logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Krzysztof Wons SDS
Bóg, który żyje w naszej pamięci
Zeszyty Formacji Duchowej


W naszej pamięci „tętni” życie. Żyją w niej różne wspomnienia i obrazy. Za nimi ukrywają się wydarzenia i doświadczenia z historii naszego życia. Nie są jedynie martwymi pamiątkami, które możemy oglądać według naszego upodobania. Uczestniczą nadal w naszym życiu i mogą mieć znaczący wpływ na naszą teraźniejszość. 
 
W naszej pamięci pod wpływem różnych doświadczeń, nie tylko religijnych, kształtuje się nieustannie osobisty obraz Boga. Nosimy Go w sobie. Nosimy na modlitwę, zanosimy go innym, jesteśmy z nim w pracy, przy nauce. Jest z nami w naszej codzienności. 

Warto pytać siebie, czy jest to ten sam obraz Boga, o którym czytamy w Biblii, o którym opowiada Jezus w Ewangelii. Rozważanie, które proponuję jest zaproszeniem do refleksji nad obrazem Boga, który chowamy w naszej pamięci. Może on mieć decydujące znaczenie dla naszego życia psychicznego i duchowego. 
 
Ważne pytanie
 
Czy obraz Boga, jaki utrwala się w mojej pamięci jest prawdziwy? Czy nie kryje w sobie iluzji i zafałszowań, niekoniecznie świadomie spreparowanych? Pytanie jest bardzo ważne, ponieważ od zdrowej lub chorej pamięci zależy nasze zdrowe lub chore życie. Trafnie ujmuje problem o. A. Grün: „Chory obraz Boga czyni także chorą ludzką duszę. Rezultatem wypaczonego obrazu Boga jest chęć niszczenia oraz skłonność do zamykania się w sobie i stawania się coraz bardziej nieczułym. Jeśli mam więc chory obraz Boga, na przykład Boga-Księgowego, Boga-Despoty, Boga-Wyczynowca, wówczas kształtuje to charakter mojej pobożności. Jestem wtedy przekonany, że muszę być coraz bardziej wydajny, muszę wypełniać wszystkie obowiązki, aby dobrze wypaść w Bożej buchalterii. Surowy obraz Boga prowadzi do surowej pobożności, której objawem jest obranie twardego kursu w stosunku do siebie. Wynika stąd konieczność ciągłego pytania, jaki obraz Boga wyciska piętno na moim zachowaniu” [1]
 
Pytanie o obraz Boga w naszej pamięci jest także pytaniem o obraz siebie samego. W pewnym sensie osobisty stosunek do siebie samego jest odbiciem naszego rzeczywistego obrazu Boga, który żyje w naszej pamięci. Im prawdziwszy będzie nasz obraz Boga tym zdrowsza będzie nasza postawa wobec siebie samych. I odwrotnie.

Poznawanie siebie w świetle Słowa Bożego
 
Bóg zostawił nam Biblię nie tylko po to, aby objawić siebie samego, ale także po to, aby objawić nam nasz własny obraz siebie samego. To prawda, że jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga i prawda ta dotyczy dosłownie każdego z nas. A to oznacza równocześnie, że każdy z nas w medytacji Słowa Bożego może odnaleźć drogę do poznania siebie, może odnaleźć prawdę o sobie samym, a w konsekwencji prawdziwe życie. Słowo Boże uczy nas patrzeć na siebie oczami Boga. Kiedy zaczynamy słuchać Jego słowa, czujemy jak powoli doświadczamy naszej rzeczywistej wartości: „Ponieważ drogi jesteś w moich oczach, nabrałeś wartości i ja cię miłuję” (Iz 43, 4). Kiedy na modlitwie Słowem Bożym wpatrujemy się w Boga, wracamy do źródeł swojego rzeczywistego piękna, do najczystszego obrazu swojego „ja”. Odkrywamy naszą twarz w „twarzy” Boga.
 
Będziemy więc zmierzali w tym rozważaniu do poznania siebie i naszej pamięci w świetle Słowa Bożego. Pomoże nam w tym przypowieść Jezusa o synu marnotrawnym. Pierwszym jednak etapem naszej drogi, którego nie można pominąć, jest przyjęcie siebie w obecnym stanie własnego życia. Powinniśmy najpierw dążyć do zaakceptowania własnej osoby z naszą teraźniejszością, także z jej małością i grzesznością. Jak nauczyć się takiej postawy? Przypatrzmy się powracającemu synowi z przypowieści Jezusa. Dopóki żył „poza ojcem” nie potrafił zobaczyć siebie w prawdzie. W konsekwencji nie potrafił także przyjąć siebie takim, jakim jest, i dostrzec godności, której w oczach ojca nigdy nie utracił. Jego spojrzenie na siebie zmienia się diametralnie w momencie, kiedy znajduje się w jego objęciach. Obraz zagubionego dziecka w ramionach ojca mówi nam wyraźnie, że jesteśmy zdolni przyjąć siebie dopiero wtedy, gdy poczujemy się przyjęci przez Boga, gdy poczujemy się dziećmi w Jego ramionach, którymi obejmuje nas zawsze z tą samą miłością. Można powiedzieć, że w ramionach Boga Ojca stajemy się dziećmi wolnymi. Kiedy czujemy się przyjęci przez Boga takimi jakimi jesteśmy, wówczas wolni stajemy się od tego, co nas do tej pory paraliżowało – wolni od obsesji bycia wielkim we własnych i innych oczach. 
 
Gdy człowiek doświadczy dogłębnie, że ma wartość w oczach Boga, staje się wówczas wolny od przymusu „zarabiania” na swoją wielkość. Można powiedzieć, że Bóg czyni nas zdolnymi do przyjęcia siebie takimi, jakimi jesteśmy, i w ten sposób uzdrawia nas wewnętrznie. Przestajemy polegać na sobie, na pozorach, a zaczynamy polegać na samym Bogu. Jest to moment przełomowy na drodze dalszego poznawania siebie. Pokazuje nam, że nasze dotychczasowe wyobrażenie o Bogu i o sobie było chore i jako takie trwało mocno zakorzenione w naszej pamięci. Nasza pamięć potrzebuje uzdrowienia, ponieważ chora pamięć sprawia, że choruje cały człowiek. 
 
Znaczenie i siła pamięci w życiu duchowym
 
Musimy wejść na drogę uzdrowienia naszego zafałszowanego obrazu siebie, który tkwi w naszej pamięci. Pamięć jest niezwykłą siłą w naszym życiu. Żyje w niej cała nasza przeszłość i wpływa na naszą teraźniejszość pozytywnie lub negatywnie. Może zamazać w nas obraz dziecka. Szczególnie silne oddziaływanie na nas i nasz obraz siebie ma pamięć afektywna. Potwierdzają to również badania psychologiczne. Pamięć afektywna sprawia, że znaczące przeżycia lub wydarzenia z naszego życia, zwłaszcza z okresu dzieciństwa, pozostawiają w naszej psychice ślad emocjonalny. Ślad ten wzbudza w nas reakcje uczuciowe w sytuacji, w której przeżywamy doświadczenia podobne do przeżyć z przeszłości.
 
Doskonale ukazuje to zachowanie marnotrawnego syna. Wracając do ojca nie może uwolnić się od swojej przeszłości, od swojego starego sposobu patrzenia na ojca. To, co pamięta, każe mu wciąż powtarzać w drodze do ojca: „Nie jestem godny nazywać się twoim dzieckiem”. Nawet gdy już znajduje się w ramionach ojca, nadal wspomina przeszłość, która mu ciąży i każe powtarzać to samo: „Nie jestem godny nazywać się twoim dzieckiem”. To zachowanie syna pokazuje nam, jak wielką moc ma w nas pamięć. Także postawa starszego syna wskazuje, jak silny wpływ na życie może mieć pamięć. Ciągle pamięta, co zrobił brat młodszy. Nie pozwala mu to zaakceptować powrotu młodszego brata, nie pozwala mu dostrzec i zrozumieć dobroci ojca. Zła pamięć ropieje w nim jak rana i wywołuje ból.
 
Czy nasza przeszłość nie przeszkadza nam żyć podobnie jak synom z przypowieści? Czy w naszej przeszłości nie ma spraw, wydarzeń, z którymi do tej pory nie potrafimy się pogodzić? Czy nie ma w nas smutku młodszego syna, który nie pozwala nam przeczuwać miłości Boga i zabija w nas poczucie godności? Czy nie żyje w nas pielęgnowany przez starszego syna ból, z którego nie potrafimy lub nie chcemy zrezygnować? Innymi słowy, czy nie ma jakichś ran lub urazów w naszej pamięci, które nie pozwalają nam patrzeć na Boga, na siebie lub na innych w sposób wolny i prosty? Zatem powinniśmy docenić rolę i siłę naszej pamięci. Całe nasze życie – dzień po dniu – magazynujemy w naszej pamięci. Św. Jan od Krzyża twierdzi wręcz, że „większość zła, jakie szatan sprowadza na duszę ma swoje źródło w wiedzy i wyobrażeniach naszej pamięci”. Jeśli nasza pamięć jest obarczona nieuzdrowionymi wspomnieniami i przeżyciami, nasz obraz Boga, siebie i innych nie będzie czytelny, nasze poznawanie będzie zafałszowane. Nasza pamięć potrzebuje więc uzdrowienia. Chodzi tutaj o podwójne uzdrowienie pamięci. Co to znaczy? Zrozumiemy to lepiej przyglądając się historii dwóch synów.
 
Uzdrowienie z „niepamięci”
 
Popatrzmy najpierw na starszego syna. Popatrzmy jak chora pamięć nie pozwala mu normalnie funkcjonować, nie pozwala nawiązywać właściwych relacji z ojcem i bratem. Otóż starszy syn jest w pewnym sensie typem intelektualisty (niekoniecznie „intelektualistą” jest ten, kto posiada wysoki współczynnik inteligencji). Intelektualizacja życia może stać się jednym ze sposobów na utrzymanie zimnych relacji ze sobą, z Bogiem i z innymi. Postawa starszego syna jest przypomnieniem postawy człowieka, który boi się bliższych więzi. Nie rozwinął w sobie dostatecznie zdolności kochania. Woli pozostać racjonalistą. Jego oparciem jest prawo, które należy zachowywać. Na tak pojętej poprawności buduje swoje relacje z najbliższymi. Redukuje wszystko do własnych pojęć i do ustalonej z góry logiki życia. Dla niego wszystko jest jasne. Tak ustalił. M. in. dlatego nie potrafi przyjąć młodszego brata, który łamie ramy życia domowego, który zaczyna chodzić swoimi drogami, zaczyna błądzić, ma wątpliwości, gubi się. Życie starszego syna ma ustaloną z góry formułę. Ściska je mocno w swoich dłoniach, zabezpiecza się przed niespodziankami trzymając wszystko pod swoją kontrolą. Bóg, którego personifikuje ojciec z przypowieści, jest jednym z jego zabezpieczeń. Wszystko bierze „na rozum”. Serce ma zimne, chociaż dużo pracuje dla domu. Ojciec budzi go z tej intelektualnej iluzji. Mówi do niego: „Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy”. Chce zrzucić łuski z jego oczu, aby spojrzał na swoje życie głębiej. 
 
1 2  następna
 



Pełna wersja katolik.pl