logo
Wtorek, 16 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Bernadety, Julii, Benedykta, Biruty, Erwina – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Tomasz Balon-Mroczka
Boży doping
Wydawnictwo Rafael


redakcja: Tomasz Balon-Mroczka
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy RAFAEL
Rok wydania: Kraków 2000
ISBN: 83-913189-1-5
Format: 165 x 240
Stron: 240
Rodzaj okładki: miękka

 
Antoni Piechniczek
 
Wiara jest dla mnie drogowskazem na całe życie. Byłaby nim zawsze, bez względu na to, czym bym się zajmował...
 
Urodzony w 1942 roku. Piłkarz m.in. Naprzodu Lipiny, Ruchu Chorzów (mistrzostwo kraju) i Legii Warszawa, reprezentant Polski. Wybitny szkoleniowiec - m.in. z Górnikiem Zabrze zdobył mistrzostwo kraju. Z reprezentacją Polski dwukrotnie awansował do finałów mistrzostw świata. W 1982 r., w Hiszpanii, wywalczył brązowy medal, cztery lata później, w Meksyku, prowadzona przez niego drużyna awansowała do drugiej rundy imprezy. W ostatnich latach z powodzeniem szkolił zespoły reprezentacyjne i klubowe Tunezji, Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Kataru.

 
Czy pamięta pan jeszcze ten obrazek: czerwiec 1982 roku, Barcelona, podziemia słynnego stadionu Nou Camp, kapliczka z obrazem Czarnej Madonny z Mont Serrat, a przed nim na klęczkach modląca się pańska drużyna? Czy pan to jeszcze pamięta?
 
Jakże miałbym nie pamiętać? To były niezapomniane dla mnie mistrzostwa, wielki sukces i wspaniałe przeżycia. Rzeczywiście, tam pierwszy raz widziałem modlącą się całą reprezentację. Ale któż się w tej kapliczce na Nou Camp nie modlił? Doprawdy wszyscy najwybitniejsi piłkarze wszech czasów. Zostawiali tam proporczyki, odznaki, klubowe pamiątki. To fantastyczna, wyjątkowa dekoracja świętego obrazu.
 
Nie spotkały was żadne konsekwencje ze strony ludzi strzegących ludowej władzy w PRL, gdzie nie przebrzmiały jeszcze echa stanu wojennego?
 
Nie. Sportowców władza traktowała trochę inaczej niż pozostałych obywateli. Więc i na takie "występki" przymykano oko. Nikt też nam nie wypominał, jak kiedyś całą drużyną poszliśmy na Mszę świętą w Kalkucie, do tego samego kościoła, w którym chorymi opiekowała się Matka Teresa.
 
Ale to była przecież jawna manifestacja wiary przez obywateli ciągle, bądź co bądź, komunistycznego kraju...
 
Jednak nikt z tego powodu nie robił nam wtedy żadnych kłopotów. Uważam, jako człowiek głęboko wierzący, że sportowcy nie powinni się wstydzić swej wiary w żadnej sytuacji. Dlatego jestem pełen uznania dla tych zawodników, którzy nie zważając na ironiczne, sarkastyczne uwagi otoczenia, potrafią przestrzegać swych chrześcijańskich powinności.
 
Mógłby pan podać jakieś przykłady?
 
Będąc jeszcze trenerem reprezentacji, odwiedziłem kiedyś na zgrupowaniu klubowym piłkarzy łódzkiego Widzewa. Pamiętam, był to czwartek, a ekipę zastałem w stołówce podczas śniadania. Zaproszono mnie do stolika trenerów, poczęstowano kawą. W pewnym momencie w sali pojawiła się szefowa kuchni, uprzejmie pytając, czy w związku z przypadającym nazajutrz piątkiem, ktoś ma specjalne życzenia dotyczące bezmięsnego menu. Przypuszczam, że chyba wszyscy byli osobami wierzącymi, ale tylko Marek Citko i bodaj jeszcze ktoś, poprosili o postną dietę. Mimo uszu puszczając uszczypliwe uwagi swoich kolegów. Przyznaję, że byłem zbudowany taką postawą Marka. Pełen uznania jestem także dla zawodników, przestrzegających surowego, nieludzkiego wręcz, reżimu Ramadanu.
 
No, właśnie - kilka lat spędził pan pośród właściwie samych wyznawców islamu, gdzie kultywowanie chrześcijańskich praktyk religijnych jest dla katolika z pewnością uciążliwe...
 
Odpowiem może sloganowo, ale to prawda, że modlić się można w każdym zakątku ziemi. Ja byłem w tym szczęśliwym położeniu, że akurat tam, gdzie przyszło mi pracować, nie było problemów ze znalezieniem katolickiego kościoła. W Dubaju na przykład, codziennie odprawiano Msze święte, a w Środę Popielcową naliczyłem w rozpisce aż dziewięć nabożeństw. Tamtejszy kościół jest nowoczesną, pełną wygód budowlą, włącznie z klimatyzacją, a katolicy w modlitwie wiernych proszą o łaski dla szejka, który był fundatorem tej pięknej świątyni. W Katarze co niedzielę chodziliśmy z żoną na Mszę, która była odprawiana w auli amerykańskiego gimnazjum. W Tunisie natomiast znajduje się okazała katedra z XIX wieku, w której przed kilku laty sprawował Liturgię Słowa Jan Paweł II.
 
Nie dochodziło do kolizji na tle wiary?
 
Ja żadnych przykrości z tego powodu nie doświadczyłem. Opowiem natomiast o tym, jak mnie - katolika - i moich muzułmańskich piłkarzy, połączyła wspólna modlitwa. Jest taki zwyczaj wśród tamtejszych drużyn, że przed meczem wszyscy stają w kole, chwytają się za ramiona i odprawiają modły o dobry wynik. Długo nie wiedziałem jak ja mam się zachować, bo przecież ich praktyki były mi absolutnie obce. Ale przed jakimś ważnym spotkaniem, któryś z zawodników pociągnął mnie za ramię i mimo woli znalazłem się pośród nich. Nie próbowałem się uwalniać, ale drugą rękę czym prędzej włożyłem do kieszeni, w której noszę różaniec - dar od Ojca Świętego. I kiedy oni wzywali Allaha, ja, mocno ściskając różaniec, modliłem się do Jezusa i Maryji.
 
Pana kariera to jedno pasmo sukcesów. Jako piłkarz zdobywał pan mistrzostwo kraju, występował w drużynie narodowej, a jako trener także sięgnął szczytów, prowadząc reprezentację. Czy wiara w Boga odegrała w tej karierze jakąś rolę?
 
Nie tylko w karierze piłkarskiej czy trenerskiej, ale w całym moim życiu, sprawy wiary i religii miały ogromne znaczenie. Najkrócej ujmując, wiara w Boga była i jest dla mnie drogowskazem na całe życie. I byłaby nim zawsze, bez względu na to, czym bym się zajmował. Dekalog zawsze był i jest wyznacznikiem mojego postępowania. W takim duchu byłem wychowywany przez dwie kobiety - babcię, która straciła męża na pierwszej wojnie, oraz mamę, owdowiałą podczas drugiej wojny światowej. W tym rządzonym przez nie domu wszystko podporządkowane było kalendarzowi liturgicznemu, który nie ograniczał się jedynie do uczestnictwa w niedzielnej Mszy. Chodziłem do kościoła na Roraty, nabożeństwa majowe, w październiku odmawiałem różaniec. Kiedy byłem już w szkole średniej, posłuszny wskazaniom babci często przed lekcjami wstępowałem na krótką modlitwę do pobliskiego kościoła pod wezwaniem Wniebowstąpienia Najświętszej Marii Panny. Tak zresztą postępowało wielu moich chorzowskich kolegów. A jakież to było dla nas przeżycie, kiedy na Pasterce staliśmy obok swoich sportowych idoli - Cieślika, Wyrobka, Alszera, Cebuli...
 
Parę lat później sam pan się stał idolem dla młodzieży...
 
Lecz i wtedy, gdy byłem kapitanem Ruchu Chorzów, zawsze przed wyjściem na boisko kreśliłem znak krzyża. To mi w szczególny sposób pomagało, stawałem się pewniejszy i mocniejszy. Sport jednak to nie tylko same sukcesy. Wzloty przeplatają się z upadkami. A kiedy się przegrywa, przychodzi refleksja nad sensem wykonanej pracy i wtedy człowiekowi potrzeba silnej wiary w sukces w następnej potyczce. Dlatego może z większą pokorą idzie się wtedy do kościoła, szukać tego Kogoś, kto podtrzyma na duchu...
 
... i nauczy przegrywać?
 
Tak, ale najpełniej się to rozumie wówczas, gdy się jest trenerem, kiedy jednocześnie trzeba być nauczycielem i wychowawcą. Tak, ten zawód najbardziej uczy pokory. Nie można go dobrze wykonywać, będąc zadufanym w nieomylność swych metod i nie uwzględniać, ograniczonych przecież, możliwości swoich podopiecznych. Nie każdy może być Maradoną, dlatego sztuką jest zbudowanie mocnego zespołu, wkomponowując w niego zawodników o bardzo zróżnicowanych umiejętnościach.
 
Piłka nożna przestała jednak być oazą respektowania zasad gry fair, liczy się zwycięstwo za wszelką cenę. Dzisiaj nie są w cenie zasady moralne. Rywal na boisku walczy bezpardonowo, staje się śmiertelnym wrogiem...
 
Niestety, to prawda. Za taki stan w największej mierze odpowiedzialni są trenerzy i działacze klubowi. Nieszczęście futbolu, i sportu w ogóle, jest efektem braku poszanowania zasad moralnych. W pierwszym rzędzie przez nich, a nie przez zawodników...
 
...którzy na boisku nie szanują rywala?
 
Dlatego tak ważna jest rola trenera. To on musi młodym ludziom wpajać szacunek dla przeciwnika. Szacunek, który zabija nienawiść, największą plagę sportowej rywalizacji.
 
Ten problem podnosi też Jan Paweł II, podczas częstych spotkań ze sportowcami.
 
Miałem i ja zaszczyt być przyjętym przez Ojca Świętego. Z piłkarzami, którzy grali wtedy w reprezentacji, prosiliśmy Papieża o poświęcenie piłki, którą mieliśmy grać ważny mecz. Nie posłuchał nas. Pobłogosławił całą ekipę, ale nie piłkę, bo ta - jak powiedział - rządzi się swoimi prawami...
 
Osiągnął pan w życiu i w sporcie bardzo wiele. O co dzisiaj się pan modli?
 
Istotnie, jestem bardzo szczęśliwy. Dzięki Bogu, omijały mnie jakieś przykre doświadczenia, choć i w moim życiu nie brakowało porażek. Kiedy mi się one przytrafiały, modliłem się o lepsze jutro. Dzisiaj zaś proszę Boga, bym mógł jak najdłużej być trenerem. Bo ta praca ciągle mnie bawi i sprawia wiele satysfakcji.
 
wywiad z lutego 2000 r.

 



Pełna wersja katolik.pl