logo
Piątek, 19 kwietnia 2024 r.
imieniny:
Alfa, Leonii, Tytusa, Elfega, Tymona, Adolfa – wyślij kartkę
Szukaj w


Facebook
 
Vimal Tirimanna CSsR
”Grzeszne mówienie o grzechu”. W poszukiwaniu źródeł utraty poczucia grzechu
Kwartalnik Homo Dei


Potrzeba "odwrócenia się" od grzechu

Sakrament pojednania będzie czymś niezrozumiałym bez pojęcia grzechu, jeżeli bowiem nie ma grzechu, wówczas nie ma potrzeby pojednania z Bogiem. Monica Hellwig wyraża tę zawsze żywą w tradycji chrześcijańskiej wewnętrzną więź między pojęciami grzechu i pojednania, kiedy mówi, że sakrament pojednania może mieć sens jedynie wtedy, kiedy będziemy mieli właściwe rozumienie potrzeby "odwrócenia się" od swego grzechu. Innymi słowy, znaczenie sakramentu pokuty będzie zależne od sposobu rozumienia grzechu[1].

Dzisiaj, nie tylko w tzw. świecie rozwiniętym, ale również w tzw. świecie rozwijającym się dostrzegamy wyraźne znaki dowodzące, że potrzeba korzystania z sakramentu pojednania słabnie. Mniej więcej 25 lat temu, odnosząc się do powyższego zjawiska, papież Jan Paweł II posłużył się zdaniem powracającym stale podczas obrad ówczesnego Synodu Biskupów: Sakrament pokuty przechodzi kryzys[2]. Wiele przyczyn znajduje się u jego źródeł. W adhortacji apostolskiej Reconciliatio et paenitentia (1984) Jan Paweł II wskazuje, że jedną z głównych jest coś, co nazywa on utratą poczucia grzechu[3]. Niektórzy utrzymują, że współczesna utrata poczucia grzechu w Kościele jest reakcją na przesadne akcentowanie grzechu w przeszłości. Inni z kolei oskarżają Sobór Watykański II, wskazując go jako odpowiedzialnego za osłabienie znaczenia sakramentu pojednania. Jeszcze inni jako główną przyczynę istniejącego kryzysu wskazują słabość katechezy przygotowującej do tego sakramentu, w wyniku czego wiernym brakuje odpowiedniej wiedzy. Są również i tacy, którzy wśród przyczyn kryzysu praktyki sakramentu pojednania dostrzegają słabe przygotowanie spowiedników, a także niechęć wielu kapłanów do posługi w konfesjonale. Lista możliwych źródeł kryzysu nie ma końca.

W niniejszym artykule chciałbym wskazać na "grzeszne mówienie o grzechu" jako na jedno ze znaczących źródeł współczesnego kryzysu sakramentu pojednania. Najpierw spróbuję wyjaśnić samo pojęcie "grzeszne mówienie o grzechu", by następnie wskazać kilka sytuacji, w których może ono mieć w Kościele miejsce.

Znaczenie pojęcia "grzeszne mówienie o grzechu"

Pojęciem "grzeszne mówienie o grzechu" posłużył się znany teolog moralista, redemptorysta o. Bernard Häring[4]. Jego zdaniem, kiedy pozbawiamy pojęcie grzechu właściwego mu znaczenia oraz kiedy obwiniamy innych zamiast siebie za grzechy przez nas popełniane, wówczas mamy do czynienia z grzesznym przedstawianiem pojęcia grzechu. Häring pojęciem tym obejmuje również takie ujmowanie grzechu, w którego wyniku rośnie poczucie winy w innych lub w nas samych, jednakże problem winy umiejscawiany jest bardziej w przekroczeniu prawa lub przykazania niż w odrzuceniu majestatu Boga, Jego łaski i miłości; chodzi mu również o takie przedstawianie grzechu, gdzie najgorszym jego skutkiem jest własna szkoda grzeszącego przy równoczesnym zupełnym pominięciu niszczącego sprawiedliwość i pokój wymiaru grzechu - itd. [5]. Dla Häringa nasze mówienie o grzechu staje się najbardziej grzeszne wtedy, kiedy grzech Adama i Ewy jest ukazywany jako mocniejszy od łaski Odkupiciela Jezusa Chrystusa[6]. W niniejszym artykule zwrotu "grzeszne mówienie o grzechu" będziemy używać w tym samym znaczeniu, w jakim używał go Häring, adaptując go do kilku wybranych sytuacji współczesnego życia Kościoła, w których może mieć miejsce owo "grzeszne mówienie o grzechu", przyczyniające się do pogłębienia kryzysu sakramentu pojednania.

Kilka współczesnych przykładów grzesznego mówienia o grzechu

Grzech jako zwykłe przekroczenie prawa

Traktowanie przekroczenia prawa w kategoriach grzechu stanowi część dziedzictwa Tradycji katolickiej. Ta dość prosta i niewyszukana definicja grzechu opiera się na legalistycznej interpretacji czynu pierwszych rodziców przedstawionego w III rozdziale Księgi Rodzaju. Nawet św. Augustyn definiował grzech, odwołując się do przekroczenia prawa. Jakkolwiek tego typu definicja nie jest całkiem zła, to jednak może ona otwierać drogę do wyłącznie legalistycznej interpretacji grzechu, co rzeczywiście się stało w Tradycji katolickiej, zwłaszcza w okresie potrydenckim. Moralność tamtego okresu nabrała charakteru licznych i wyraźnie określonych przepisów prawnych, tak aby mogła być traktowana i interpretowana zgodnie z zasadami o charakterze prawnym[7]. Sytuacja ta została sugestywnie przedstawiona przez Monikę Hellwig, która napisała: Jest niewątpliwą prawdą, że zbawienie nie przychodzi przez prawo Chrystusa, ale przez Jego miłosierną miłość; nie przez prawo Kościoła, ale przez udział we wspólnocie i pojednanie dokonywane za pośrednictwem wspólnoty, w którą wciela się Chrystus jako wyraz miłości Ojca. Historia Kościoła i jego praktyki pojednania kryją w sobie długie i złożone zmagania wewnątrz wspólnoty chrześcijańskiej zmierzające do tego, aby uświadomiła ona sobie i przyjęła postawę Chrystusa, będącego jej rzeczywistym starszym bratem, który rozumie miłość Ojca i dynamikę drogi nawrócenia Jego braci. Niestety, dla wspólnoty chrześcijan oraz dla jej urzędowych przedstawicieli nigdy nie było łatwe zrozumienie zachowania Ojca z ewangelicznej przypowieści [Łk 15,11-32] ani też odróżnienie pojednania z Bogiem i Jego stworzeniami od procedur stosowanych przez sądy wobec przestępstw kryminalnych w społecznościach świeckich w ciągu naszej pełnej grzechu historii. Inspiracje biblijne ciągle od nowa powinny stawać w opozycji wobec tych świeckich skojarzeń, po to aby możliwym było nieustanne korygowanie zarówno naszej praktyki, jak i teologii pojednania[8].

 
1 2 3 4 5  następna
 



Pełna wersja katolik.pl