pewnym politowaniem na uwikłane w procesy politycznych przemian wspólnoty na Wschodzie. Dołączała się do tego pewna doza zarozumiałości wynikającej z przekonania o intelektualnej wyższości, jaką zapewnia wiedza o nieuchronności toczących się na Zachodzie procesów, które wcześniej czy później obejmą również społeczeństwa wychodzące z komunizmu. Zgodnie z tą tezą, pretendującą do miana naukowej, pełne świątynie i seminaria duchowne na Wschodzie w ciągu kilkunastu lat miały opustoszeć na skutek wzrostu zasobności i modernizacji społeczeństw. Potrzeba było II Specjalnego Zgromadzenia Synodu Biskupów poświęconego Europie w 1999 roku, aby duch uprzedzeń i pewnej rywalizacji ustąpił miejsca idei wzajemnej wymiany darów duchowych. Po obu stronach aksamitnej kurtyny, jak nazwano nową granicę na Starym Kontynencie, uznano wartość różnorodnych historycznych doświadczeń, a w związku z tym także możliwość dialogu i wzajemnego wzbogacenia.

Jakim cennym dla Wschodu doświadczeniem dysponują Kościoły Europy Zachodniej? Najczęściej wymieniano ich praktykę funkcjonowania w warunkach demokracji oraz pluralistycznego i zsekularyzowanego społeczeństwa. Kościoły te przeszły okres starcia ze świeckim państwem, upodmiotowienia społeczeństwa, a wreszcie wewnętrzny kryzys lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, kiedy to wielu wiernych na zawsze opuściło świątynie. Lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte jednak to czas odnajdywania się Kościołów w nowej sytuacji. Zaowocował on wieloma nowymi ruchami i wspólnotami o pogłębionej religijności, które potrafiły nawiązać dialog ze zlaicyzowanym przedstawicielem postmodernistycznej współczesności. Wiele z nich zresztą z sukcesem zaszczepionych zostało w ostatnich latach w Polsce i - jak się wydaje - są one ważnym elementem przygotowania Kościoła w naszym kraju na ewentualny kryzys tradycyjnej religijności.

Doświadczeniem zachodnich Kościołów jest działanie w warunkach demokracji i społeczeństwa obywatelskiego.

Doświadczeniem zachodnich Kościołów jest również działanie w warunkach demokracji i społeczeństwa obywatelskiego, z czego bezpośrednio wynika przyjęty na Soborze Watykańskim II model relacji: państwo - Kościół oraz nowy sposób obecności Kościoła w życiu politycznym. Przyjęte w tym względzie w Polsce rozwiązania konstytucyjne czy konkordatowe nie są naszym oryginalnym pomysłem, ale czerpią w dużej mierze z doświadczeń świata zachodniego. Co ciekawe jednak, w Polsce, zapewne z uwagi na opóźnienie procesów sekularyzacyjnych i atmosferę klęski ideologii ateistycznej, soborowe wskazania natrafiły na podatny grunt w świecie polityki i w efekcie zaakceptowane u nas rozwiązania mogą być postrzegane jako realizacja nowego modelu państwa świeckiego. Świeckość nie jest tu przeciwstawiona religii, jako rodzaj antyreligii, ale oznacza wycofanie się państwa ze spraw religijnych na pozycję bezstronnego arbitra w ewentualnych sporach międzywyznaniowych, z zastrzeżeniem jednakże, że państwo nie posiada żadnych kompetencji w sprawach wewnątrzreligijnych.

Świeckie państwo, oparte na wzajemnym uznaniu autonomii, niezależności oraz konieczności współpracy dla dobra obywateli między instytucjami państwa i Kościoła, zainteresowane jest tym, aby obywatele jak najpełniej korzystali z przysługującego im prawa do wolności religijnej we wszystkich jej wymiarach: indywidualnym, wspólnotowym i instytucjonalnym. Szanuje ono prawo do wyrażania przekonań i przeżyć religijnych, tak w sferze prywatnej, jak publicznej. Czuwa zarazem nad tym, aby zachodzące w społeczeństwie obywatelskim konflikty nie wymknęły się spod kontroli. Na zasadzie swoistej reakcji zwrotnej ten nowy model państwa świeckiego, w chwili, gdy toczą się dyskusje nad ewentualną przyszłą konstytucją Unii, może być polską propozycją dla nowej Europy.

Świeckie państwo zainteresowane jest tym, aby obywatele jak najpełniej korzystali z przysługującego im prawa do wolności religijnej.

Myśląc o dorobku Kościołów Europy Zachodniej, często przywołuje się również wypracowane tam formy wewnętrznej organizacji, w tym szczególnie w zakresie dzieł charytatywnych, odmienne od polskiego sposoby finansowania działań kościelnych, istotną rolę świeckich, w tym kobiet, poczuwających się do odpowiedzialności zwłaszcza za lokalne wspólnoty, a wreszcie olbrzymi dorobek teologiczny. Nie jest bowiem przypadkiem, że znakomita większość drukowanych w Polsce po przełomie 1989 roku książek teologicznych to tłumaczenia prac zachodnich teologów, a doktorat zdobyty w Paryżu, Oksfordzie czy Rzymie wciąż znaczy więcej niż jego krajowy odpowiednik.

Po wizycie w Europie Zachodniej pozostaje księdzu - jak myślę - jeszcze jedno istotne wrażenie. Gdy przychodzi niedziela, świątynie na ogółnie są tak pełne ludzi, jak w Polsce, chociaż zależy to od odwiedzanego regionu i charakteru parafii, ale niemal wszystkie sklepy są zamknięte. Także te, które należą do sieci supermarketów w Polsce tętniących życiem w każde święto. Niewątpliwie wyraża to inne w obu przypadkach podejście do tradycji świętowania Dnia Pańskiego.

 

Kościoły pełne ludzi i wentyl bezpieczeństwa

W swoich wystąpieniach do Polaków papież Jan Paweł II, poruszając kwestie związane z integracją europejską, zawsze podkreślał, że nie mamy powodów, aby patrzeć na Zachód z poczuciem niższości. Nie jesteśmy po prostu ubogimi krewnymi, którzy wyciągają rękę do swoich bogatszych braci z prośbą o materialne wsparcie. Polska i Kościół w Polsce to tysiącletnia, bogata tradycja kulturowa, w której wypracowano wiele elementów istotnych dla europejskiego poczucia tożsamości. Dotyczy to nie tylko naszej dawnej, jagiellońskiej świetności, ale również dziesięcioleci społecznego oporu wobec komunistycznego reżimu, podejmowanego w imię europejskich wartości. Możemy się zatem szczycić i tym, że byliśmy i przedmurzem chrześcijaństwa1, i Odsieczą Wiedeńską, i Bitwą Warszawską, ale również jedną z pierwszych w Europie unii między dwoma wolnymi narodami, pierwszą w Europie demokratyczną konstytucją czy wreszcie bezkrwawą rewolucją "Solidarności", która doprowadziła do uwolnienia całej Europy od komunistycznego zagrożenia. Szczególnym dowodem przywiązania do drogiej wszystkim wolności i myślenia w kategoriach ponadpaństwowych są rozsiane po całej Europie polskie cmentarze - pamiątka krwi przelanej "za naszą i waszą wolność". Niektórzy mówią żartobliwe, że to polskie umiłowanie wolności będzie naszym najistotniejszym wkładem do skarbca Unii Europejskiej. Na co dzień objawia się ono - w postaci destrukcyjnych ciągłych kłótni i swarów - jako nieumiejętność konstruktywnej współpracy, niezdolność do przezwyciężenia otaczającego nas chaosu. W chwili jednak, gdy wolność jest zagrożona - a i to może się przecież jeszcze kiedyś zdarzyć w zjednoczonej Europie - Polacy potrafią zniszczyć również to zagrożenie. Będą zatem stanowić w Unii swoisty wentyl bezpieczeństwa, ale o tym, dopóki jesteśmy na zewnątrz, nie należy mówić głośno.

Polskie umiłowanie wolności będzie naszym najistotniejszym wkładem do skarbca Unii Europejskiej.

Warto zwrócić uwagę także na szczególną środkowoeuropejską tradycję społeczeństwa pluralistycznego. Zróżnicowanie kulturowe, jakie kojarzymy na ogół z Ameryką czy współczesnymi, zamieszkałymi przez znaczące grupy imigrantów, metropoliami Europy Zachodniej, jest stałym składnikiem historii tej części kontynentu, w tym także Polski, gdzie dochodziło to zetknięcia naszej cywilizacji z cywilizacją Azji. "Około 1900 roku Wiedeń, Budapeszt, Praga i inne miasta Europy Środkowej stały się prototypami społeczeństw wielokulturowych, które dzisiaj, pod koniec XX wieku istnieją w miastach takich, jak Londyn, Nowy Jork, Paryż, Berlin czy Zurych. Bardziej niż jakiekolwiek inne miejsca, te miasta Europy Środkowej były wielokulturowymi laboratoriami czasów nowoczesnych" (U. Altermatt). Do tej listy warto dodać takie miasta II Rzeczypospolitej, jak Łódź, Warszawa, Wilno czy Lwów. Polska, przez znaczną część swojej historii, była państwem wielonarodowym i wielowyznaniowym. Ten stan naruszony został w sposób sztuczny na skutek II wojny światowej i układów jałtańskich. Tolerancji i umiejętności pokojowego współżycia w społeczeństwie wielokulturowym towarzyszył w Polsce duch patriotyzmu i wierności własnej narodowej i religijnej tradycji. Nigdy nie przekształcił się on na skalę masową w niszczący nacjonalizm czy religijny fundamentalizm. Jeśli proces integracji europejskiej oznacza tak ważną z punktu widzenia chrześcijaństwa relatywizację pojęcia suwerenności i narodu, Polacy mają w tym względzie swoje bogate doświadczenie, którym mogą się dzielić z innymi.

Gdy myślimy o polskim katolicyzmie, to, dostrzegając wszystkie jego braki i niedomagania - a są to po prostu powszechnie występujące cechy tak zwanego Kościoła ludowego - musimy również mieć świadomość jego dobrych stron. Często są one tylko odwrotną stroną tego, co jest słabością masowego doświadczenia wiary. Na ziemi jednak nie ma nic doskonałego. Mamy więc świadomość aktualności świadectwa wielu chrześcijan - na czele z ks. Jerzym Popiełuszką - którzy nie wahali się bronić wiary, aż do przelania krwi. Kapitał męczeństwa z lat nazizmu i komunizmu oraz osobiste świadectwo Papieża-Polaka owocują do dziś licznymi powołaniami kapłańskimi i misyjnymi.

Bogactwem Kościoła w Polsce jest świeżość wiary.

Bogactwem Kościoła w Polsce jest również świeżość wiary, która w większości opiera się na pobożności ludowej, ale zarazem stanowi autentyczne przeżycie spotkania z Bogiem we wspólnocie. Objawia się ona nie tylko w postaci masowego uczestnictwa we Mszy świętej niedzielnej, rekolekcjach wielkopostnych, stosunkowo częstej spowiedzi, ale także w ilości wiernych obecnych na Eucharystii w dzień powszedni, na nabożeństwach majowych, czerwcowych, październikowych, w licznym udziale w pieszych pielgrzymkach, we frekwencji dzieci i młodzieży na lekcjach religii czy ilości młodzieży przystępującej do sakramentu bierzmowania. Religia niewątpliwie wciąż pełni istotną rolę w kształtowaniu poczucia indywidualnej i zbiorowej tożsamości Polaków oraz w ich przywiązaniu do wartości rodzinnych i narodowych. Wreszcie wyjątkowe jak na Europę jest społeczne przyzwolenie i zapotrzebowanie na obecność Kościoła, w tym także hierarchicznego, w życiu publicznym. Pod adresem polskiego katolicyzmu są wprawdzie kierowane zarzuty, iż nie jest on pogłębiony, gubi się w emocjach i rytuałach, że niewiele z niego wynika na co dzień, że wierni żyją w stanie swoistej schizofrenii religijnej, niemniej trzeba pamiętać, iż jest on swoistym fenomenem na mapie religijnej Europy, a w ostatnich latach obserwuje się w naszym kraju rozwój form pogłębionej religijności.

Wszystko to powoduje, że pod adresem Kościoła katolickiego w Polsce kierowane są bardzo konkretne oczekiwania zarówno ze strony Papieża, jak i chrześcijan oraz społeczeństw Europy Zachodniej. Jeśli bowiem na Mszy świętej na krakowskich Błoniach gromadzi się 2,5 miliona wiernych, to coś z tego powinno wynikać.

 

Europa potrzebuje Polski...

Jan Paweł II podkreśla, że aby proces zjednoczenia "nie został zredukowany tylko do aspektów czysto ekonomicznych i materialnych", konieczne jest również dzisiaj osobiste zaangażowanie każdego chrześcijanina
i podejmowanie, w miarę możliwości, odpowiedzialności za przyszłość Europy, szczególnie w wymiarze kulturowym i duchowym. "W tej wielkiej pracy, która stoi przed jednoczącym się kontynentem - jak podkreśla Ojciec Święty - nie może zabraknąć wkładu polskich katolików. Europa potrzebuje Polski głęboko wierzącej i po chrześcijańsku kulturowo twórczej, świadomej swojej roli wyznaczonej przez Opatrzność. (...) Polska kultura chrześcijańska, etos religijny i narodowy są cennym rezerwuarem energii, których Europa dziś potrzebuje, by zapewnić w swych granicach integralny rozwój osoby ludzkiej" (Watykan, 15 lutego 1998). Inaczej mówiąc, przeżywająca kulturowy kryzys Europa, w której zasoby chrześcijaństwa wydają się na wyczerpaniu, potrzebuje Polski, a Kościoły w Europie - Kościoła w Polsce.

Europa potrzebuje Polski głęboko wierzącej i po chrześcijańsku kulturowo twórczej.

Wyzwaniom obecnego czasu będziemy potrafili sprostać tylko wówczas, gdy wspólnie podejmiemy odpowiedzialność za przyszłość Europy. Chodzi tu nie tylko o konieczność współpracy między Kościołami lokalnymi w różnym krajach, ale również o ekumeniczną współpracę między chrześcijanami różnych wyznań. Tylko wspólne działanie na forum Europy w kwestiach społecznych spowoduje przekroczenie "masy krytycznej" i sprawi, że nasz wysiłek będzie skuteczny.
"Europa potrzebuje Polski..." Czyż nie stanowi to dobrej pożywki dla skrywanego w głębi duszy polskiego mesjanizmu? Oto wybiła nasza godzina. Przyszłość zachodniej cywilizacji zależy od przechowanej w uciemiężonej Polsce czystej wiary prostych ludzi, którzy, jak uporali się z komunizmem, tak też poradzą sobie z kapitalizmem i demokracją.

Akcentując rolę polskiej kultury w procesie zjednoczeniowym z Unią Europejską, Papież zaznacza jednak, że "to, czym Polska może i powinna usłużyć Europie, jest w zasadzie identyczne z zadaniem odbudowywania wspólnoty ducha, opartej na wierności Ewangelii, we własnym domu" (Watykan, 15 lutego 1998). Aby zatem służyć Europie pomocą w budowaniu wspólnoty ducha, nie trzeba udawać się w daleką podróż, ponieważ Europa jest również w miejscu, gdzie obecnie żyjemy. Polska leży w samym sercu Europy, a to znaczy, że uczestniczy we wszystkich jej wzlotach i upadkach. Objawy kryzysu trapiącego kulturę europejską zaobserwować można również w naszym kraju i w naszej kulturze. Aby wyzbyć się niepotrzebnej pychy i niewłaściwego myślenia o jakości oddziaływania katolicyzmu w Polsce na życie społeczne, wystarczy przyjrzeć się patologiom, jakie je trawią, czy też twarzom polityków, którym Polacy powierzają odpowiedzialność za losy państwa i którzy w konsekwencji reprezentują nas w unijnych instytucjach.

Aby służyć Europie pomocą w budowaniu wspólnoty ducha, nie trzeba udawać się w daleką podróż, ponieważ Europa jest również w miejscu, gdzie obecnie żyjemy.

Rocco Buttiglione pisał niegdyś: "Polacy mogą albo wejść po prostu do społeczeństwa konsumpcyjnego, zajmując w nim - jeśli im się powiedzie - ostatnie miejsce, zanim nie zamknie ono definitywnie swych bram dla nowych przybyszy, albo też przyczynić się do ponownego odkrycia wielkiej, głębokiej, autentycznej tradycji Europy, proponując jej jednocześnie przymierze wolnego rynku i solidarności".

W ten nurt oczekiwań włącza się także zlecone ostatnio przez Papieża rodakom zadanie, aby byli w świecie świadkami miłosierdzia. Jeśli jednak na Zachodzie istniało jeszcze niedawno pełne nadziei wyczekiwanie na to, co wniesiemy do europejskiego skarbca, dziś coraz częściej pojawiają się obawy i sceptycyzm w tym względzie. Sondaże społeczne przeprowadzane po obu stronach aksamitnej kurtyny wskazują, że lęk przed tym, co przyniesie ze sobą rozszerzenie Unii Europejskiej, występuje po obu jej stronach. Nasza więc posługa Europie zaczyna się od uporządkowania własnego domu.

Jeśli jako chrześcijanie będziemy mogli być dumni z kształtu życia politycznego, społecznego i gospodarczego w naszym kraju, być może będziemy wówczas mieli moralne prawo do udzielania napomnień tym, którym nie wszystko się udaje. Czas, który przeżywamy, jest swoistą próbą naszej wiary i tego, czy nasza chrześcijańska tradycja jest wystarczająco silna, aby odcisnęła swoje mocne piętno na społeczeństwach tak Rzeczypospolitej, jak krajów Unii Europejskiej.

 

Misyjny imperatyw

Ta konieczna wymiana darów duchowych zakłada wierność naszej chrześcijańskiej i narodowej tradycji. Mówiąc więc o wkładzie polskiej kultury i polskiego katolicyzmu w proces integracji europejskiej, myślimy przede wszystkim o twórczej wierności własnej narodowej tożsamości, która jest częścią szerszej tożsamości katolickiej, czyli powszechnej. "Kościół w Polsce staje zatem wobec wielkich dziejowych zadań - podkreśla Ojciec Święty - do których spełnienia jest mu potrzebna misyjna świeżość i apostolski zapał. Trzeba znaleźć w sobie tyle siły, by nasz naród mógł skutecznie oprzeć się tym tendencjom współczesnej cywilizacji, które proponują odejście od wartości duchowych na rzecz nieograniczonej konsumpcji czy też porzucenie tradycyjnych wartości religijnych i moralnych dla kultury laickiej i etycznego relatywizmu. (...) W tej dziedzinie zespalają się wysiłki Kościoła powszechnego i wszystkich Kościołów lokalnych Europy. Każdy winien wnieść w to wielkie dzieło swój dorobek kultury, swoją tradycję, doświadczenie, wiarę i gorliwość apostolską" (Watykan, 15 lutego 1998).

We współczesnej kulturze Zachodu możemy odnaleźć wiele symptomów świadczących o jej kryzysie. Tym niemniej licznych problemów z nim związanych nie jesteśmy w stanie ominąć, izolując się od politycznych i gospodarczych struktur Europy. Pojawiły się one bowiem w naszym kraju nazajutrz po upadku państwa totalitarnego i żelaznej kurtyny. Jaką zatem należy zająć wobec nich postawę?

Strach może popychać nas ku próbie odizolowania się od "zgniłego Zachodu" i ku pragnieniu utrzymania aktualnego "stanu posiadania". Tę postawę dobrze oddaje zanotowane przez kard. Józefa Glempa zdanie pewnego włoskiego proboszcza, który zamykając okiennice miał powiedzieć: "Nie patrzmy na ten świat, bo to są poganie". Trzeba jednak zdawać sobie sprawę z niewielkiej skuteczności tej metody działania w dobie globalizacji. Przypomina to zachowanie dziecka, które zamknąwszy oczy sądzi, że nikt go nie widzi. Jako Kościół w Polsce, potrzebujemy - jak sądzę - bardziej racjonalnych zachowań. W tym kontekście Ksiądz Prymas mówił: "Należy odróżniać Unię Europejską jako ideę łączenia państw i ludzi na naszym kontynencie od pewnych negatywnych trendów, które w jej ramach funkcjonują i przenikają do nas. Należy być krytycznym wobec postawy wielu państw Unii względem aborcji czy legalizacji związków homoseksualnych. Do takich zjawisk mamy stosunek krytyczny. Ale należy przy tym pamiętać, że nie jest to ustalony program Unii Europejskiej".

Drugi możliwy sposób zachowania się wobec problemów współczesnej Europy, to przyjęcie postawy misyjnej. Tego domaga się - według mnie - wierność Chrystusowi i otrzymanemu od Niego nakazowi ewangelizacji. Negatywne trendy w kulturze europejskiej trzeba traktować bardziej jako wyzwania stojące przed Kościołem niż jako powód do niechęci i wycofywania się. Gdyby bowiem Apostołowie przerażeni dekadencją starożytnego, pogańskiego Rzymu, zachowali się jak ów włoski proboszcz, do dziś zapewne bylibyśmy poganami. Wierzę, że Kościół katolicki w Polsce wciąż ma w sobie misyjny zapał i wynikające z niego poczucie współodpowiedzialności za Europę. Europa bowiem potrzebuje Polski, aby być Europą, a Polska potrzebuje Europy, właśnie po to, aby być Polską.

Ks. Piotr Mazurkiewicz (ur. 1960), politolog, kierownik Katedry Historii Idei i Doktryn Politycznych w Instytucie Politologii Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Ostatnio opublikował m.in. książki Europeizacja Europy. Tożsamość kulturowa Europy w kontekście procesów integracji oraz Kościół i demokracja.

 
 



Pełna wersja katolik.pl