logo
Czwartek, 25 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Jarosława, Marka, Wiki – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Israel (Eugenio) Zolli
Byłem Rabinem Rzymu
Wydawnictwo Salwator


Wydawca: Salwator
Rok wydania: 2007
ISBN: 978-83-60703-24-3
Format: 145x205 mm
Stron: 288
Rodzaj okładki: miękka
cena: 29.00 zł.

Kup tą książkę

 

Refleksja i wyznanie

Upłynęło z górą sześćdziesiąt lat od dnia, w którym rozegrał się mały dramat zatytułowany „Czarna plama”. Pięćdziesiąt zaś minęło od czasu, gdy zajmowałem się jako chłopak problematyką etyki-estetyki. A jednak...

Jednak dziś jeszcze, gdy zdaję sobie wprawdzie sprawę z faktu, że jako skromny uniwersytecki nauczyciel orientalistyki muszę zostawić filozofom uprawianie filozofii, czuję pragnienie zajmowania się właśnie etyką; chciałbym umieć ukazać przeżycia wewnętrzne w piękny (a przynajmniej nie brzydki) sposób, odnosząc je do własnego sumienia, rozumianego jako element społecznej świadomości ludzkiej oświeconej poznaniem Boga.

Czyn niemoralny jest samookaleczeniem, samooszpeceniem. „Odejdź — mówili starożytni mistrzowie — od tego, co brzydkie, i od tego, co przypomina brzydotę” (Avot 1,7). Brak lojalności jest brzydotą tworzoną dla niej samej. Mieć sumienie to czuć więzy z ludzką społecznością i, co ważniejsze, odczuwać łączność z Bogiem. Przed Bogiem, którego kochamy i którego miłości pragniemy, nie powinniśmy się pokazywać jako oszpeceni, przynajmniej nie z własnej woli. Człowiek garbaty lub kaleki z pewnością jest nieszczęśliwy, ale jednocześnie zasługuje na najwyższy szacunek i uznanie, które powinny przeważać nad współczuciem. Cóż jednak w sytuacji gdy z własnej woli stajemy się moralnymi kalekami, trędowatymi?

Jezus oczyszcza fizycznie trędowatych, mówiąc: „Twoje grzechy są ci odpuszczone”[33]. Wielki naśladowca Jezusa Chrystusa, Święty z Asyżu, całuje, myje, pielęgnuje, leczy i nawraca bluźniących trędowatych, a gdy nadchodzi ich godzina, posyła ich czystych na duszy i ciele do raju[34].

Jestem złym człowiekiem. Nie wybaczyłem chłopcu czarnej plamy. Pytam sam siebie, jak w gruncie rzeczy postąpiłem? Nie umiałem przezwyciężyć odrazy, którą do niego czułem. Nie uczyniłem nic, by go „nawrócić”. Brakowało mi wówczas, i nadal brakuje, dobroci św. Franciszka[35], która zwycięża wstręt i mimo fetoru pozwala całować trędowatych, służyć im i ich nawracać, opiekować się nimi[36]. Ecce homo[37].

Właściwie nic nie znaczę w obrębie tej wiedzy, którą jedna z moich byłych studentek na uniwersytecie określiła jako najważniejszą, nazywając ją (terminem prawie naukowym) bezwarunkową miłością Boga i człowieka. Chcieć znaczy móc, ale ja nie mogę kochać wtedy, gdy nie mogę, bo nie chcę, przezwyciężyć uczucia obrzydzenia. Oddalam się, odchodzę, oby bez nienawiści i trzaskania drzwiami, ale odchodzę. A zatem — pytam — kto będzie leczył trędowatych? I tych, których dusza jest trędowata? Jestem niedobry. Nie potrafię darzyć szacunkiem ani kochać tych, którzy na taki szacunek i na taką miłość zasługują. To prawdziwy brak cnoty. Chrystus-Bóg stał się człowiekiem. Święty Franciszek jest alter Christus. A ja kim jestem? Żadna wartość. Dlaczego? Być może to owoc mojej nieszczęśliwej etyki estetyzującej? Chociaż i człowiek nikczemny kocha i pragnie piękna, wybaczając sobie samemu własną nikczemność. Odrzuca instynktownie podłość, może dlatego że wie, co to znaczy być podłym? Albo chodzi tu również o brak siły ducha? Tego nie wiem.

Wiem natomiast, że ten niedostatek dotyka mnie w wystarczająco dużym stopniu, bym czuł niezadowolenie z samego siebie, gdy nie mogłem wybaczyć mojemu koledze czarnej plamy.

Tak jak postępowałem w dzieciństwie przed wielu laty, tak czynię i teraz, ale z innych powodów, znacznie głębszych i o charakterze transcendentalnym. Szukam i pragnę czegoś pięknego, wielkiego, czystego, boskiego, a jeżeli napotykam ludzi podobnych do owego chłopca z atramentem, przyspieszam kroku. Chcę tu dodać pewne wyjaśnienie. Znajduję się na progu Królestwa Światła, którego moja dusza pragnęła od dziecka. Przekroczyłbym niewątpliwie ten próg z powodu wewnętrznej potrzeby duszy, lecz wyszedłem z królestwa cieni tylko z miłości dla światła. W rzeczywistości pukałem do drzwi Królestwa Światła z powodów czysto drugorzędnych, ponieważ nie mogłem i nie chciałem mieszkać w ciemnościach. Zbliżyłem się w kierunku Światła również z uczuciem radości. Miłość do Światła, wydaje mi się, a może się mylę, odwróceniem plecami do ciemności. Zatem ja w miłości bezgranicznej, niewątpliwie absolutnej, do Światła, zawarłem w moim odczuciu pewien rodzaj satysfakcji — raz jeszcze pewną odmianę estetyzmu — aby wyjść z ciemności. ­Unicestwiłem w milczeniu królestwo cieni, bez miłości, bez bólu, bez urazy, postępując za imperatywem kategorycznym duszy, za apelem z góry. Nie mówię, że nie kocham tej jasności wplątanej w cienie lub że nie kocham mieszkańców tego królestwa, lecz opuściłem ciemności bez żalu i bez sentymentu. Teraz wydaje mi się, że także ciemności rozumiane jako brak światła można by pokochać, a nie tylko zwyczajnie je odrzucać.

Czy wymagam od siebie zbyt dużo? Nie sądzę. Mimo to czuję, że coś tu nie gra. Czuję pewne „nie wiem”, jakieś rozstrojenie w tej najsubtelniejszej harmonii.
Na czym ono polega?

 

Przypisy:

33 - W Ewangelii nie ma co prawda mowy o tym, by Jezus uzdrawiał trędowatych, odpuszczając im grzechy. Zolli mówiąc paralelnie o trędowatych i o odpuszczaniu grzechów, tworzy prawdopodobnie pewien konsonans między fragmentami Ewangelii, w wyniku obcowania z tradycją rabiniczno-midraszową. Zasady hermeneutyczno-rabiniczne usiłują połączyć urywki skrypturystyczne według kompleksowego systemu analogii asonansów i odsyłaczy. Co do uzdrowienia trędowatych zob. Mt 8, 1–4: „Gdy zszedł z góry, postępowały za Nim wielkie tłumy. A oto podszedł trędowaty, upadł przed Nim, mówiąc: «Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić». [Jezus] wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł: «Chcę, bądź oczyszczony». (…) Jezus powiedział do niego: «Uważaj, nie mów [o tym] nikomu, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich»”. Zob. też Mk 1,40–45; Łk 5,12–16; 17,11–19: „Zmierzając do Jeruzalem, przechodził przez pogranicze Samarii i Galilei. Gdy wchodzili do pewnej wsi, wyszło naprzeciw Niego dziesięciu trędowatych. Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: «Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami!» Na ten widok rzekł do nich: «Idźcie, pokażcie się kapłanom!» A gdy szli, zostali oczyszczeni. Wtedy jeden z nich, widząc, że jest uzdrowiony, wrócił, chwaląc Boga donośnym głosem, padł na twarz do Jego nóg i dziękował Mu. A był to Samarytanin. Jezus zaś rzekł: «Czy nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? Czy się nie znalazł nikt, kto by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec». Do niego zaś rzekł: «Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła»”. Co zaś się tyczy odpuszczenia grzechów zob. Mt 9,1–2: „On wsiadł do łodzi, przeprawił się z powrotem i przyszedł do swego miasta. A oto przynieśli Mu paralityka, leżącego na łożu. Jezus, widząc ich wiarę, rzekł do paralityka: «Ufaj, synu! Odpuszczone są ci twoje grzechy»”. Zob. także Mk 2, 1–12; Łk 5, 17–26; 7, 36–50.

34 - Zob. Kwiatki świętego Franciszka, rozdz. XXV, [w:] Kwiatki Świętego Franciszka oraz Reguły i Testament, tłum. L. Staff, Kęty 2003, s. 60–62.

35 - Święty Franciszek z Asyżu (1181–1226), zwany serafickim, założyciel zakonu braci mniejszych, sióstr klarysek i trzeciego zakonu franciszkańskiego.

36 - Zob. Tomasz z Celano, Życiorys drugi Świętego Franciszka z Asyżu, rozdz. CXXIV, [w:] Wczesne źródła franciszkańskie, tłum. C. Niezgoda OFMConv., Warszawa 1981, s. 165.

37 - J 19, 5: „Jezus więc wyszedł na zewnątrz w koronie cierniowej i płaszczu purpurowym. Piłat rzekł do nich: «Oto człowiek»”.


 



Pełna wersja katolik.pl