logo
Piątek, 29 marca 2024 r.
imieniny:
Marka, Wiktoryny, Zenona, Bertolda, Eustachego, Józefa – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Barbara Stefańska
Blask prawdy
Idziemy
fot. Julia Volk | Unsplash (cc)


Prawdę rozpoznajemy, przyjmujemy, odkrywamy. Nigdy nie jesteśmy jej właścicielami – mówi ks. prof. Piotr Mazurkiewicz, profesor nauk społecznych, w rozmowie z Barbarą Stefańską

 

Jezus mówił: „Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”. To także ulubiony cytat z Biblii św. Jana Pawła II. Co te słowa znaczą?

 

„Poznacie prawdę” oznacza, że my jesteśmy wobec niej receptywni. Rozpoznajemy ją, przyjmujemy, odkrywamy. Nigdy nie jesteśmy jej właścicielami, tzn. ani nie znamy do końca prawdy o świecie, ani też nie możemy prawdziwymi zdaniami swobodnie manipulować. Newton opisał prawa dynamiki, ale ich nie wymyślił. Możemy sobie coś dopisać do wzoru opisującego drugą zasadę dynamiki, ale to nie sprawi, że ciała poruszać się będą inaczej, niż wynika to z poprawnego zapisu matematycznego. Odkrył prawdę, która istnieje w rzeczywistym świecie.

 

Łatwiej to zrozumieć w przypadku praw fizycznych, ale w świecie ludzi istnieje także prawo naturalne dotyczące kwestii moralnych. Trzeba tu sięgnąć do teologii stworzenia. Pojawienie się człowieka na ziemi nie jest efektem działania ślepych sił ewolucji. Ludzie są stworzeni przez Boga – Najwyższą Mądrość – który obdarzył nas racjonalną naturą. Jeśli odrzucimy Stwórcę, wówczas człowiek nie może mieć racjonalnej natury od Niego otrzymanej, a w konsekwencji nie możemy też mówić o czymś, co jest dla człowieka obiektywnie dobre, gdyż odpowiada jego naturze.

 

Co ma wspólnego prawda z wolnością?

 

Prawda jest ściśle powiązana z wolnością, ponieważ gdy ją znamy, tzn. poprawnie rozumiemy samych siebie, wówczas podejmujemy działania racjonalnie i dokładnie takie, jak chcemy. Wszak każdy z nas pragnie swojego własnego obiektywnego dobra. Rozum rozpoznaje prawdę, a wola może zgodnie z nią działać. Natomiast gdy działam w sposób nieracjonalny, np. z powodu wprowadzenia w błąd czy grzechu, nie jestem wolny.

 

W cytowanym przez Panią zdaniu [Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli] chodzi jednak o poznanie ostatecznej prawdy, tzn. Jezusa Chrystusa. Niewolą zaś, o której On w tym miejscu wspomina, jest grzech.

 

Jakie konsekwencje w rozumieniu prawdy niesie ze sobą chrześcijańska wizja świata?

 

Chrześcijańska – czy szerzej: teistyczna wizja świata – zakłada, że istnieje Bóg, który jest rozumem, mądrością i On stworzył rzeczywistość, która w związku z tym jest uporządkowana w racjonalny sposób. Źródło racjonalności jest w Stwórcy. Ponieważ my jesteśmy stworzeniami i nasz rozum działa podobnie jak Boży, to prawdę możemy nie tylko poznać, ale także wzajemnie ją sobie komunikować. Zresztą, całe istnienie nauki jest oparte na wierze, że struktura świata jest uporządkowana i można ją opisać matematycznie. Jeśli stojąc na przystanku, chcemy się dowiedzieć, kiedy przyjedzie tramwaj, matematyka pomaga nam to wyliczyć. Jeśli prawda o stworzeniu świata znika z pola widzenia i zastępowana jest przez opinię, że jest on przypadkowym efektem „wielkiego wybuchu” i procesów ewolucji, to taki świat nie może być także racjonalnie uporządkowany. Złudzenie porządku jest wówczas jedynie wytworem umysłu człowieka. Nie chodzi tu o negatywny stosunek do teorii „wielkiego wybuchu” czy teorii ewolucji, ale do ich redukcjonistycznych wersji, które nie uwzględniają Logosu jako absolutnego początku wszystkiego.

 

Różne nurty współczesnej myśli w ogóle podważają istnienie prawdy albo twierdzą, że człowiek sam ją sobie tworzy.

 

Dyskusja, czy człowiek poznaje prawdę czy ją wytwarza, ma olbrzymie konsekwencje dla życia społecznego. Według nietzscheańskiej wizji świata prawda nie istnieje, człowiek jedynie „schematyzuje”, tzn. wytwarza w głowie pewien uporządkowany sposób interpretacji świata. Jest to konieczne ze względu na cele pragmatyczne. Narzucanie zaś innym własnego sposobu „schematyzowania” oznacza ich podporządkowywanie sobie, zdobywanie nad nimi władzy. W ten sposób „prawda” staje się narzędziem przemocy. Kto dysponuje silniejszą interpretacją, ten wygrywa.

 

Takie podejście widać w świecie mediów. Które medium jest silniejsze, to potrafi narzucić ludziom swój sposób myślenia. Nie pytamy, która interpretacja jest prawdziwa, bliższa rzeczywistości, ale która jest silniejsza. W tym zakorzenione jest mówienie o mediach jako czwartej władzy.

 

Narzędziem do podporządkowywania ludzi jest język. Mówi się o performatywnej funkcji języka – że język do pewnego stopnia wytwarza rzeczywistość. Na przykład kiedyś nie opisywano społeczeństwa poprzez kategorię dyskryminacji z uwagi na orientację seksualną. Dziś naruszenie poprawności politycznej w tym zakresie może skutkować zwolnieniem z pracy albo nawet osadzeniem człowieka w więzieniu. A przecież człowiek się nie zmienił, natura ludzka się nie zmieniła. Po prostu ludzie wymyślili nową kategorię, wprowadzili ją do książek, statystyk, przepisów prawa i przekonują, że taka rzeczywistość istnieje. Jest to pewien sposób interpretacji świata, który jest ideologiczny, a przedstawia się go jako neutralny.

 

Jan Paweł II nauczał, że człowiek ma „poważny obowiązek moralny szukania prawdy i trwania przy niej, gdy się ją odnajdzie”.

 

Ten fragment tekstu św. Jana Pawła II mówi o indywidualnym obowiązku podążania za głosem sumienia oraz szukania prawdy, w szczególności tej ostatecznej, to znaczy Boga. Powiedzieliśmy, że człowiek z natury pragnie prawdy, ale trzeba dodać, że ma także moralny obowiązek jej poszukiwania. Jest to obowiązek dbania o siebie jako człowieka, tzn. istotę racjonalną. Św. Augustyn mówi: „Stworzyłeś nas jako skierowanych ku Tobie i niespokojne jest serce nasze, dopóki w Tobie nie spocznie”. Nikt nie lubi być okłamywany. Pragniemy prawdy, przede wszystkim tej prawdy, która decyduje o sensie i wartości naszego życia. Ale kiedy człowiek znajduje prawdę, tylko on sam wie, jakiej udzielił odpowiedzi. On sam tylko wie, co mówi mu głos sumienia.

 

Ostatnio dużo się mówi o tzw. fake newsach w przestrzeni publicznej. Co jest przyciągającego w fałszywych wiadomościach?

 

Jeden z filozofów twierdził, że diabeł nie byłby taki zły, gdyby nie był taki piękny. Czyste zło nie kusi człowieka, ale w rzeczywistości zawsze spotykamy się z przymieszką dobra i zła.

 

Najłatwiej jest się nabrać na przekazy, które wyglądają wiarygodnie, są najbardziej podobne do prawdy. I tak są konstruowane fake newsy, czyli kłamstwa. Może być w nich 99 proc. prawdy, ale ten 1 proc. sprawia, że całość wprowadza człowieka w błąd.

 

Teraz mamy do czynienia z falą fake newsów na temat uchodźców i wojny na Ukrainie. Do czego to może prowadzić?

 

Równocześnie z wojną militarną na Ukrainie toczy się wojna informacyjna. Informacje nie znają granic. Ponieważ Polska udziela Ukrainie pomocy np. dyplomatycznej czy humanitarnej, również nasz kraj jest celem w tej wojnie. W Polsce na przykład są rozpowszechniane informacje, które mają kreować konflikt polityczny i prowadzić do konfliktu społecznego. Zresztą, ta wojna informacyjna toczyła się wcześniej, ale z mniejszym nasileniem. Wiele osób czytało np. serwis Sputnik czy oglądało Russia Today – narzędzia, które nie są stworzone do informowania, ale mają na celu rozpowszechnianie rosyjskiej propagandy, produkowanie fałszywych wiadomości, przekonywanie odbiorców do rosyjskiej interpretacji wydarzeń.

 

Jak nie dać się w tej sytuacji skłócić pomiędzy sobą lub z uchodźcami?

 

Nie rezygnować z refleksji. Pozytywne odruchy Polaków wynikają z jednej strony z chrześcijańskiego miłosierdzia, ale też ze świadomości własnych interesów i refleksji nad sytuacją geopolityczną. Niepodległość Ukrainy jest ważna, bo ten kraj na to zasługuje, a oprócz tego stanowi bufor pomiędzy Rosją a Polską.

 

Pomoc uchodźcom pociąga za sobą pewne koszty i ciężary społeczne. Jednak badania dotyczące migracji pokazują, że w dłuższej perspektywie przybysze przynoszą państwu zysk, w szczególności, jeśli są bliscy kulturowo. A tacy właśnie są dla nas Ukraińcy – bliscy etnicznie, językowo, religijnie, gdyż tak jak my są chrześcijanami.

 

A jak nie przyczyniać się, nawet mimowolnie, do rozpowszechniania niesprawdzonych informacji czy kłamstw?

 

W mediach społecznościowych czy w ogóle Internecie są ludzie, którzy zawodowo zajmują się kłamstwem, czyli wprowadzaniem w błąd, w tym także służby specjalne. Jeśli rozpowszechniamy fake newsy, one docierają do naszych znajomych poręczone naszą wiarygodnością. Stąd potrzeba ostrożności w klikaniu, a jeśli przekazaliśmy coś błędnie, konieczne jest sprostowanie. Rozpowszechnianie fake newsów zmienia bowiem realne zachowanie ludzi w szerszej skali i w konsekwencji wpływa także na politykę państwa.

 

Czym to może skutkować w obecnej sytuacji?

 

W tej chwili rząd udziela Ukraińcom szerokiej pomocy; również społeczeństwo jest pozytywnie nastawione do uchodźców. Jednak trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że sytuacja będzie coraz trudniejsza. Dwa miliony ludzi muszą gdzieś mieszkać, jeść, korzystać ze służby zdrowia, uczyć się i pracować. Dlatego będzie łatwo o konflikt z uchodźcami.

 

Na razie w Polsce jest przyzwolenie społeczne na wspieranie Ukraińców. Ale jeśli przeciwnikowi udałoby się zniszczyć to przyzwolenie, rząd, działając dokładnie w ten sam sposób, występowałby przeciwko opinii publicznej, ryzykując utratę władzy.

 

Istotne jest uświadomienie sobie powagi sytuacji. Obecnie zwiększa się odpowiedzialność za słowo dziennikarzy, naukowców, a przede wszystkich polityków. I zwiększa się odpowiedzialność Kościoła – pasterzy, ale i księży, bo oni mają autorytet. Powinniśmy starać się przewidywać skutki wypowiadanych słów. Jeśli pół roku temu ktoś opowiadał głupstwa, co najwyżej się wygłupił. Dziś, w poważniejszej sytuacji, to samo głupstwo może powodować daleko idące konsekwencje.

 

Rozmawiała Barbara Stefańska
Idziemy nr 14/2022

 
 



Pełna wersja katolik.pl